20044913
20044913


Grzegorz Kowalczyk: – Czy zanim został Pan sędzią, grał Pan w piłkę?Edward Dobrzeniecki: – Grałem trochę w Carbo Gliwice w czasie studiów. To było w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, drużyna występowała wtedy w klasie A. Nieźle nam szło, ale awansu nikt nie chciał, bo w klubie ważniejsze wówczas były sekcje bokserska i kolarska. Nie należałem do żadnego klubu w wieku trampkarza i juniora. W tamtym czasie bardzo popularne były rozgrywki dzikich drużyn, występowałem w nich, tak jak i mój rówieśnik Włodzimierz Lubański, może tylko z nieco innym skutkiem. Gdy zdecydowałem się na założenie rodziny i przyszedł czas na obronę dyplomu na politechnice, otrzymałem propozycję gry z Piasta Gliwice. Nie skorzystałem z niej, ale nie oznaczało to, że na tym zakończy się moja przygoda z piłką.G.K.: – Pamięta Pan swój debiut w roli arbitra?E.D.: – Pierwszy mecz poprowadziłem w 1969 roku. Juniorzy Piasta Gliwice wygrali w nim z rówieśnikami ze Stali Zabrze 8:1. Miałem powody do zadowolenia, bo obserwator wystawił mi dobrą notę.G.K.: – Które z prowadzonych spotkań zapamiętał Pan szczególnie?E.D.: – Jest sporo takich meczów. Miło wspominam ten o wejście do ekstraklasy pomiędzy Olimpią Poznań i Lechią Gdańsk. Zakończył się remisem 1:1. Po raz pierwszy prowadziłem wtedy zawody przy elektrycznym oświetleniu i przy pełnych trybunach. To był mecz decydujący o awansie, ale nawet nie pamiętam, która z tych drużyn awansowała. Zapamiętałem też drugoligowy mecz w Kostrzynie, w którym kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu gry podyktowałem rzut karny. W pierwszej akcji meczu zawodnik Celulozy strzelił z dystansu, a stojący w polu karnym obrońca Lechii wystawił łokieć i odbił piłkę. To był najwcześniej odgwizdany karny – nie tylko przeze mnie – jaki sobie przypominam. Zdarzyło się to w meczu, w którym Celuloza Kostrzyn walczyła o utrzymane. Jej przeciwnikiem była znajdująca się na szczycie tabeli Lechia. Gdańszczanie przeważali przez całe 90 minut, stworzyli mnóstwo sytuacji, ale bramki nie zdobyli. Skończyło się sensacyjnie. Z zupełnie innych powodów zapamiętałem pojedynek Włókniarza Pabianice z Koroną Kielce. Mecz był tak zacięty i szybki, że potem przez tydzień z trudem chodziłem. Tyle się musiałem nabiegać. W pierwszej lidze zapadły mi w pamięć mecze ŁKS-u z Widzewem za czasów Bońka i Smolarka, ŁKS-u z Legią czy Lecha z Wisłą. Przyjemnie się sędziuje, gdy grają dobrzy zawodnicy.G.K.: – Piłkarze mogliby powiedzieć, że przyjemnie się gra, gdy sędziują dobrzy arbitrzy. Jak przedstawia się poziom sędziowania w kraju czy choćby tylko w śląskim okręgu?E.D.: – Poziom szkolenia jest coraz wyższy (pojawiają się nowe materiały, szkoleniowe filmy), coraz wnikliwsza jest selekcja kandydatów, stawia się przed nimi coraz większe wymagania. Niestety nie przekłada się to automatycznie na poziom prowadzenia zawodów. W Rybniku mamy w grupie kilku kandydatów do szkolenia centralnego. Dochowaliśmy się kobiety, która sędziuje pierwszą ligę. Po jednym arbitrze prowadzi mecze w trzeciej i drugiej lidze. Dobrze pracuje Zbigniew Kosmala, Rafał Rosa, a także młodzi: Krystian Rozkosz, Mariusz Gwóźdź, Sebastian Balon, którzy uczestniczą w szkoleniu i sami przy okazji też coś z tego wynoszą. Wiele nam pomógł Piotr Święs. Organizacyjnie dajemy sobie radę, potrzebne jest umożliwienie młodym równego startu. Limit nałożony przez centralę pozwala na awans do trzeciej ligi jednemu sędziemu z okręgowego związku w Katowicach, a w jego skład wchodzi siedem podokręgów. Siłą rzeczy co roku każdy podokręg ma swojego kandydata, który na pewno poradziłby sobie na tym szczeblu rozgrywek. Wybiera się tylko jednego, a przecież w okręgu mamy około tysiąca sędziów. W samym rybnickim podokręgu jest ponad stu. Niejeden okręgowy związek w Polsce nie ma tylu czynnych arbitrów. Jaką w takiej sytuacji szansę awansu mają nasi wychowankowie? Pod tym względem na pewno jesteśmy poszkodowani.G.K.: – Jacy ze współpracujących z Panem arbitrów pochodzący z naszego podokręgu pokazali się w pierwszej lidze?E.D.: – W pierwszej lidze Piotrowi Wernerowi asystował Janusz Król i Ryszard Szojer, a Eugeniusz Koczar był pomocnikiem Ryszarda Wójcika nawet w meczach Ligi Mistrzów.G.K.: – Czy jako obserwatorowi PZPN na meczach trzeciej ligi zdarzyło się Panu wystawić komuś „dziesiątkę”?E.D.: – Był taki mecz Skalnika Gracze w czwartej lidze. Sędzia wyznaczony do tego meczu nie mógł być na nim obecny i zastąpił go Ryszard Wójcik. Oceniłem jego pracę na „10” i dopisałem, że ten arbiter mógłby sędziować na mistrzostwach świata. Nikt tej uwagi nie skomentował. Minął rok lub dwa i naprawdę nieoczekiwanie Ryszarda Wójcika wyznaczono do prowadzenia meczów na mundialu.G.K.: – Nawet zawodnikom i działaczom aktualnych mistrzów Polski zdarzyło się w tym roku narzekać na pracę sędziów; wiele osób interesujących się sportem jest zdania, że jest to skorumpowane środowisko...E.D.: – Bardzo rzadko zdarza się, aby nawet bardzo dobry sędzia nie popełnił błędu w całym meczu. Nie uważam, żeby to środowisko było szczególnie podatne na korupcję. Zdecydowana większość spotkań odbywa się na uczciwych zasadach. Źle zaczyna się dziać, gdy niektórzy działacze kombinują. Wtedy nie kończy się na samych próbach przekupstwa – uciekają się nawet do szantażu. Przeżyłem to na własnej skórze i na trzy lata zrezygnowałem z sędziowania. Tak się akurat złożyło, że otrzymałem propozycję objęcia stanowiska dyrektorem klubu w drugoligowym Chrobrym Głogów. Prawda jest taka, że z uczciwością wchodzi się czasem w paradę pseudodziałaczom.G.K.: – Czy zdarzyło się, żeby w rybnickim podokręgu zarzucono sędziemu stronnicze prowadzenie spotkania, wypaczenie jego wyniku i przyjęcie łapówki?E.D.: – Mówi się dużo o takich sprawach, ale jeszcze nikt nikogo za rękę nie złapał. Generalnie takich wypadków nie można wykluczyć chyba w żadnym środowisku, a jak mówi przysłowie: „wystarczy łyżka dziegciu w beczce miodu...”.G.K.: – Jednak wśród działaczy, trenerów, dziennikarzy sportowych i kibiców istnieje niemal powszechne przekonanie o tym, że sędziowie mają zbyt duży wpływ na wyniki spotkań piłkarskich...E.D.: – Nie sędziowie, ale sami trenerzy i działacze, którzy walczą o swój byt, są tego główną przyczyną. Nieetyczne zachowania biorą się z obawy o utratę sponsora, rozwiązanie kontraktu. Kluby podpisują umowy z trenerami, potem się z nich nie wywiązują; ktoś strajkuje, ktoś nie chce wyjść na boisko itd.G.K.: – Zatem na piłkarskich arenach będzie się przyjemnie obserwować mecz, gdy wpływ na to będą mieli nie tylko dobrzy zawodnicy i sędziowie, ale w równym stopniu trenerzy i działacze z prawdziwego zdarzenia?E.D.: – Chyba w każdej dziedzinie życia należy dążyć do profesjonalizmu.***Edward Dobrzeniecki urodził się 2.01.1945 roku; jest absolwentem Wydziału Górnictwa Politechniki Śląskiej. Karierę sędziowską rozpoczął w 1969 roku w Podokręgu Zabrze, w 1971 został sędzią rzeczywistym, w 1994 roku – sędzią zasłużonym, a od 2003 roku jest sędzią honorowym. Najważniejsze wyróżnienia otrzymane w okresie 35-letniej kariery: Srebrna Odznaka Honorowa PZPN (1980), Złota Odznaka Honorowa PZPN (1980), Złota Odznaka Honorowa OZPN Katowice (1992), Honorowa Odznaka Kolegium Sędziów OZPN Katowice (1996). Od 1971 roku pracuje w Zarządzie Kolegium Sędziów w Rybniku i jest członkiem Zarządu Kolegium Sędziów Śląskiego ZPN w Katowicach. Obecnie jest przewodniczącym kolegium sędziów w Rybniku i obserwatorem na szczeblu trzeciej ligi. Był asystentem w I i II lidze i sędzią głównym w II lidze.

Komentarze

Dodaj komentarz