20051204
20051204


Któż może wiedzieć więcej o sikawkach jak nie strażacy... W Komendzie Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Rybniku utrzymaniem sikawek w sprawności bojowej zajmuje się sekcja techniki. Na początek niespodzianka: tego, czym kończy się tzw. linia gaśnicza, strażacy broń Boże nie nazywają sikawką, ale prądnicą wodną. Uzasadnienie tej nazwy brzmi logicznie, to w końcu urządzenie do podawania i regulowania prądu wody. Jak łatwo się domyśleć, strażackie prądnice to urządzenia o stosunkowo prostej budowie. Kiedyś była ona tak prosta, że by uzyskać inny strumień wody, trzeba było nakręcać nań dodatkową głowicę. Z czasem pojawiły się sikawki fabrycznie wyposażone w regulator prądu wody.Światowa czołówkaOd dobrych kilku lat polscy strażacy używają sikawek światowej klasy. To amerykańskie turbo-jety wyglądające jak pistolet z mocno rozwartą lufą. Jak objaśnia nam kierownik sekcji techniki, mł. aspirant Krzysztof Rozmyślak, przy ich użyciu można gasić ogień prądami zwartymi, kropelkowymi i mgłowymi. Wszystko zależy od tego, co i gdzie się pali. Tych ostatnich używa się np. do gaszenia pożarów mieszkań, bo pozwalają uniknąć kolejnej klęski: zalania mieszkania i sąsiadów z dołu hektolitrami wody. Znane m.in. z amerykańskich filmów turbo-jety mają jeszcze jedną zaletę. Są wyposażone w regulator, który pozwala uzyskać tzw. parasol wodny, chroniący strażaka przed niebezpieczną falą gorącego powietrza.Prądnice wodne to urządzenia z racji swej względnie prostej budowy raczej niezawodne. Mimo to po każdej akcji i każdym użyciu są czyszczone i konserwowane, przechodzą też okresowe kontrole. Gdyby na rynku chciał zaistnieć producent nowych prądnic, jego prototyp musiałaby wcześniej uzyskać dopuszczenie Centrum Naukowo-Badawczego Ochrony Przeciwpożarowej, które mieści się w Józefowie.Sikawkowy do lamusaNie ma w straży sikawek, więc nie ma też sikawkowych. Strażak stojący na końcu linii gaśniczej z prądnicą wodną w ręku jest nazywany według oficjalnej terminologii przodownikiem roty lub bardziej już popularnie prądownikiem. Oczywiście węże i prądnice na nic by się zdały, gdyby nie tłoczące wodę pompy. Kiedyś były to instalowane na wozach konnych hydropulty, dziś autopompy o dużej mocy instaluje się w bojowych wozach strażackich. Na przykład Renault Kerax, typowy samochód gaśniczy, będący najnowszym nabytkiem rybnickiej PSP, jest wyposażony w zbiornik, który pomieści osiem tysięcy litrów wody. Wydajność pomp też jest imponująca: przy maksymalnym ciśnieniu są w stanie przetłoczyć w ciągu minuty pięć ton wody, a to znaczy, że w przypadku dłużej trwającej akcji musiałaby je zasilać mała rzeka.Oczywiście takiej maksymalnej wodnej wydajności używa się tylko w sporadycznych przypadkach. Zresztą tylko połowa wszystkich interwencji, jakie podejmują współcześni strażacy, jest związana z gaszeniem czy dogaszaniem ognia i pożarami. Równie często zajmują się oni ratownictwem drogowym, chemicznym i wodnym. Strażacy interweniują też w przypadkach „nietypowych zachowań zwierząt”, usuwając groźne dla ludzi gniazda os i szerszeni oraz zdejmując z drzew koty, które nie potrafią zejść na ziemię. Mogłoby się wydawać, że śmigus-dyngus to dzień stworzony dla strażaków. Okazuje się jednak, że jeszcze kilka lat temu, gdy młodsi stażem polowali w okolicach komendy z niestrażackimi sikawkami na przechodzące tamtędy dziewczęta, tak teraz lany poniedziałek to zwyczajny dzień służby.Mniejsze zagrożeniePanuje tylko znacznie mniejsze zagrożenie pożarowe, bo ze względu na większą ilość wody w środowisku większa jest w tym dniu średnia wilgotność. – Na szczęście nikt nie ma sprzętu o takiej wydajności jak my, więc nie jest w stanie wylać tyle wody – dodaje st. kpt. Bogusław Łabędzki, rzecznik prasowy rybnickiej komendy Państwowej Straży Pożarnej. Przyznaje, że do wypełnienia dyngusowych powinności używa wody w czystej postaci. Zazwyczaj posługuje się sikawkami, które wcześniej kupią jego dzieci. Niestety z wyglądu bardziej przypominają sprzęt wojskowy niż strażacki...

Komentarze

Dodaj komentarz