Podejrzane dotykanie


Sprawa miała swój początek niemal rok temu, kiedy to dwie zawodniczki UKS Grom, prowadzonego przez Adama Ł., podczas pracy sezonowej u Aleksandra Larysza, przewodniczącego komisji sportu w Radzie Dzielnicy Śródmieście, opowiedziały mu o sytuacji w drużynie. Mówiły, że trener skandalicznie się zachowuje, krzyczy, na meczach rzuca w zawodniczki butelkami. Jedna siatkarka twierdzi, że trener wszedł jej do łóżka i obudziła się z jego ręką w majtkach.– Pytałem dziewczyny, czego oczekują. Odpowiedziały, żeby ten człowiek przestał trenować dziewczęta – mówi Aleksander Larysz.Efektem rozmowy było spotkanie 13.11.2003 r. z Kazimierzem Salamonem, radnym, członkiem komisji oświaty, kultury i sportu w radzie miasta, na którym pojawiły się też trzy siatkarki. Dwie zgodziły się powtórzyć wszystkie zarzuty i uwagi wobec trenera na piśmie i pod nim się podpisać. Wymieniły powody, dla których przestały grać w UKS Grom i nie chcą już mieć do czynienia z trenerem:„Chamskie zachowanie w stosunku do nas, dziewcząt, na treningach i meczach, wulgarne wyzwiska, niejednokrotne użycie w stosunku do nas siły i przemocy. Niedwuznaczne zachowanie się trenera wobec nas jako kobiet, uwłaczające naszej godności, jak również wymuszanie na nas stosunków”.Dodatkowo zarzuciły trenerowi, że muszą pokrywać sto procent kosztów wyjazdów, meczów, sędziów, obozów treningowych. Ostatecznie pod pismem podpisały się wszystkie zawodniczki z podstawowego składu i rezerwowe.W tym miejscu trzeba dodać, że siatkarki dalej chciały uprawiać tę dyscyplinę. Wykorzystały więc okazję i rozpoczęły treningi w nowo tworzonym klubie TS Volley, w którym jednym z trenerów był właśnie Aleksander Larysz. Zwróciły się z prośbą do zarządu TS Volley, że chciałyby zostać zawodniczkami tego klubu. Zarząd podjął się próby załatwienia formalności. Dziewczęta miały jedynie złożyć w Gromie podania o rezygnację z podaniem przyczyn. Adam Ł., trener, równocześnie prezes UKS Grom, nie zgodził się.Pismo zawodniczek za sprawą radnego dotarło do prezydenta. Reakcją było wezwanie trenera na rozmowę z naczelnikiem rybnickiej oświaty Tadeuszem Szostokiem. Trener przedstawił swoją wersję:– Do tego klubu przeszło osiem zawodniczek ze składu i cztery, które już nie grały. Tłumaczyłem im, że nie mogą przejść w trakcie sezonu, bo na to nie zezwalają przepisy. Ponadto mówiłem, że posiadam ich karty zawodniczek. Więc mnie zaszantażowały, że mnie wykończą, wywalą z pracy, jak im nie dam kart. Mówiły mi o tym dziewczyny, które poszły do TS Volley na trening, ale po jednych czy dwóch zajęciach wróciły do mnie, bo tam im się nie podobało. Stąd pojawiły się zupełnie bezpodstawne zarzuty o molestowanie. To w ogóle nie wchodzi w grę. Moja żona jest ze mną na ośmiu z dziesięciu imprez sportowych. Owszem, zdarzy się, że dotknę dziewczynę, obejmę, ale tak jak ojciec. Ba, nawet całowałem je po zdobyciu medalu, oblewałem szampanem. To jest sportowa radość. To wszystko działo się publicznie, przy wszystkich. Nie chowam się po kątach. Na turniejach zwykle śpimy w szkołach. Dziewczyny są w salach, w których rozłożone są materace. Śpią w śpiworach. W tych salach przeważnie nie ma krzeseł. Więc jak już, to mogłem usiąść na materacu. Raz była taka sytuacja na obozie w Głubczycach w 1999 r. Ale w życiu żadnej dziewczyny nie dotykałem w lubieżny sposób. To sobie ta zawodniczka wymyśliła. Nigdy wcześniej nie miałem ani jednej skargi od rodzica o molestowanie ich dzieci! Żadna matka, ojciec nie pofatygowali się na mecz, obóz, żeby sprawdzić warunki, w jakich trenują i mieszkają ich pociechy. Owszem, krzyczałem po siatkarkach, ale tak jest czasem na linii trener – zawodnicy, szczególnie podczas meczów, kiedy w grę wchodzą emocje i nerwy. Raz w dziewiętnastoletniej karierze rzuciłem w zawodniczkę pustą plastikową butelką, bo nie słuchała, jak omawiałem mecz. Dziewczynie nie stała się żadna krzywda. Zresztą po bodaj dwóch godzinach przeprosiliśmy się.Wydział edukacji zaproponował trenerowi połączenie kierowanego przez niego klubu z TS Volley, co miało zakończyć spór związany z przynależnością klubową dziewcząt. Trener, jednocześnie prezes UKS Grom, nie zgodził się:– Gdybym przeszedł do Volley jako zwykły pracownik, to przypuszczam, że po pół roku wyrzucono by mnie bez pardonu. Nie zgodziłem się na to. U siebie o wszystkim decyduję. Raz mam lepiej, raz gorzej, ale pracuję spokojnie.Rozmowy zakończyły się niczym. Na wniosek prezydenta podejrzeniami o molestowanie seksualne zajęła się prokuratura.Kilka tygodni później siatkarki dostają pisma od trenera, że zawiesza je w prawach zawodnika za picie, palenie papierosów i niesportowy tryb życia. Siatkarki i ich rodzice są zbulwersowani. Zwracają się do urzędu miasta i śląskiego związku piłki siatkowej z wnioskiem o ukaranie trenera. Zastanawiają się też nad wytoczeniem trenerowi procesu cywilnego o zniesławienie. Miasto do czasu zbadania sprawy przez prokuraturę postanowiło nie podejmować żadnych kroków ani komentować sprawy.Prokuratura Rejonowa w Rybniku dała wiarę dwóm przesłuchanym dziewczynom. Oskarżyła Adama Ł. o doprowadzenie dwóch małoletnich (teraz pełnoletnich) dziewcząt na przełomie lat 1998-99 do poddania się czynności seksualnej. W tym przypadku chodziło o dotykanie piersi. Postawiła też zarzuty podrabiania podpisów na legitymacjach zawodniczek, a także nakłaniania do składania fałszywych zeznań. Podejrzany nie przyznaje się do niczego. W sprawie fałszowania podpisów wypowie się biegły, więc najszybciej akt oskarżenia zostanie sformułowany na przełomie lipca i sierpnia. Trenerowi grozi dziesięć lat pozbawienia wolności.Reakcja miasta jest wstrzemięźliwa. Magistrat ma zamiar poczekać na oficjalne pismo z prokuratury potwierdzające zarzuty. Podobnie ma się sprawa z kuratorium.– Przeprowadziłem postępowanie sprawdzające i wniosłem o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego i jednocześnie o jego zawieszenie na czas badania sprawy przez prokuraturę i sąd. Mamy zamiar poczekać do prawomocnego wyroku sądu. Wyrok będzie miał spore znaczenie w postępowaniu dyscyplinarnym, ale nie decydujące, gdyż nas interesuje jeszcze kilka innych wątków, którymi nie zajmuje się wymiar sprawiedliwości – mówi Piotr Olender ze śląskiego kuratorium oświaty.W tym wszystkim zastanawiający jest jeden fakt. Skoro zarzuty były niby tak poważne, to czemu dziewczyny czekały tak długo? W prokuraturze jedna z nich zeznała, że zebrała się na odwagę dopiero kiedy osiągnęła pełnoletność i zmieniła barwy klubowe. Z pism, m.in. do władz miasta i ŚZPS, wynikało, że gdyby zawodniczki wcześniej powiedziały o tym rodzicom, to ci na pewno zabroniliby im trenować, poza tym utrzymywały, że w razie jakiegokolwiek oporu spotykały ich kłopoty w szkole ze strony żony trenera, nauczycielki. Adam Ł. i jego żona uważają podejrzewanie ich o straszenie dziewcząt kłopotami w szkole wręcz za pomówienie.– Uważam też, że sprawą pokierowali działacze TS Volley. Czemu bowiem trafiła do prezydenta, a nie prosto do prokuratora? Chodziło o pieniądze. Wtedy miasto dzieliło granty. Wiadomo, że nie dałoby pieniędzy klubowi kierowanemu przez trenera z zepsutą opinią. Tymczasem TS Volley dopiero się tworzył i im pieniądze były bardzo potrzebne – mówi Adam Ł.Temat ma więc wiele wątków, których wyjaśnienia nie należy się spodziewać wcześniej niż po wakacjach.

Komentarze

Dodaj komentarz