Bolesław Dymiński / Jedno z historycznych zdjęć z pacyfikacji kopalni Manifest Lipcowy
Bolesław Dymiński / Jedno z historycznych zdjęć z pacyfikacji kopalni Manifest Lipcowy

Dziś rocznica wprowadzenia stanu wojennego - przypominamy historię zdjęć Bolesława Dymińskiego z pacyfikacji kopalni Manifest Lipcowy.

Reakcją "Solidarności" na wprowadzenie stanu wojennego były akcje protestacyjne. Na Manifeście Lipcowym. jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego działacze związkowi ukryli się w kopalni, by uniknąć aresztowania. 

„14 grudnia zorganizowano masówkę, przedstawiając górnikom sytuację oraz ich położenie. Wówczas także podjęto decyzje o strajku. Dyrekcja i komisarz wojskowy próbowali groźbą wymusić na górnikach, by ci opuścili zakład. W tym czasie pracownicy zaczęli zabezpieczać kopalnię. Siły rządowe tak jak uprzednio, w przypadku innych jastrzębskich kopalń urządziły pokaz siły. Następnego dnia nastąpiło najgorsze. Po brutalnej pacyfikacji kopalni Jastrzębie, o której górnicy z Manifestu Lipcowego dowiedzieli się koło 9 niezwłocznie zaczęli przygotowywać się do ewentualnej obrony. Bramy zakładu pozastawiano rurami o średnicy około 1,5 metra (tzw. lutniami). Przed cechownią ustawiono dźwig. Górnicy byli uzbrojeni w dostępne im sprzęty: klucze, pręty, kilofy i sztile do łopat - wyczekiwali najgorszego.

Około godziny 11 pod zakład przyjechało wojsko i milicja. Tak jak w innych kopalniach nawoływano górników do opuszczenia zakładu. Kiedy to okazało się bezskuteczne, wydano rozkaz pacyfikacji. Dwa czołgi ruszyły w kierunku kopalni. Jeden przedostał się na jej teren, ale gdy górnicy oblali go wodą z hydrantu, został wycofany za bramę. Wówczas to atakujący zastosowali środki chemiczne. Górników obrzucono gazem łzawiącym i petardami. Następnie siły rządowe po raz kolejny rozkazały opuścić kopalnię. Wobec braku reakcji strajkujących wysłano czołgi, ale dopiero przy trzeciej próbie rozbiły one barykadę. Kwadrans przed południem na teren kopalni wkroczył specjalny oddział ZOMO. Co najgorsze uzbrojony w ostrą amunicję.

Gdy górnicy ruszyli do przodu padł rozkaz strzelania. Pierwszy raz podczas stanu wojennego użyto broni z ostrą amunicją. Niestety kule sięgnęły czterech osób. Ranni zostali: Franciszek Gąsiorowski, Czesław Kłosek, Zdzisław Kraszewski, Bogusław Tomaszewski. Poszkodowanych natychmiast przeniesiono do punktu opatrunkowego. Po użyciu ostrej amunicji część górników opuściła kopalnię. Pozostali ukryli się za wozami spiętymi łańcuchem. Jeszcze przez kilka chwil bohatersko odpierali atak zomowców, po czym i oni musieli opuścić kopalnię. Pacyfikacja Manifestu Lipcowego trwała pięć godzin. Prócz postrzelonych czterech, ciężkie rany odniosło ośmiu górników” - pisał na naszych łamach Janusz Lubszczyk.


Bolesław Dymiński był świadkiem tych dramatycznych wydarzeń. Zobaczył górnika przeskakującego przez płot na Manifeście Lipcowym. Był ranny w brzuch. – Zdenerwowałem się, wziąłem aparat i zrobiłem trzynaście zdjęć z pacyfikacji kopalni. Przechowywała je świętej pamięci Zofia Lubczyńska, fotografka, wtedy pierwsza sekretarz komitetu miejskiego PZPR. Dzięki temu nie znalazła ich esbecja. A kiedy w 1988 roku po raz pierwszy je opublikowałem, to mi powiedzieli, że jestem esbek – mówił nam kilka lat temu Bolesław Dymiński.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz