20052416
20052416


Kompania twierdzi, że umowa dzierżawy jest wadliwa, więc chce ją rozwiązać, czyli zdaniem elektrociepłowni dąży do likwidacji spółki lub jej przejęcia tanim kosztem, a sprawa chłodni stała się tu dobrym pretekstem. – Krótko mówiąc, murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść – mówią gorzko Marian Habram i Paweł Proske, prezes i wiceprezes. Obaj byli w grupie inicjatywnej, która podjęła się wyprowadzenia z kopalni Marcel 200 osób, więc za zgodą dyrekcji i związków zawodowych założyła spółkę pracowniczą. Firma powstała 28 sierpnia 1998 roku, a zaczęła działalność 1 października. Od początku borykała się z kłopotami związanymi ze stanem chłodni, co wynika m.in. z dokumentów, jakie zebrał Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Wodzisławiu. Korespondencja ledwo mieści się w pękatej teczce, a otwiera ją kopia pisma z 28 stycznia 2003 roku, gdy właścicielem majątku był jeszcze Zakład Elektrociepłowni Rybnickiej Spółki Węglowej. Władze firmy powiadamiały go o złym stanie obu obiektów, przypominając, że sprawa sięga połowy lat 90.Niebawem do inspektoratu dotarła kopia pisma z 12 lutego, w którym już nowy właściciel, czyli Zakład Elektrociepłowni Kompanii Węglowej, odpowiedział szefom radlińskiej spółki, że jest zaniepokojony wspomnianą informacją, bo wynika z niej, iż istnieje zagrożenie katastrofą budowlaną. 25 lutego elektrociepłownia napisała do kompanii, że odbiera tę odpowiedź jako lekceważenie stanu dzierżawionego majątku. Wkrótce otrzymała pismo, że kompania nie oczekuje modernizacji urządzeń, ale dbania o ich stan, bo jest to obowiązek dzierżawcy. Inspektorat już wtedy miał opracowanie z przeglądu chłodni (jego wykonanie zleciła na swój koszt elektrociepłownia i przesłała do wiadomości nadzoru z pierwszym pismem), z którego wynikało, że chłodnia nr 1 nadaje się do generalnego remontu, a chłodnia nr 2 do rozbiórki i postawienia na nowo. 12 marca służby budowlane udały się na wizję lokalną i stwierdziły to samo, co napisano w protokole, a 23 marca wszczęły postępowanie administracyjne. Wtedy okazało się m.in., że w protokole przekazania przedmiotu dzierżawy napisano, że stan obu obiektów jest zły.Ponieważ umowa nie określa, kto ma prowadzić modernizacje, inspektorat uznał że to sprawa właściciela (tak stanowi kodeks cywilny), a 23 kwietnia wezwał go do usunięcia nieprawidłowości. Gdy jednak 25 lipca przeprowadził kontrolę, stwierdził, że nie zrobiono nic, więc 30 lipca wystosował upomnienie. – Wtedy zaczęły się przepychanki między właścicielem a dzierżawcą, bo jeden usiłował zrzucić obowiązek na drugiego – opowiada Piotr Zamarski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Zniecierpliwiony sporami, 4 października 2004 roku powiadomił policję, że chłodnie stwarzają zagrożenie mogące zakończyć się katastrofą budowlaną. Nazajutrz nałożył na kompanię tytuł wykonawczy, będący pierwszym krokiem do wyegzekwowania zalecenia. Ta odwołała się do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Katowicach, który utrzymał w mocy decyzję jednostki pierwszej instancji. 22 listopada do działania przystąpili stróże prawa, a 2 grudnia inspektorat nałożył na kompanię 50 tys. zł grzywny (po 25 tys. od chłodni). Ta ostatnia znowu wniosła zażalenie do województwa, odwołała się też do sądu administracyjnego.Nigdzie nic nie wskórała, a 13 grudnia doniosła Prokuraturze Rejonowej w Wodzisławiu o popełnieniu przestępstwa przez prezesów elektrociepłowni. – Nie chcę tego nawet komentować – oświadcza Piotr Zamarski, który 11 lutego tego roku wysłał właścicielowi upomnienie o zapłacenie grzywny. Reakcji nie było, a 16 marca prokuratura poinformowała służby budowlane o umorzeniu postępowania w sprawie chłodni. Inspektorat nie zgodził się z tą decyzją, więc śledztwo zaczęło się od nowa, a 31 marca wystąpił do urzędu skarbowego o ściągnięcie od kompanii grzywny z odsetkami (czyli 50 tys. plus 144,80 zł) za pośrednictwem komornika. Następnym krokiem będzie ściągnięcie należności na tzw. wykonanie zastępcze, co pochłonie ok. 5 mln zł. W elektrociepłowni dodają, że jest to tylko część kwoty potrzebnej do zrobienia porządku. Żeby bowiem móc przystąpić do robót bez zakłócania pracy zakładu, trzeba najpierw odtworzyć chłodnię nr 3, którą elektrociepłownia musiała rozebrać w 2001 roku, bo groziła zawaleniem. Zostały po niej tylko betonowe słupy.W 2003 roku prezesi spółki występowali do właściciela o zgodę na postawienie obiektu, ale nie uzyskali zezwolenia. Chodziło o pieniądze. – Moglibyśmy odbudować chłodnię, ale na swój koszt, a niby dlaczego, skoro płacimy ogromne kwoty za dzierżawę? – żalą się Marian Habram i Paweł Proske. Wyjaśniają, że elektrociepłownia pracuje w jednym systemie z kopalnią Marcel i koksownią, który wymyślono w czasach pruskich, ale wtedy były trzy chłodnie, a teraz są dwie. Wyłączenie jednej zaskutkuje niedoborem energii w kopalni i spaleniem w pochodni połowy gazu z koksowni. Efektem byłyby straty materialne i szkody dla przyrody. Remont obiektu nr 1 pochłonie ok. 1,5 mln zł, a wybudowanie jednej chłodni to koszt ok. 3 mln zł. W sumie na roboty potrzeba więc ok. 7,5 mln zł. Nadzór budowlany stawia sprawę jasno: skoro stan obiektów jest zły, trzeba je albo naprawić, albo rozebrać. Czym więc zakończy się ta batalia? Wedle prezesów, jeśli nie dojdzie do jakiegoś kataklizmu pogodowego, chłodnie wytrzymają jeszcze parę lat. Jeśli jednak region nawiedzi nawałnica podobna do tej, jaka szalała niedawno we Wrocławiu, nie przetrwają kilku miesięcy.

Komentarze

Dodaj komentarz