W pewną majową niedzielę odkryłem, że w Rybniku odbywa się wydarzenie magiczne. Jego magiczność polega na tym, że w jednym miejscu spotykają się panowie z patriotycznymi tatuażami, panie na szpilkach, hipsterzy, myśliwi, obrońcy zwierząt i cała masa innych grup społecznych. Rodziny z dziećmi, samotnicy i dziwacy. Nie brakuje nawet gości zagranicznych. Z południa, z Czech przybywają goście w wymyślnych kreszowych dresach i charakterystycznych fryzurach. Prawdziwe multi-kulti. I wszystko odbywa się w pokoju i doskonałej atmosferze. Są tam kudłate i łaciate, małe i duże, ciche i głośne. Są tam dziesiątki różnych psów. Bo miejscem o którym piszę jest (była) wystawa psów.
Pan ogromnych rozmiarów wystrojony w nowy czarny dres,białe sportowe buty i skórzaną kurtkę prowadził stafford terriera. Pan był wypachniony, opalony, czaszka świeciła w nielicznych przebłyskach słońca. Pies też był zadbany. Obok przy ringu wystawowym przeznaczonym dla tej rasy stał jakiś chłopek hip-hop-ek. Niewielki i chudy tak, że aż dres mu spadał mu z tyłka. Oczywiście stał tam z takim samym psem. Kolejny właściciel staffika wyglądał tak, że nawet nie wiadomo co o nim napisać. Pewnie jakiś lewak. I wszyscy ci panowie po chwili dyskutowali ze sobą, wymieniali się uwagami o wychowaniu swoich pupili. A do piesków zwracali się komplementami, których pewnie ich partnerki i dzieci w życiu nie uświadczą.
Dalej widziałem hipsterów różnej maści otoczonych chrumkającymi buldogami i mopsami. Rodziny z dziećmi rozłożyły się niczym na pikniku razem z labradorami i goldenami. Jedne panie na szpileczkach, a inne w sztybletach nosiły na rękach shin-tzu i inne PSIńco. Panowie w myśliwskich mundurach galowych spacerowali z wyżłami, ogarami i posokowcami. Wśród licznie zgromadzonych pewnie niewielu ludzi wiedziało co to za rasa ten posokowiec. I jeszcze mniej pewnie wiedziało, że nazwa pochodzi od posoki. Bo to pies wyspecjalizowany w tropieniu krwawiącej zwierzyny. Fajny pies. I tylko bokserów było mi jakoś mało. Cała ta rzesza ludzi spokojnie spacerowała, kupowała kawę, przekąski oraz balony dla dzieci. Wszyscy uśmiechnięci. Zdarzało się słychać szczekanie, ale tym razem były to wewnętrzne kłótnie w psim narodzie. Ludzie zaś byli nastawieni wyjątkowo pokojowo. Cud.
Uwielbiam koty. W ogóle lubię zwierzęta. Jednak przyznaję, że to pies jest najlepszym przyjacielem człowieka.
Komentarze