Zapaśniczy fenomen


H.S. – Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że nie trenuje u nas tylko młodzież z Brzeźnicy, ale też z Raciborza i okolicznych wsi, głównie z Grzegorzowic. Zdobywamy rozgłos i młodzież garnie się do nas. Przyjmujemy dzieci już od trzeciej klasy podstawówki. Wtedy po sześciu, siedmiu latach treningu mają szansę uzyskać wynik na skalę kraju. Ale do tego daleka droga. Ze zgłaszających się do nas dzieci większość odsiewamy. Niestety, dzieci nie są dobrze przygotowane. W szkołach jakoś niezbyt dużą wagę przykłada się do zajęć wf. Ciężko wybrać np. grupę dziesięciu dzieci nadających się do uprawiania zapasów. A z tej dziesiątki dobrze będzie, jak dwie osoby zostaną zapaśnikami. Reszta wykrusza się.– Ilu zawodników trenuje obecnie?H.S. – Zawodniczek robiących wyniki jest siedem, chłopców około 20, do tego dochodzą młodzi. Tutaj to środowisko jest nieduże, stąd niedawno utworzyliśmy w SP w Raciborzu Płoni naszą filię. Większość dzieci pochodzi z rodzin wielodzietnych, niezamożnych. Obok trenowania staramy się je dożywiać.– Z czego klub się utrzymuje?– Duże wsparcie mamy w Urzędzie Gminy w Rudniku. Za te pieniądze opłacamy opał, prąd, wodę. Od marca gmina ufundowała również stypendia dla siedmiu zawodników i zawodniczek. Poza tym dostajemy pieniądze za wyniki sportowe. W sumie roczny budżet klubu to około 40-50 tys. zł. W klubie wszyscy pracujemy społecznie.– Trochę historii.– Wszystko zaczęło się w 1952 r. i jakoś tak trafiło na podatny grunt. Ówczesny trener Maksymilian Bugla z Unii Racibórz zamierzał utworzyć tutaj filię. Początkowo trenowano zapasy w stylu klasycznym. Dopiero kiedy Tadeusz Trojanowski wrócił z olimpiady z Rzymu z brązowym medalem i został trenerem kadry narodowej zrzeszenia LZS, w 1962 r., wprowadził styl wolny. Wtedy też zostaliśmy oddzielną sekcją, a już w 1964 r. zorganizowaliśmy w Brzeźnicy mistrzostwa Polski zrzeszenia LZS.J.G. – Były to pierwsze w historii mistrzostwa na wolnym powietrzu. Maty rozłożono koło szkoły. Wszyscy spali w Raciborzu, dowoziły ich czerwone autobusy.H.S. – Od 1997 r. zapaśników trenuje Krzysztof Ołenczyn, wychowanek klubu, reprezentant kraju, który karierę zawodniczą zwieńczył rok wcześniej zdobyciem brązowego medalu mistrzostw Polski. Od 1997 r. w LKS Dąb trenują również dziewczęta. Po trzech latach treningów Sylwia Bileńska zaczęła odnosić pierwsze sukcesy.J.G. – Byłem akurat na mistrzostwach Polski juniorek w Łodzi, na których Sylwia zdobyła złoto. Patrycja Bielczyk wywalczyła wicemistrzostwo. Dwie zawodniczki wystartowały, każda zdobyła medal.– Czy w polskim światku zapaśniczym kojarzona jest nazwa Brzeźnica?H.S. – Tak, tak. Szczególnie po dwóch ostatnich imprezach, które odbyły się u nas: mistrzostwa Polski juniorek i międzynarodowe mistrzostwa Polski kadetek.J.G. – Kiedy w 2001 r. byłem z Sylwią w Łodzi na mistrzostwach Polski, to prezydent Łodzi pytał się: Panie prezesie, to gdzie ta Brzeźnica? Powiedziałem mu, że w gminie Rudnik nad Odrą koło Raciborza. Racibórz kojarzył, to już mniej więcej wiedział.H.S. – Dziwią się wszyscy, jak w takiej małej wiosce możemy działać. Jest dużo LZS-ów, ale one są w średnich miastach. U nas panuje bardzo dobra atmosfera, co doceniają zawodnicy. W innych klubach jest jakaś kłótnia, zawiść. Możliwe, że u nas jest spokój, bo nie daje się zawodnikom pieniędzy, więc nie ma zazdrości i niesnasek z tego powodu.– Rozpoznawanie to jedno, ale czy jesteście poważani? Innymi słowy, czy nie spotykacie się z opiniami: co tam taka Brzeźnica?H.S. – Niestety jesteśmy lekceważeni. Ostatni przykład dotyczy eliminacji olimpijskich Sylwii Bileńskiej. Były trzy szanse, a jej umożliwiono tylko jeden start. Miała kiepskie losowanie i nie wywalczyła awansu. Na dwie pozostałe imprezy Polski Związek Zapaśniczy wysłał jej konkurentkę Monikę Michalik, która w ub.r. zdobyła złoto na mistrzostwach Europy, ale nie w konkurencji olimpijskiej. Musiała zbić wagę, straciła formę i też przepadła na turniejach kwalifikacyjnych. Mamy żal do Polskiego Związku Zapasów, że decyzje o starcie w kwalifikacjach zostały podjęte przy stole, a te dwie zawodniczki nigdy dotąd nie spotkały się na macie i w sportowej walce nie mogły dowieść, która jest lepsza. Być może okazałoby się, że nasza Sylwia. Wyszło na to, że brązowa medalistka mistrzostw świata juniorek i brązowa medalistka mistrzostw Europy seniorek, dwukrotna mistrzyni Polski nie pojedzie do Aten. Powiedziałem o tym wprost miesiąc temu na kursokonferencji w Spale. Można żałować, że olimpiada nie jest rok później, bo na pewno Sylwia zdołałaby się zakwalifikować do kadry.– Jaka przyszłość czeka klub?H.S. – Szukamy następców do trenowania, dlatego staramy się, aby zawodnicy kończyli studia na kierunku wychowanie fizyczne. Akurat w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu studiuje trzech zawodników, być może w tym roku studia rozpocznie jeszcze jedna zawodniczka. Póki co mamy nadzieję, że Krzysztof Ołenczyn zostanie z nami jak najdłużej. Jest również trenerem kadry Śląska dziewcząt, a dostał propozycję z Polskiego Związku Zapaśniczego objęcia funkcji jednego z trenerów kobiet w kadrze narodowej. Tyle trenerzy, a zawodnicy? Nie wiem, jaka przyszłość. W Polsce nie ma centralnego systemu szkolenia, rozgrywek. Zawodnicy musieliby też coś otrzymywać w zamian za wywalczone trofea, żeby widzieli cel tej pracy. My, jako klub, nic nie możemy im dać. Póki w kraju nie zmieni się podejście do tego sportu, to dalej wszystko będzie działać na zasadzie partyzantki, robionej przez takich zapaleńców jak my.– Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Dodaj komentarz