20051216
20051216


Jest to urokliwe miejsce leżące w dolinie rzeki Troi w miejscowości Gródczanki. Na razie co prawda tonie w śniegu, ale wraz z nadejściem wiosny i spodziewanym ociepleniem powinno nabrać życia. Dla miejscowych od dziesiątek lat kojarzy się z uzdrowieniami i pyszną wodą. Ale najnowsza historia tego miejsca rozpoczyna się w 2001 roku. W tamtym roku raciborski sanepid polecił zamknąć źródełko z powodu silnego skażenia bakteriami coli i w mniejszym stopniu innymi substancjami. Do zanieczyszczenia musiało dojść prędzej czy później. Leżąca w dolinie kapliczka była wówczas zewsząd otoczona polami. Spływające z nich naturalne i sztuczne nawozy przedostawały się do gruntu, a dalej do źródła. Ludzie, korzystając ze źródełka, również dołożyli trzy grosze do jego zanieczyszczenia. Znajdująca się w kaplicy studnia z cudowną wodą nie była należycie zabezpieczona.Zamknięcie kaplicy było szokiem dla mieszkańców. Na początku 2002 roku zrodził się pomysł oczyszczenia źródełka i uchronienia go przed podobnymi zagrożeniami. Samorządowcy, proboszcz, radni z komisji ekologii oraz eksperci opracowali plan ochrony przyrody i ekologicznego zagospodarowania terenu wokół kaplicy i kościółka, którego realizacja miała trwać do 2005 roku. Pomysły wciela w życie Społeczny Komitet Ekologii, a wspiera wójt i rada gminy. Podstawowym zadaniem okazało się wykonanie pasa ochronnego, odgradzającego źródło od pól uprawnych. Jak mówi Leon Mludek, przewodniczący komitetu, rolnicy będący właścicielami sześciu działek wokół kaplicy bez wahania zgodzili się na wymianę gruntów z kościołem. Na powstałym kręgu posadzono już około czterech tysięcy drzewek i krzewów, w tym rzadkich okazów. Rośliny tworzą arboretum. Jego urządzanie wciąż trwa. Całkowicie wyremontowane zostało wnętrze kaplicy ze studnią. Budynek otrzymał nowy dach w miejsce eternitu, rynny, a teren został odwodniony. Dzięki tym zabiegom kaplica z oczyszczonym źródełkiem została udostępniona mieszkańcom w odpust 13 września 2002 roku. Oprócz samego oczyszczenia i zabezpieczenia źródełka społeczny komitet zadbał o zagospodarowanie terenu, by stał się miejscem wypadowym mieszkańców i gości. Przyjeżdżają tu nie tylko mieszkańcy Pietrowic czy Raciborszczyzny, ale też z Opola i okolic, Rybnika, Wodzisławia, Czech i Niemiec, ściągnięci sławą malutkiego sanktuarium. Leon Mludek mówi, że w bezpiecznej odległości urządzono miejsce do spotkań, wypoczynku i grillowania. Teren wybrukowano, ustawiono drewniane ławki i stoły. Wykonano też i zarybiono oczko wodne. Powstał parking dla 300 aut. Do kościółka został podciągnięty prąd. Dotychczas pracował tu agregat.W tym roku społeczny komitet czeka jeszcze utwardzenie ścieżek spacerowych, dokończenie oświetlenia terenu i ustawienie ławeczek.Niemal wszystkie prace wykonano społecznie. Nie udałoby się ich przeprowadzić, gdyby nie wpłaty i pomoc sponsorów. Pieniądze dawali m.in. mieszkańcy, kościół, Starostwo Powiatowe w Raciborzu czy bank. W 2002 roku udało się zebrać ponad 22,8 tys. zł, w 2003 roku – ponad 18 tys., a w 2004 już tylko 5,7 tys. zł. Tymczasem potrzeba jeszcze około 15 tys. zł na dokończenie prac.LegendaDrewniany kościółek powstał już w 1667 roku. Za sprawą źródełka tryskającego w leżącej obok kaplicy i obrazu Chrystusa Ukrzyżowanego zyskał sławę uzdrawiającego miejsca. Jego początki wiążą się z legendą. Opisał ją Paweł Newerla w publikacji „Kościół św. Krzyża w Pietrowicach Wielkich”, powołując się na relację długoletniego kościelnego Wita Görlicha. Miejscowi rolnicy mieli wypasać konie na wspólnych łąkach całej wsi znajdujących się w pobliżu dzisiejszego kościoła. Pewnej nocy zauważyli dziwne światełko w miejscu, w którym obecnie znajduje się kaplica. Następnego dnia opowiedzieli o tym swoim gospodarzom, a ci zachęcili ich do przyjrzenia się zjawisku. Okazało się, że wśród moczarów tryska źródełko z pływającym w nim płóciennym rulonem. Próbowali go wyciągnąć, ale nie udało się. Podobne niepowodzenie spotkało innych mieszkańców zwabionych na miejsce opowieścią rolników. Donieśli proboszczowi Marcinowi Moslerowi, który urządził uroczystą procesję do źródełka. Za pomocą krzyża wyciągnął rulon, który po rozwinięciu okazał się obrazem Chrystusa Ukrzyżowanego.„Pietrowiczanie dostrzegli w cudownym obrazie dar nieba i postanowili wybudować kościół. Miał on stanąć na wzgórzu, wznoszącym się na prawo od pastwisk. Ale co za dnia zbudowali, znaleziono rano zburzone i zrzucone do kotliny, w której dziś stoi kościółek. Ludzie uznali to za znak Boży i zaczęli budować na obecnym miejscu i wnet kościółek był gotowy. W uroczystej procesji święty obraz sprowadzono do domu Bożego i umieszczono go w głównym ołtarzu, gdzie nadal się znajduje” – pisze Paweł Newerla.Po pewnym czasie podczas burzy piorun uderzył w wieżyczkę, która, spadając, przebiła dach i uszkodziła twarz Chrystusa na obrazie. Miejscowi malarze pomimo namów proboszcza nie mieli odwagi zabrać się za naprawę malowidła. Zdecydował się dopiero artysta, który zawitał do Pietrowic z daleka. Po pewnym czasie ksiądz przyszedł do malarza przekonać się, jak postępują prace. Obraz wyglądał jakby nigdy nie został zniszczony. Proboszcz w uznaniu kunsztu malarza chciał mu podziękować, ten jednak przyznał, że jeszcze niczego nie zrobił przy obrazie. Z niedowierzaniem patrzył na wizerunek Chrystusa i przeżył wstrząs cudownym zdarzeniem.Legenda swoją drogą, natomiast niektóre przypadki uzdrowień zostały opisane. W XIX wieku chory, mogący chodzić tylko o kulach, doznał uzdrowienia podczas mszy świętej i na własnych nogach wyszedł z kościoła. Dziecko odzyskało wzrok, inne zostało wyleczone z padaczki. Nawet dziś żyją osoby przekonane, że doznały tu uzdrowienia.

Komentarze

Dodaj komentarz