20052515
20052515


W magistracie mówią, że to było wielkie przedsięwzięcie, ale się udało. Takiej akcji ewakuacji ludności nie mieliśmy od czasów ostatniej wojny światowej. – Usunięcie bomby lotniczej przebiegało sprawnie i bez zakłóceń – mówi Mariusz Grabiec, kierownik Miejskiego Inspektoratu Obrony Cywilnej w Wodzisławiu, podsumowując zeszłotygodniową akcję. Wszystko zaczęło się w poniedziałek, 13 czerwca, około godz. 21.30. Robotnicy, którzy prowadzą remont i modernizację sieci gazowej, natknęli się na stary pocisk. O znalezisku natychmiast powiadomili policję i straż pożarną. Jeszcze przed przyjazdem patrolu na miejscu znalazł się złomiarz, który przymierzał się do zabrania żelastwa i spieniężenia go. Gdy mu powiedziano, że nie jest to złom, ale prawdopodobnie bomba, niczym niezrażony przypomniał, że „jakby okazała się, że jest niegroźna, to on był pierwszy i ona jest jego”. Niewybuch leżał na głębokości około metra w nietypowej pozycji: pionowo, głowicą do góry. Już wstępne oględziny pozwoliły stwierdzić, że był mocno skorodowany, co zwiększało zagrożenie eksplozją. Początkowo sugerowano, że może ważyć ponad 250 kg, ostatecznie okazało się, że ma około 100 kg wagi.Już od wieczora znaleziska pilnowały odpowiednie służby. W tym czasie Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego w Wodzisławiu skontaktowało się z jednostką saperów z Lublińca. Poinformowano ich o groźnym odkryciu, żołnierze po niewybuch mieli się zgłosić nazajutrz. We wtorek w magistracie zwołano sztab kryzysowy, któremu przewodniczył prezydent Adam Krzyżak, koordynujący pracę służb porządkowych. Zarządzono ewakuację mieszkańców (w tym pacjentów szpitala przy ul. Wałowej) w promieniu 400 metrów od znaleziska. Chorzy, których stan zdrowia na to pozwalał, zostali wypisani do domu. Przyjechały po nich rodziny. Pozostałych przewieziono do pobliskich ośrodków. Przed południem budynek lecznicy był już pusty. Równie sprawnie i bez zakłóceń przebiegała ewakuacja pozostałych budynków użyteczności publicznej, zakładów pracy i mieszkań prywatnych. Mieszkańcy bez problemów opuszczali swoje domy. Mówili, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej usunąć się stąd na czas wyciągnięcia ładunku. – Już wszyscy jesteśmy gotowi do opuszczenia mieszkania. Teraz czekam na karetkę, która ma przyjechać i zabrać obłożnie chorego syna – mówi Zofia Piszczan. Wspomina, że tutaj, gdzie znaleziono bombę, dość często bawiły się dzieci, zjeżdżały z górki na sankach. – Jakie to szczęście, że nic się nie stało – dodaje pani Zofia.Swoje mieszkanie musiał opuścić również Józef Petlik. – Jak każą, to trzeba iść – stwierdził. Dodał, że nie boi się tego wybuchu, choć nie wiadomo, jak może zakończyć się jego wywożenie. – Oby saperzy to dzisiaj zrobili – mówił. Celem zabezpieczenia terenu przyjechało kilkudziesięciu policjantów z Katowic. Do przybycia saperów pilnowali oni strefy zagrożenia i koordynowali akcję ewakuacji mieszkańców, tak by do godziny 13 w promieniu 400 metrów od znaleziska nie było już nikogo z cywilów. Saperzy pojawili się parę minut po godz. 14. Załadowano bombę na samochód ciężarowy przygotowany do przewozu materiału wybuchowego i około 15.30 wywieziono ją z centrum miasta. Do późnego wieczora nie wiadomo było, gdzie ostatecznie niewybuch będzie zdetonowany. Sztab wojewody śląskiego sugerował, aby nie przewozić niebezpiecznego ładunku przez całe województwo, a zdetonować go w jakimś odludnym terenie na obrzeżach miasta. Władze Wodzisławia nie zgodziły się na takie rozwiązanie. – Uznaliśmy, że może to być niebezpieczne. Mieszkańcy na pewno byliby przeciwni takiej detonacji – poinformował Leszek Nowakowski, magistracki rzecznik prasowy.Gdy trwały debaty na temat miejsca detonacji, odblokowano centrum miasta dla ruchu komunikacyjnego, a mieszkańcy mogli spokojnie wrócić do swoich domów. W końcu postanowiono, że samochód z niewybuchem pojedzie do Czyżowic, dopóki nie zapadnie konkretna decyzja w tej sprawie. To był też czas wytchnienia dla żołnierzy i policjantów, którzy zabezpieczali ładunek. – Zorganizowaliśmy im i napoje – mówi Mariusz Grabiec. Ostatecznie zadecydowano, że niewybuch zostanie przewieziony do Olsztyna koło Częstochowy. Bomba miała być zdetonowana na prywatnym terenie. Pozostawała tylko kwestia ceny, jakiej zażąda właściciel terenu. – Myśleliśmy, że to będzie wygórowana kwota, a ostatecznie zapłaciliśmy 200 zł – dodaje kierownik miejskiego inspektoratu obrony cywilnej. Bomba pojechała pod konwojem policji. Do Olsztyna dotarła około godz. 22. Po półgodzinie została zdetonowana.Zdaniem mieszkańców i władz miasta akcję przeprowadzono sprawnie i odpowiedzialnie. Udało się to dzięki współpracy różnych formacji, w tym policji, straży pożarnej, straży miejskiej, a także Służb Komunalnych Miasta, gazownictwa, wodociągów, energetyki. – Duże podziękowania należą się także mieszkańcom, którzy wykazali zrozumienie, stosując się do zarządzenia o ewakuacji – dodaje Leszek Nowakowski. Sytuacja ta unaoczniła jeden poważny problem. Okazuje się, że łatwiej wydobyć bombę z ziemi, niż znaleźć miejsce, gdzie można by ją unieszkodliwić. Kwestię tę zamierza poruszyć prezydent Wodzisławia na najbliższym spotkaniu Związku Gmin Subregionu Zachodniego i posiedzeniu konwentu gmin.

Komentarze

Dodaj komentarz