20051205
20051205


Pracownicy działu dokumentacji, edukacji i promocji zapraszali przedszkolaków do tradycyjnej śląskiej kuchni urządzonej w jednej z sal wystawienniczych i opowiadali nie tylko o samych świętach, ale i o przygotowaniach do nich. Te trwały przez cały Wielki Post i rozpoczynały się środą popielcową. Dla większości młodych słuchaczy wychowanych na komputerze i pokemonach opowieści muzealników kojarzą się pewnie raczej z czarną magią, ale może właśnie przez to uda im się więcej zapamiętać i przekazać – czy to rodzeństwu, czy rodzicom. Byłoby idealnie, gdyby ci ostatni przynajmniej niektóre z dawnych zwyczajów zechcieli przywrócić do życia, pogłębiając w ten sposób symbolikę domowego świętowania. Często można to zrobić niewielkim nakładem sił, angażując właśnie pociechy.Jednym z muzealnych wielkanocnych eksponatów, który cieszy się szczególnym zainteresowaniem młodzieży, są drewniane kołatki. Ich wiek szacuje się na ok. 100 lat. Dziś podobne sprzęty młodzi ludzie widują na zawodach sportowych, ale kiedyś kojarzyły się przede wszystkim z Wielkim Czwartkiem i tzw. zawiązywaniem dzwonów. W czasie kościelnych ceremonii wielkoczwartkowych w połowie mszy milkły dzwony, dzwonki, a ich rolę przejmowały proste, drewniane kołatki. Miało to symbolizować zdradę Judasza i początek męki Chrystusa. Najpopularniejszym zwyczajem wielkoczwartkowym praktykowanym na Śląsku było właśnie chodzenie z klekotkami czy klepaczkami. Było to zajęcie wyłącznie dla chłopców, którym często parali się głównie ministranci. Obchodzili oni z klekotkami kościół, ale również chodzili z nimi po wsi czy mieście; czasem nawet trzy razy w ciągu dnia. Jak łatwo się domyślić, dla ubogich pacholąt była to kolejna okazja do otrzymania różnego rodzaju datków.Jak podkreśla w swojej książce „Zwyczaje i obrzędy doroczne na Śląsku” Jerzy Pośpiech, Wielki Czwartek uchodził według dawnych wierzeń za dzień dobry na odprawianie różnego rodzaju czarów związanych z obejściem domostwa i gospodarką. Można się było np. zająć w tym dniu przepędzaniem wszędobylskich kretów. By to zrobić, gospodarz miał boso chodzić po ogrodzie i, wymawiając specjalne zaklęcia, uderzać kawałkiem drewna o ziemię.Zainteresowanie dzieci i młodzieży budzą też przygotowane przez muzealników niewielkie drewniane krzyżyki. W Wielki Piątek gospodarze robili je z gałązek palm przygotowanych wcześniej na niedzielę palmową. Potem te małe krzyżyki wbijali w rolę, co miało im zapewnić urodzaj i dostatek.O zawartości koszyka, z którym dzieci bądź niewiasty szły do kościoła, by ksiądz poświęcił potrawy, napisano pewnie dziesiątki rozpraw. Kiedyś były to tylko jaja, chleb, sól, masło, szynka, kiełbasy i ciasta. Ale tak jak zmieniała się zawartość domowych spiżarni, a potem lodówek, tak zmieniał się skład „święconki”. W koszyku zaczęły się pojawiać pomarańcze i mandarynki, potem zające i jajka z czekolady, a ostatnio wszechobecne batoniki. Niewiele osób wie, że zgodnie z wiekową tradycją w koszyku powinien pojawić się również chrzan. Ostry i cierpki smak chrzanu spożywanego w czasie świątecznego niedzielnego śniadania miał przypominać mękę Chrystusa pojonego na krzyżu octem.Największe emocje wśród młodego pokolenia wywołuje drugi dzień świąt – wielkanocny poniedziałek, czyli śmigus-dyngus. W czasie lekcji w muzeum przyszli śmirgustnicy dowiedzieli się również, że kiedyś w niektórych częściach Śląska oprócz oblewania dziewcząt i panien wodą ze studni należało także sprawić im nieszkodliwe lanie przy użyciu gałązek wierzby płaczącej, co miało chronić przed bólem nóg, ale i głowy. Liczba śmirgustników odwiedzających dany dom była zazwyczaj pochodną urody mieszkającej w nim panny, dlatego brak chętnych do polewania był dla każdej dziewczyny przykrym doświadczeniem. Z drugiej strony obawa przed taką ewentualnością pozwalała płci pięknej łatwiej znosić uciążliwości związane z tym najbardziej mokrym dniem w roku.Z bogatych niegdyś tradycji ostało się niewiele, trudno więc powiedzieć, by w czasie lekcji w muzeum przedstawiciele młodego pokolenia zdobywali wiedzę niezbędną do życia. Warto jednak, by mieli świadomość, że święta w dzisiejszym kształcie znacznie różnią się od świętowania naszych przodków. Mamy co prawda świąteczne promocje, zachodnie specjały na stołach i program telewizyjny, ale ważnych, potrzebnych człowiekowi treści w tym wszystkim niewiele.

Komentarze

Dodaj komentarz