20052513
20052513


Nasz region obsługuje Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Raciborzu. W zeszłym roku placówka miała 14,2 tys. czynnych dawców krwi, czyli takich, którzy oddali ją przynajmniej raz w roku. W tej liczbie są 2453 kobiety. W sumie dokonano od nich 36880 pobrań krwi (donacji). Uzyskano ponad 13,4 tys. litrów krwi i blisko 4 tys. litrów osocza.– Jest to bardzo dużo i tym ludziom należą się ogromne podziękowania. Takich dawców, jakich my mamy, naprawdę nie ma w innych regionach – mówi Maria Wiecha, dyrektorka RCKiK w Raciborzu.Kiedy w innych rejonach Polski dramatycznie spada liczba dawców, na Śląsku jest odwrotnie. W 2003 roku raciborskie centrum pozyskało 3488 dawców, a w zeszłym roku 4023. Maria Wiecha podkreśla, że nigdy żadnemu z ośmiu szpitali obsługiwanych przez RCKiK nie brakło krwi. Dzięki sporej liczbie krwiodawców raciborskie centrum przekazuje nadwyżki krwi, osocza lub płytek innym centrom w Polsce, które akurat mają braki.Utracone przywilejeJeszcze do niedawna honorowi dawcy krwi w podzięce za swoją ofiarność cieszyli się kilkoma przywilejami. Mieli prawo do darmowych leków, których listę sporządzał minister zdrowia. Minister zlikwidował ten przywilej. Jeszcze w 2004 roku dawcy mogli sobie odpisać oddaną krew od podatku. Była ona bowiem traktowana jako darowizna. Ilość oddanych litrów przeliczało się na złotówki i uzyskaną sumę odpisywało w rozliczeniu rocznym. Fiskus cofnął tę ulgę. Teoretycznie, oddając krew, dawcy mają ustawowo zagwarantowany dzień wolny od pracy. Ale tego nie wykorzystują. Zwyczajnie boją się, że szefowie ich zwolnią za nieobecność. Krwiodawcy po każdej donacji dostają czekolady. To zostało. Przywileje nie były więc zbyt kosztowne, raczej symboliczne. Podkreślały, że oddawanie krwi jest czymś wyjątkowym i wartym wdzięczności. Pracownicy Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa są tego świadomi i starają się w miarę możliwości ich honorować. W Raciborzu przynajmniej od dwóch lat dawcy korzystają z darmowych przejazdów komunikacją miejską. Radni podjęli taką decyzję po sugestiach Marii Wiechy.– Bardzo dobre kontakty z dawcami owocują. W razie nagłego wypadku, kiedy wiemy, że może zabraknąć np. pewnej grupy krwi czy osocza, dzwonimy do prezesa konkretnego klubu, a nawet bezpośrednio do dawców, prosząc o pomoc. Wiemy, że możemy na nich liczyć – mówi Maria Wiecha.Technologiczny skokKrwiolecznictwo w ciągu ostatnich dziesięciu lat poczyniło duże postępy. Poprzednio choremu po prostu podawano pełną krew. Teraz aplikuje się tylko potrzebny w danej chorobie składnik krwi. Stąd obecnie placówki krwiodawstwa i krwiolecznictwa przypominają naszpikowane elektroniczną aparaturą laboratoria. Pobierają krew, osocze i płytki, po czym rozsyłają je do szpitali. Wcześniej jednak składniki są badane pod różnym kątem i wieloma technikami, aby zapewnić możliwie najbardziej bezpieczny i wysoki jakościowo produkt. Badania nastawione są m.in. na wykrywanie wirusów żółtaczki typu B i C oraz HIV czy bakterii syfilisu. Jest to konieczne, bo zdarzają się porcje krwi zawierające któryś z tych mikroorganizmów. Takie donacje są od razu niszczone. Jednak zawsze będzie ryzyko, że krew lub któryś z jej preparatów będzie zawierał jakiegoś wirusa, twierdzi Izabela Trepka, zastępca dyrektora ds. medycznych, specjalista transfuzjologii medycznej i jednocześnie kierownik rybnickiego oddziału centrum.Dzięki wysokiej klasy sprzętowi i wykwalifikowanemu personelowi można natomiast zmniejszyć ryzyko przygotowania preparatu z wirusem. I to się udaje, bo prawdopodobieństwo wynosi zaledwie ułamek procenta, jest więc śladowe. Izabela Trepka zapewnia, że dawcy niczym nie ryzykują. Igły, strzykawki i inne materiały są bez wyjątku jednorazowe.Krucho z pieniędzmiDziałalność RCKiK w Raciborzu, podobnie jak wszystkich pozostałych 20 centrów w Polsce, finansuje Ministerstwo Zdrowia. Tych pieniędzy jest mało, nie starczają nawet na połowę wydatków. Najwięcej pieniędzy pochłaniają bowiem badania. Większość funduszy centra pozyskują ze sprzedaży krwi i jej preparatów szpitalom. Nie dostają jednak na czas zapłaty.– Szpitale mają wobec nas duże zaległości. Musimy sobie radzić. Wykorzystujemy różne sposoby egzekwowania pieniędzy – przyznaje Maria Wiecha.Jak mówi, centrum musi mieć pieniądze na badania, zakup odczynników i przygotowywanie preparatów. Krwi nie może odmówić żadnemu szpitalowi, choćby ten był mocno zadłużony w RCKiK.Cenę krwi, osocza i wszystkich innych preparatów ustala odgórnie dla całej Polski minister zdrowia. Jednostka pełnej krwi konserwowanej kosztuje 220 zł, podstawowy koncentrat krwinek czerwonych – 125 zł, osocze – 90 zł. Natomiast niektóre koncentraty z płytek mają cenę 900 i 1250 zł za sztukę. Szpitale dostają refundację z NFZ na krew i jej pochodne. Popadają w problemy, kiedy źle oszacują swoje zapotrzebowanie na ten lek – uważa Maria Wiecha. Wtedy muszą zapłacić z własnej kieszeni i już mają pretensje do stacji krwiodawstwa o wysokie ich zdaniem ceny.Kto może zostać dawcą krwiPrecyzyjnie określa to rozporządzenie ministra zdrowia. Mówiąc w skrócie, kandydat na dawcę musi mieć skończone 18 lat i być zdrowy. Zgłaszając się do stacji, wypełnia szczegółową ankietę. Odpowiada w niej m.in. na pytania o przebyte choroby, dłuższe pobyty w rejonach świata dotkniętych malarią bądź innymi chorobami tropikalnymi. Musi się przyznać, czy w ostatnim czasie miał robiony tatuaż, akupunkturę. Po wypełnieniu ankiety każdy kandydat na dawcę lub dawca jest szczegółowo badany przez lekarza, który decyduje, czy może oddać krew. Badaniom poddawani są dawcy przed każdą donacją. Dzięki temu śmiało można powiedzieć, że są najzdrowszymi ludźmi, a na pewno najlepiej przebadanymi.

Komentarze

Dodaj komentarz