Ja w sprawie pracy


Chcąc się przekonać, w jaki sposób firmy dokonują rekrutacji pracowników, co mają do zaoferowania i przede wszystkim w jakim stopniu są wiarygodne, postanowiłam przez tydzień szukać pracy poprzez ogłoszenia prasowe.Początek nie należał do udanych. Pod dwoma numerami telefonicznymi (oferującymi pracę za bardzo atrakcyjne wynagrodzenie) przez cały dzień odzywały się automatyczne sekretarki, które miłym głosem informowały: „Chwilowo nie możemy podejść do telefonu. Jeżeli jednak dzwonisz w sprawie pracy, to po usłyszeniu sygnału pozostaw swoje imię i nazwisko, telefon, adres zamieszkania, przedstaw swoje umiejętności, posiadane wykształcenie oraz informację, jaka praca cię interesuje. Jeżeli nasza firma będzie zainteresowana propozycją, skontaktujemy się z tobą”. Trzeci telefon i następnego dnia zostałam zaproszona na spotkanie rekrutacyjne do siedziby firmy. Punktualnie o godzinie 13 zjawiłam się pod podanym adresem, gdzie czekało już jakieś 30 osób. Rekrutacja przebiegała w trzech etapach: pierwszy – przedstawienie firmy, drugi – oferta zatrudnienia polegająca na tym, że nie musiałabym nic robić, tylko używać produktów firmowych, ewentualnie polecać je znajomym. Trzeci – warunkiem spisania umowy o pracę było zainwestowanie ok. 700 zł jako opłaty za zarejestrowanie mnie w siedzibie znajdującej się w Los Angeles. Na moje pytanie, skąd mam wziąć na to pieniądze, bo przecież jestem bezrobotna, pani dyrektor odpowiedziała z uśmiechem: – Proszę pożyczyć od rodziny lub znajomych, bo jest to naprawdę pani życiowa szansa.Akurat. Ciekawe, dla kogo życiowa szansa?Następnego dnia dzwonię do firmy poszukującej asystentki prezesa. – Dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia – zaczynam.– Tak, ogłoszenie jak najbardziej aktualne. Już tłumaczę. Firma poszukuje kompetentnej osoby, która będzie pomagała prezesowi w zakresie działań związanych z planowaniem i logistyką, ponadto do jej obowiązków będzie należało m.in. pozyskiwanie gwarancji bankowych, sporządzanie umów handlowych, cała korespondencja handlowa oraz organizowanie i pilnowanie rozkładu dnia prezesa. Czy jest pani zainteresowana? – Oczywiście – odpowiadam.Wtedy pada pytanie o wykształcenie i posiadane kwalifikacje. Dałam upust fantazji. Informuję, że ukończyłam studia – dwa fakultety, znam trzy języki obce oraz prawo handlowe i prawo pracy. Pani po drugiej stronie słuchawki aż pieje z zachwytu. – No to już ostatnia formalność: czy mogłaby pani podać swój wiek? Odpowiadam i... po pracy. Miły głos w słuchawce informuje mnie bowiem, iż firma preferuje tylko osoby młode, dwudziestoparoletnie, ale po studiach i z doświadczeniem. Zatkało mnie. Przecież człowiek w wieku 20 lat rozpoczyna studia, a nie kończy.Ta rozmowa ostatecznie zniechęciła mnie do poszukiwania pracy w kraju, więc zabrałam się za ogłoszenia „eksportowe”. Na pierwszy ogień poszło oferujące „całkowicie legalną pracę w Austrii”. Tak na marginesie to nasza ojczyzna nie ma podpisanej umowy z tym krajem w sprawie zatrudniania Polaków. Mimo to zaczynam. – Dzień dobry, ja odnośnie ogłoszenia. Dzwonię, bo bardzo mi zależy na wyjeździe akurat do Austrii.– Ależ oczywiście, mamy oferty dla pracowników sezonowych, wspomagających rolnictwo, a także pracę w hotelach oraz gastronomii, i tutaj jest możliwość zatrudnienia nawet na kontrakt 2-3-letni – odpowiada męski głos.– Proszę mi powiedzieć, ile to będzie kosztowało? – pytam. Chwila ciszy i pada odpowiedź: – No gdzieś w granicach 600 złotych na początek. Mówię więc, że się zastanowię, a tymczasem proszę, żeby podał mi nazwę firmy oraz numer zezwolenia Krajowego Urzędu Pracy.– A na co to pani? – rozmówca jest dociekliwy.– Bo mam zamiar sprawdzić, czy czasem nie zostanę zrobiona w balona – odpowiadam. Mój rozmówca przysięga na zdrowie wszystkich członków swojej rodziny, że firma jest w porządku, ale wciąż nie podaje mi informacji, o które proszę. Zaczynam z grubej rury. Mówię mu, że jest naciągaczem, bo po pierwsze żadna firma w Polsce nie ma uprawnień do załatwienia zezwoleń na legalną pracę w Austrii, Francji czy Niemczech, a po drugie jako pośrednik nie ma prawa pobierać jakichkolwiek przedpłat. – Żeby ostrzec innych przed takimi pośrednikami, opiszę to wszystko w gazecie – atakuję dalej. Ta groźba sprawiła, że mój rozmówca odzyskał głos. – O co chodzi? To jakaś pomyłka. Proszę mnie nie straszyć. Proszę nie zawracać mi głowy pierdołami, ja prowadzę uczciwą firmę (ciekawe jaką, że nie chciał mi podać jej nazwy), jak się nudzisz (nie wiem, kiedy przeszliśmy na ty), to się czymś zajmij, a nie zaczepiaj porządnych ludzi – po czym walnął słuchawką. Po tygodniu takich rozmów miałam serdecznie dość i doszłam do wniosku, że zdrowiej jest być bezrobotnym.Jak się ustrzec oszustów i nie dać się wykiwać? Należy dowiedzieć się o firmie jak najwięcej i wystrzegać się płatnych pośredników. Wszystkie firmy doradztwa personalnego prowadzą bazy danych, gdzie oferty szukających pracy umieszczane są bezpłatnie. Ofert pracy za granicą należy szukać tylko przez specjalne agencje posiadające certyfikaty państwowe (Polska ma podpisane umowy z 14 krajami). Adresy legalnych instytucji pośredniczących w zatrudnianiu za granicą znajdują się w wojewódzkich urzędach pracy lub są dostępne w Krajowym Urzędzie Pracy w Warszawie. Powinien je mieć również każdy rejonowy urząd pracy.

Komentarze

Dodaj komentarz