20051101
20051101


Właściciel minirestauracji rozstawił swój majdan bez wymaganych w takich przypadkach uzgodnień i pozwoleń. W konsekwencji powiatowy inspektor nadzoru budowlanego nakazał Jackowi Wąsiewiczowi, właścicielowi snack-baru, rozbiórkę bądź usunięcie przyczepy-baru, drewnianej budy, a nawet plastikowej przenośnej kabiny WC. Wąsiewicz odwołał się do Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który utrzymał w mocy zaskarżoną decyzję i sprawa trafiła do wojewódzkiego sądu administracyjnego.Decyzja sądu, która na początku stycznia dotarła do Rybnika, Czesława Palacza – jednego ze współwłaścicieli gruntu zajmowanego przez gastronomiczny interes – wprawiła w osłupienie. Sąd wstrzymał wykonanie zaskarżonej decyzji w całości, nie przejmując się faktem, że obiekty postawiono samowolnie i po wygaśnięciu umowy dzierżawy gruntu, co nastąpiło z końcem 2003 roku. Jacek Wąsiewicz nie ma żadnego tytułu prawnego do skrawka ziemi, który zajmuje. W uzasadnieniu decyzji sądu zapisano za to, że wykonanie nakazu rozbiórki łączy się z wyrządzeniem znacznej szkody, gdyż obiekt stanowi część „warsztatu pracy” skarżącego. Dodano również, chyba z przyzwyczajenia, że wykonanie owej rozbiórki spowoduje trudno odwracalne skutki.Trzy takie same decyzje wydano w sprawie trzech obiektów – przyczepy kempingowej, przenośnej kabiny WC i drewnianej budy, która o dziwo zniknęła stamtąd na dzień przed doręczeniem decyzji sądu. Czesław Palacz był przekonany, że Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego odwoła się od kuriozalnej w jego opinii decyzji sądu. W telefonicznej rozmowie wyprowadzono go jednak z błędu, twierdząc rzekomo, że w skierowaniu odwołania inspektor nadzoru nie ma żadnego interesu. Nie dowierzałem i sam zadzwoniłem do biura Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego. – Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Zazwyczaj nie przyjmujemy postawy aktywnej, ale polegamy na dobrym rozeznaniu sądu, który jest suwerenny w swoich decyzjach – usłyszałem w słuchawce.Ostatecznie od decyzji sądu odwołał się jedynie współwłaściciel zajętego przez bar gruntu Czesław Palacz, za co zresztą musiał wnieść opłatę w wysokości 100 zł. Odwołał się tylko w sprawie przyczepy kempingowej, wychodząc z założenia, że jeśli doprowadzi do usunięcia przyczepy, to zniknie również przyklejony do niej od strony zaplecza tymczasowy wychodek. W swoim piśmie podkreślił raz jeszcze, że to samowola budowlana i że właściciel przyczepy nie jest ani właścicielem, ani dzierżawcą gruntu, na którym przyczepa stoi.Czas mija, a snack-bar jak działał, tak działa. Jeszcze we wrześniu wydawało się, że jego dni są policzone. Wąsiewicz wydzierżawił od miasta kawałek placu po drugiej stronie ul. Młyńskiej; umowę zawarł na trzy lata. Zapewniał, że w ciągu kilku tygodni przeniesie tam swój interes, spełniający już wszystkie sanitarne wymagania. Nic takiego się jednak nie stało. W dalszym ciągu poważne zastrzeżenia do działalności tej wyjątkowej małej gastronomii ma powiatowy inspektor sanitarny Edward Waloszek, zdaniem którego bar bez bieżącej wody i podłączenia do kanalizacji urąga zasadom bezpiecznego żywienia. Ostatnio skierował on sprawę snack-baru do swego przełożonego w Katowicach.

Komentarze

Dodaj komentarz