Nie dali mi zagrać


Grzegorz Kowalczyk: Skąd Pana obecność w czwartoligowym Jastrzębiu? Pewnie miał Pan propozycje z klubów znajdujących się w wyższych klasach rozgrywkowych?Krzysztof Zagórski: Dostałem propozycję od prezesa Langera. Poza tym pracę oferowały mi MK Katowice i AKS Mikołów. Prezes Langer był najbardziej konkretny i dlatego znalazłem się w Jastrzębiu. Na spotkaniu z nim nie było mowy o celach, jakie stawia przed drużyną. Chciał, żeby grała ładnie dla oka, żeby przyciągała kibiców na trybuny. Tak też zacząłem pracować. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Udało nam się całą rundę jesienną dograć bez porażki. Tak też sobie po cichu marzyłem. Pojawiła się więc myśl o awansie. Jednak wiadomo było, że zimą swój skład wzmocniła Koszarawa, że także Przyszłość Rogów zachowywała ambicje sprzed roku. Udało nam się rozegrać cały sezon bez porażki w ładnym stylu. Zdobyliśmy 80 punktów. Na trzydzieści meczów nic nie przegrać, to jest naprawdę coś pięknego.G.K. - W Concordii Knurów i w Piaście Gliwice występował pan jako grający trener. W Jastrzębiu nie wyszedł Pan ani razu na boisko.K.Z. - W Piaście Gliwice trenowałem i grałem przez półtora roku. Nieźle mi to nawet wychodziło, ale nie będę się tu chwalił. Przychodząc do Jastrzębia, powiedziałem chłopakom, że wyjdę na boisko, jak przegramy mecz. No i nie dali mi zagrać. Niech tak już zostanie. Wiadomo, że ja już kariery piłkarskiej nie zrobię. To, co mogłem osiągnąć w piłce, już osiągnąłem. Cieszę się bardzo, że mogłem grać w pierwszej lidze.G.K. - Kiedy przejmował Pan Jastrzębie, w klubie pojawiła się kilka nowych twarzy z niższych klas rozgrywkowych. Tym trudniejsze czekało Pana zadanie...K.Z. - Tak pojawiło się kilku nowych zawodników, takich jak Wrześniak, Adaszek (obaj przyszli z Chwałowic), nowymi zawodnikami są też Robert Żbikowski, którego z Unii Racibórz ściągnąłem do Piasta, a potem do Jastrzębia, i były reprezentant juniorów Ćmich – również bardzo dobry zawodnik. Stworzyliśmy dobry kolektyw i jakoś to idzie.G.K. - Jakie są plany na przyszły sezon. Zakładając, że pomyślnie rozstrzygną się baraże o trzecią ligę ze Sławkowem.K.Z. - Są baraże. To jest trochę dziwne. Rozumiem, że komuś z drugiego miejsca daje się szansę pokazania, że zasługuje na grę w wyższej klasie. Przecież my zostawiliśmy w pokonanym polu takie zespoły jak Koszarawa Żywiec, Victoria Jaworzno, Przyszłość Rogów, silne rezerwy Odry Wodzisław. Było z kim grać, robiąc taki wynik i nie awansując, to jest naprawdę niesprawiedliwe. Teraz w dwóch meczach może decydować dyspozycja zawodnika. Jeden mecz może rozstrzygnąć o całym roku, zniweczyć punktowy dorobek z całego sezonu.G.K. - O Mariusza Adaszka zaczynają się ubiegać pierwszoligowe kluby. Rozmawiał już z trenerem i prezesem Odry Wodzisław, znajduje się na liście życzeń nowego szkoleniowca GKS-u Katowice, testuje go Pogoń Szczecin. To jest duży awans dla tego zawodnika. Jeszcze rok temu grał w piątej lidze. Chyba bardzo rzadko się zdarza, aby w wieku 25 lat rozpoczynać poważną karierę sportową?K.Z. - Nie chcę się wypowiadać na temat ewentualnej gry Mariusza w którym z klubów ekstraklasy. Namówiłem go, by zaczął grę w piłkę traktować poważnie. Cieszę się z tego, że jest zainteresowanie jego osobą. Powiedziałem mu, że warto grać, że jest jeszcze w miarę młodym człowiekiem. Żyjemy w bardzo ciężkich czasach pod względem ekonomicznym. Więc jeśli posiada już ten dar, to może być bogatym człowiekiem w przyszłości. Dużo z nim rozmawiałem o możliwościach, jakie posiada. Dał się przekonać, dlatego dzisiaj znajduje się w takim miejscu.G.K. - To znaczy, że nie obawia się Pan, że Adaszka nie będzie w trzecioligowym składzie?K.Z. - Na pewno będzie mi szkoda, że taki zawodnik odejdzie. Ale finansowa polityka klubu jest taka, a nie inna. Dobrze, że ktoś się tak wypromował. Klub otrzyma dzięki temu jakieś pieniądze i – że tak powiem – będziemy mieć z czego żyć. Prezes robi, co może. Mamy dużo takich perełek w Jastrzębiu, dzięki czemu jest z kim pracować.G.K. - Jak długo pracuje Pan jako trener?K.Z. - To już piąty rok.G.K. - Chciałbym, żeby Pan skomentował takie zdarzenie sprzed paru lat. Concordia, którą Pan prowadził, grała w Gliwicach z Piastem, prowadzonym przez trenera Bochynka. Wygraliście 3:2, przegrywając 0:2, Pan strzelił bramkę, a trener Bochynek powiedził po tym spotkaniu, że z pewnością wygrałby jego zespół, gdyby miał w składzie takiego zawodnika jak Pan. W następnym sezonie działacze Piasta podziękowali Bochynkowi, pan został trenerem w Gliwicach...K.Z. - Trenerowi Bochynkowi najwięcej zawdzięczam. Był dla mnie jak surowy ojciec, dał mi prawdziwą szkołę życie. Zawsze go ceniłem i nadal cenię. To on mnie zauważył. Jestem wychowankiem Piasta Leszczyny, krótko grałem w Górniku Czerwionka, trener Bochynek pociągnął mnie za sobą do drugoligowego wówczas Górnika Knurów (obecna Concordia, wówczas zaplecze Górnika Zabrze; dwa razy graliśmy tym zespołem baraże o pierwszą ligę ze Stalową Wolą i Wisłą Kraków – dwa razy przegraliśmy), potem do Górnika Zabrze i do Groclinu.G.K. - Ma Pan 37 lat, sylwetkę, która mogłaby być atutem niejednego piłkarza w ekstraklasie, a co najważniejsze - ligowe doświadczenie. Zdobywał pan bramki dla Górnika Zabrze (przez sześć lat), Siarki Tarnobrzeg, Odry Wodzisław (gdy odniosła największy sukces) i Groclinu. Grał Pan też w drugiej lidze niemieckiej. Nie ciągnie pana na boisku?K.Z. - Tak jak powiedziałem, ciągnie mnie, ale ja już muszę patrzeć, z czego żyć. Kariery piłkarskiej nie zrobię, chcę być lepszym trenerem. Z boiska nie widać wszystkiego tak dobrze jak z ławki. Przed trzema dniami otrzymałem dyplom trenera drugiej klasy i mam zamiar dalej w siebie inwestować.G.K. - Sukces, jaki osiągnął Pan z Górnikiem Jastrzębie, musiał być zauważony. Otrzymał Pan jakieś ciekawsze oferty pracy?K.Z. - Z wielu klubów otrzymałem serdeczne gratulacje.G.K. - Przyłączm się do gratulacji i dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Dodaj komentarz