20042710
20042710


Grzegorz Kowalczyk: – Rozstał się z Odrą Edward Socha. Przez ostatnie lata jego nazwisko wiązało się sukcesami klubu. Czy jego odejście stanowi dla Was poważną stratę?Ryszard Wieczorek: – To, co robił w Odrze, zostało dostrzeżone przez inne kluby. Jego przejście do Legii należy traktować jako sportowy awans. W ten sposób w jakimś stopniu zostały zaspokojone jego ambicje. Musimy chyba coś wyjaśnić. Broń Boże, żebym zasług Edka nie doceniał. Proszę tylko powiedzieć, czy za transfery odpowiada wyłącznie dyrektor. Rozmawiał z zawodnikami, których wskazywałem, decyzje dotyczące transferów podejmowaliśmy wspólnie z prezesem i dyrektorem.GK – Jednak potrafił sprowadzić do Wodzisławia piłkarzy, o których ubiegały się kluby zamożniejsze od Odry. Tak było choćby w przypadku Jacka Ziarkowskiego.RW – Znalezienie się tego zawodnika w Odrze to był efekt trafnych decyzji podjętych we właściwym czasie. Edkowi trzeba oddać, że znakomicie prowadzi rozmowy. Należy też jednak zauważyć, że przykład Ziarkowskiego to wypadkowa naszej fachowości i dobrej organizacji. Pozostałe kluby zaczęły się nim interesować wtedy, gdy my dysponowaliśmy już podpisanym przez niego kontraktem.GK – Być może to jest główna zaleta dyrektora Sochy – skuteczność w spełnianiu życzeń trenera i prezesa?RW – Skuteczność w pozyskiwaniu zawodników to w dużej mierze efekt polityki transferowej prowadzonej przez klub. Odra od lat realizuje ten sam schemat. Pozyskuje piłkarzy obiecujących, mało znanych i pomaga im się wypromować. Nie jest proste wyszukanie takich zawodników jak Nowacki czy Kwiek. A przecież nie dyrektor sportowy zajmuje się wyławianiem młodych czy też odstawionych na boczny tor piłkarzy, którzy dostają tu szansę powrotu do najwyższego poziomu sportowego.GK – Wynika z tego, że nie można wiązać słabszej postawy Odry z odejściem dotychczasowego dyrektora sportowego. Tak się jednak zdarzyło, że sprawa jego awansu zbiegła się w czasie z najsłabszą rundą w wykonaniu Pana podopiecznych.RW – Sezon był dla nas nieudany; gra mnie osobiście nie zadowalała. Wydawało się przed sezonem, że uda się w łatwy sposób zastąpić tych, którzy odeszli zimą: przede wszystkim Górskiego, Sablika i Nowackiego. Nie udało się, tak samo jak nie udało się poprzez ruchy transferowe pewnych ludzi wkomponować w zespół czy przekonać do pewnej pracy. Na pewno brakowało zgrania. Zespół nie gra dzisiaj tak, jak bym sobie życzył. Trzeba się uderzyć w pierś, bo trener sobie dobiera kadrę, bo tak – jak wcześniej powiedzieliśmy – trener decyduje o tym, kto w tej kadrze będzie; trener ustala też odpowiedni sposób grania. Zespół nie grał tak, jak powinien, i ja mam świadomość, że dużo jest w tym mojej winy. Miniony sezon to jakaś nauczka dla mnie.GK – Co miało decydujące znaczenie dla Waszej postawy w tym sezonie?RW – Ściągnęliśmy dziewięciu nowych zawodników i tych dziewięciu zawodników trzeba było wkomponować w zespół. Dobry trener – jak przeczytałem kiedyś w fachowym niemieckim czasopiśmie – może wprowadzić do drużyny maksymalnie dwóch zawodników i to może przynieść pożądany efekt. Do nas natomiast przyszło wielu zawodników z nazwiskiem i okazało się, że nie wszystkich można było uszczęśliwić grą. Nie wszyscy mogli wyjść w składzie; gier było mało, bo tylko trzynaście kolejek. W pewnym momencie ci, co nie grali, stracili motywację, chęć do gry, bo spodziewali się, że stoją na straconej pozycji. Szkoda, bo był taki dobry moment, gdzie po dwóch porażkach w kolejnych pięciu meczach cztery wygraliśmy. To był najlepszy okres w sezonie. Wydawało się wtedy, że sytuacja jest wykrystalizowana. Dzisiaj wystawiłem na listę transferową kilku zawodników, którzy – w moich oczach – w tym zespole nie spełnili oczekiwań. Nie znaczy to, że w innym zespole, w innym środowisku się nie odnajdą. Przecież Marek Saganowski, gdy Chałbiński i Ziarkowski byli w dobrej formie, siedział na ławce; uważałem, że w danym momencie był słabszy od nich. No i tak też było. Natomiast inne środowisko, otoczenie sprawiły, że się odnalazł i gra znakomicie. Każdy zawodnik musi trafić na podatny grunt. Na liście transferowej znaleźli się między innymi Sibik, Bizacki, Górski, Ziarkowski.GK – Z wymienionej czwórki graczy trzech to tak zwani nowi, ale spośród tej dziewięcioosobowej grupy ktoś jednak spełnił pokładane w nim nadzieje?RW – Z nowych piłkarzy Jasiu Woś był na fali wznoszącej. Miał mecze słabe na starcie, jednak później grał coraz lepiej. W końcówce znów nie miał najlepszego okresu. Trzeba pamiętać, że przez rok w Groclinie w zasadzie nie grał. Okazało się, że braków wynikających z dłuższej przerwy nie da się nadgonić w krótkim czasie nawet tak doświadczonemu piłkarzowi. Sam trening (Groclin nie miał nawet drużyny rezerwowej) nie wystarczy. W meczach grał śladowo. Mam nadzieję, że Jasiu jest na tyle charakterny, że będę mógł na niego liczyć.GK – Kto najbardziej zawiódł, kogo by Pan wyróżnił?RW – Trzeba zacząć od tego, że wypadliśmy słabo w tym sezonie. Gra mnie na pewno nie zadowalała, wyniki tak samo. Musimy globalnie na to patrzeć. Nie są za to odpowiedzialni obrońcy, pomocnicy, napastnicy, ale cała ekipa, łącznie z trenerami, którzy przecież grę układają. Mam tego świadomość, że zespół musi grać tak, jak trener sobie życzy, a ten zespół tak nie grał.GK – Z mojej obserwacji meczów Odry wynika, że tej drużynie wiosną brakowało lidera. Kogoś takiego jak Nowacki, wcześniej Sibik – żeby sięgnąć tylko do najmniej odległej przeszłości. Nie zdołał spełnić takiej funkcji Woś, choć posiada ku temu wszelkie predyspozycje, ale także Paweł Sibik, który nie potrafił się odnaleźć po powrocie do klubu.RW – W dzisiejszej piłce, co widzimy na trwających mistrzostwach Europy, nie ma takiego sposobu na granie, żeby przed sezonem, przed meczem ustalić: to jest nasz lider, na niego gramy, on musi sobie z tym radzić. Dzisiaj lidera kreuje gra, zespół. Taki Nowacki, który przez dwa lata nie potrafił się przebić, nagle wszedł do podstawowej jedenastki, grał z meczu na mecz coraz lepiej i dzisiaj się mówi, że to był jakiś taki lider zespołu. On nigdy nie był kreowany na lidera, on zresztą nie grał na takiej pozycji, żeby mógł spełniać tę funkcję, bo był przecież bocznym pomocnikiem. Został liderem ze względu na sposób grania, poprzez umiejętne wykorzystywanie własnych predyspozycji, ustawienie zawodników na boisku. Wszystko tak się ułożyło, że ten Nowacki, mając obok siebie kilku bardzo dobrych piłkarzy, którzy mu pomagali, mógł kimś takim zostać. Gdybyśmy na wiosnę grali zdecydowanie lepiej, jestem przekonany, że teraz zupełnie inaczej byśmy rozmawiali. I ktoś by powiedział: może Kubisz jest liderem albo Woś, albo Sibik. Ale nie ma takiej możliwości.Mam nadzieję, że z tego składu, który jest i który powiększy się o nowe twarze przed nowym sezonem, dzięki dobrej postawie wykreuje się ktoś, kto będzie nadawał ton naszej grze. Wtedy lider sam się znajdzie. Dzisiaj liczy się kolektyw. Pokazują to ME. Kto powiedział, że obok takich gwiazd jak Beckham, Owen liderem Anglików będzie Rooney. To jest młody chłopak, którego zespół wykreował na lidera. W dzisiejszej piłce liczy się przede wszystkim zespół.GK – Jak wytłumaczyć, że przy tak nieciekawej rundzie w wykonaniu Odry rozegraliście tak znakomite spotkanie w Krakowie. Był to być może najlepszy mecz w naszej lidze, a sami wiślacy, komentując go, twierdzili, że najlepszy z rozegranych w Krakowie. Czy to nie jest dziwne?RW – Dla mnie to nie jest dziwne. Ja zawsze patrzę na to pod względem umiejętności i możliwości taktycznych zespołu i przeciwnika. Trzeba sobie powiedzieć szczerze: łatwiej jest się bronić i przeszkadzać, niż atakować. Wracamy znów do tego, co powiedziałem wcześniej. Zespół nie gra tak, jakbym sobie życzył, czyli nie mamy na ten czas jakiegoś wypracowanego sposobu na granie, takiego, jaki mieliśmy wcześniej. I to nie pozwoliło nam na „robienie” gry, uniemożliwiało w spotkaniach z teoretycznie słabszym przeciwnikiem na wykorzystanie swojego potencjału. Wiele przyczyn się na to złożyło: duża rotacja w kadrze, kadra bogata w nazwiska, brak motywacji u tych, którzy nie grali w podstawowym składzie itd. Czynników jest wiele. Dlatego nie radziliśmy sobie z drużynami teoretycznie słabszymi. Nie mieliśmy wypracowanego sposobu na granie ofensywne, co jest niesłychanie trudne – z atakiem pozycyjnym nie radzą sobie najlepsze zespoły. Łatwiej jest skutecznie przeszkadzać, dobierając odpowiednią taktykę w meczach z zespołami teoretycznie lepszymi. I tak też było na Wiśle. Do tego dochodzi motywacja; trudno się spodziewać, by do meczu z mistrzami Polski piłkarzy trzeba było dodatkowo motywować. Mieliśmy parę sytuacji bramkowych. Było nam łatwiej konstruować akcje ofensywne przy atakującej Wiśle, przy jej rozrzedzonej defensywie. Gdy przyjechały broniące się przed spadkiem Polkowice, ich zespół bronił się w dziesięciu we własnym polu karnym. Do gry pozycyjnej potrzeba zawodników o bardzo dużych umiejętnościach technicznych, zawodników, którzy mają wypracowane schematy gry (a myśmy ich nie mieli, bo coś szwankuje w tym zespole), brakuje polotu – zawodnik traci pewność siebie, gdy dozna jednej, drugiej porażki, zaczyna mu brakować wiary w swoje umiejętności. Łatwiej gra się z kontry, łatwiej się broni. Zawodnik potrzebuje też trochę luzu psychicznego.GK – W każdym sezonie, teraz już nawet w każdej przerwie między rundami, dochodzi w kadrze Odry do sporej liczby zmian. Czy nie ma Pan ochoty przekonać zarządu klubu do zachowania jakiegoś trzonu zespołu, kogoś, kto ułatwiłby uzyskanie lepszego wyniku?RW – Zdajemy sobie sprawę, jakim jesteśmy klubem. Jednym z założeń naszego funkcjonowania w lidze jest realizowanie takiej polityki, do której celów należy promocja młodych chłopaków i transferowanie ich do lepszych klubów. Z tego są określone środki finansowe. Dla mnie jako trenera na pewno nie jest to komfortowa sytuacja. Z drugiej strony trzeba powiedzieć, że takie warunki pracy przyjmuję. Nieraz udawało się wiele rzeczy zrobić lepiej lub gorzej. Pracuję w takim klubie, a nie innym. Wiedziałem, czego się podejmuję, i nie mogę powiedzieć, że to jest dla mnie złe.GK – Rozmawiamy o tym, że sezon był kiepski, w atmosferze sześciu przegranych z rzędu spotkań w lidze, w przekonaniu o mało satysfakcjonującym wyniku i grze zespołu. Ale gdy spojrzeć na obie rundy, to przecież nie było tak źle. Nowacki, Sablik, Górski – wypromowani, sprzedani do Groclinu, teraz Kwiek do Wisły, pozostał Radzewicz, który też został zauważony przez najzamożniejsze kluby ekstraklasy.RW – Przyzwyczailiśmy się wszyscy do sprawiania niespodzianek, do określeń charakteryzujących nas jako rewelację rudny, sezonu. Sam przyzwyczaiłem siebie, kibiców, zawodników, działaczy, że przez ostatnie dwa lata walczyliśmy o występy w pucharach. Zajęliśmy dwukrotnie piąte miejsce. To przecież jest dobry wynik jak na polską ligę. Teraz wszyscy są rozczarowani, że jest to miejsce dziewiąte, że ta końcówka nam nie wyszła. Oczywiście niezadowolenie bierze się stąd, że jestem człowiekiem ambitnym i poprzeczkę będę sobie zawsze wysoko ustawiał. Właśnie dlatego o tym mówimy. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że cieszę się, że kolejny rok jesteśmy w lidze, że udało się wypromować, wykreować zawodników, którzy z powodzeniem występują w pierwszej lidze, w najsilniejszych klubach. Czas pokaże, czy spełnili swoje marzenia. Ja zawsze zaczynam od siebie. Bilans tego sezonu też zacząłem od siebie, posiadając sporo przemyśleń dotyczących czy to doboru ludzi, czy możliwości grania tego zespołu. Nie wolno się też cały czas zadowalać tym, że udało się wykreować kolejnego zawodnika, bo jak będziemy się tylko głaskać, to za chwilę będzie źle. Obyśmy wyciągnęli właściwe wnioski i jesienią stworzyli zespół na miarę naszych oczekiwań.GK – Czy są już znane nazwiska piłkarzy, którzy mieliby zasilić skład Odry przed przyszłym sezonem?RW – Wydaje się, że wróci z Ruchu Chorzów Marcin Malinowski i z wypożyczenia do Widzewa Łukasz Masłowski. Na ten czas są to nazwiska najbardziej pewne. W tej chwili testujemy dwunastu, trzynastu mniej znaczących zawodników. Szukamy piłkarzy z wolną kartą, nie kupujemy – nie mam komfortu ustalenia tak zwanej listy życzeń; chwalę sobie, że pracuję w pierwszej lidze, że mogę wyłowić jakiś talent, jak choćby Radzewicza czy ostatnio Szymiczka.GK – Właśnie – co z kontuzją, którą odniósł w meczu z Dynamem Mińsk?RW – Piotrek jest po poważnej operacji usunięcia śledziony. Pękła mu w tym spotkaniu. Odwiedziłem go w szpitalu, czuje się coraz lepiej. Bez śledziony da się grać, więc niebawem powinien się pojawić na boisku. Nie wiem, jak długo potrwa przerwa, rehabilitacja i powrót do pełni sił. Szkoda, że coś takiego przytrafiło mu się w takim momencie. Grał coraz pewniej, coraz lepiej sobie radził i ta przerwa jest bolesna w takim samym stopniu dla niego, jak dla całej drużyny.GK – Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Dodaj komentarz