Powoli, bo powoli, ale opada już kurz po ostatnich bojach samorządowych. Jeszcze tylko parę miejsc, u nas choćby w Raciborzu i Żorach, gdzie odbędą się drugie tury starć o fotel prezydenta / burmistrza / wójta i już.
Co wiemy? Wybory samorządowe zawsze mają wielu zwycięzców. I nawet jeśli jakaś partia nie do końca wygrała to pokaże takie porównanie i statystykę, że wygrała i basta. I bądź tu mądry. Na pewno dużym zaskoczeniem na Śląsku jest brak w sejmiku śląskich regionalistów. Jednak rebranding na kilka miesięcy przed wyborami, błędy techniczne (brak pełnej nazwy na kartach wyborczych) i konkurencja o podobnym profilu to przeszkody, które okazały się zbyt trudne, by zmieścić się w nowym, politycznym rozdaniu. I to nie jest tak, że śląski elektorat wyparował, wyjechał czy zakochał się w partiach warszawskich. Bardziej pogubił się w wojenkach politycznych elit i potyczek o pisownię śląskich słów, toczonych od miesięcy na portalach społecznościowych, kompletnie bez sensu, w sytuacji gdy język nie został jeszcze do porządku skodyfikowany. Wielka Koalicja okazała się nie aż taka wielka, przegrywając nawet na terenach do tej pory uznawanych za ich bastion (Dolny Śląsk), a Sprawiedliwi i Prawi okazali się być jednak przeszacowani w sondażach. Jaki to był sondaż w Warszawie – każdy chyba zauważył, Trzaski było słychać w całym kraju.
Na pewno jednak nie możemy mówić o czyimkolwiek zwycięstwie w czasach, gdy niejednokrotnie, z powodów politycznych, sąsiad sąsiadowi ręki nie podaje. To wielka porażka polskich polityków z jednej i drugiej strony sporu. Chciałoby się napisać POPiS nieudolności i nieumiejętności zbudowania wspólnoty w kraju, który mieni się przecież od wieków mesjaszem narodów. I właśnie do tego muszę niestety nawiązać. Po ostatnim felietonie dla Nowin ("Ewangeliczny"), bardzo przecież ekumenicznym i pełnym troski, otrzymałem pogróżki i groźby śmierci na domowy adres. Możemy się nie zgadzać, możemy się pięknie różnić, ale nie ma i nigdy nie będzie mojej zgody na agresję, zwykłe chamstwo i naruszanie miru domowego. Nie skarżę się, wiedziałem, że w działalności społecznej, szczególnie politycznej, nigdy łatwo nie będzie. Stwierdzam fakt. Ale wiem również, że inna polityka jest możliwa, inaczej by mnie tu na pewno nie było.
Łukasz Kohut, politolog, fotograf, przedsiębiorca i działacz społeczny. Felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny
Komentarze