Globtroterzy z mandatami


Alanya od pięciu lat jest partnerem Wodzisławia. Władze obu miast co jakiś czas składają sobie wizyty i rewizyty. W maju tego roku udało się wysłać tam młodzież. W ramach wymiany do tureckiego kurortu pojechali uczniowie Szkoły Podstawowej nr 16 i Gimnazjum nr 2. Dzieciaki były zachwycone i szczęśliwe. Niestety ze względu na koszty nie wszyscy chętni mogli wziąć udział w wyprawie. Udało się tym, których rodziców było stać na wyłożenie minimum 800 zł na wykupienie biletu lotniczego. Radni nie mieli już tego problemu, bo wyręczyła ich gmina. Delegacja liczyła pięć osób (w jej składzie byli wiceprezydent Jan Serwotka, Wacław Mandrysz, szef samorządu, oraz radni Stefan Grzybacz, Mirosław Kochan i Henryk Waniek), a przebywała w Alanyi od 25 maja do 1 czerwca. Ich przelot kosztował gminę 4 tys. zł, a delegacje 616 dolarów. To jeszcze spotęgowało niezadowolenie wodzisławian. W opinii mieszkańców, radni powinni płacić za wojaże z własnej kieszeni, bo ich na to stać. Niezależnie od tego, jaką mają pensję, dostają przecież diety. Ludziom trudno uwierzyć w ich ciężką pracę podczas wizyty w kurorcie.– To są kpiny. Ci globtroterzy z rady miejskiej u mnie już na zawsze stracili poparcie. Wstyd! – mówi oburzona Dorota Kaczor. Dodatkowo jest zdziwiona tym, że Wodzisław utrzymuje kontakty z turecką Alanyą. – Nie widać z tego żadnych korzyści dla naszego miasta – dodaje. Jak twierdzi Jan Serwotka, korzyści są bardzo znaczące. Udało się już zorganizować pierwszy wyjazd młodzieży do Turcji, w nowym roku szkolnym będzie kolejny. – Planujemy też wymianę nauczycieli, to efekt ostatniej wizyty – przekonuje wiceprezydent. Owocem tego wyjazdu jest także wizyta szefa prokuratury w Alanyi (drugiej co do wielkości w Turcji) zapowiedziana na tegoroczne Dni Wodzisławia. Goście z Polski zapoznali się też z pracami związanymi z układaniem kanalizacji. O ile Wodzisław rocznie buduje po kilka kilometrów sieci, to Alanya kilkadziesiąt. Decydują o tym nie tylko większe pieniądze, ale też podejście mieszkańców. – Bez problemów podłączają się do sieci i pozwalają wejść na swój teren podczas prac – wyjaśnia wiceprezydent. Dodaje, że skład delegacji nie był przypadkowy. Biorąc pod uwagę program pobytu, wytypowano osoby reprezentujące komisje gospodarki, prawa i szkolnictwa.Czy miasto musiało im sfinansować przelot? Wiceprezydent mówi, że w budżecie są na to pieniądze. Zawsze tak było. Podkreśla, że radni pojechali tam do pracy, nie na wycieczkę. Gdyby musieli płacić, polecieliby ci, których na to stać, a nie osoby w danym momencie kompetentne. Inny skład radnych pojedzie do Francji, inny do Gladbeck. Jak się okazuje, niezupełnie jest to prawda, gdyż początkowo wyprawę do Turcji proponowano innym radnym, ale oni odmówili z różnych powodów. Jeden bał się latać samolotem, ktoś miał ważniejsze sprawy do załatwienia. Propozycję wyjazdu dostał też Jan Grabowiecki, wiceprzewodniczący rady miasta. Odmówił, ponieważ nie przedstawiono mu programu wizyty i wykazu konkretnych spraw, jakimi miała zająć się delegacja, nie planowano podpisania żadnych umów czy porozumień. – Wycieczkę do Turcji mogę zafundować sobie sam – mówi Jan Grabowiecki, który nawiasem mówiąc od lat przekazywał swoją dietę na cele charytatywne.O ile jednak nie było kłopotu ze skompletowaniem delegacji do Turcji, o tyle różnie bywa z wyjazdami do innych miast partnerskich. Do Gladbeck w ubiegłym roku pojechali tylko wiceprezydenci, bo radni nie mieli ochoty na podróż samochodem do Niemiec. Podobnie jest z czeską Karwiną. Wiceprezydent Serwotka jest oburzony pytaniami o zasadność wyjazdu do Alanyi. Odpowiada zdenerwowany, że te 800 zł, jakie gmina wydała na opłacenie biletu lotniczego, z nawiązką równoważy stypendium w wysokości 1000 zł, które idzie z jego kieszeni dla najzdolniejszego wodzisławianina.

Komentarze

Dodaj komentarz