Polowanie na właściciela


6 kwietnia tego roku, przypomnijmy, do inspektoratu wpłynęło pismo z komendy straży miejskiej z informacją, że w os. 1 Maja (za garażami w pobliżu budynków nieczynnej kopalni 1 Maja) znajduje się oczyszczalnia w tragicznym stanie technicznym. Nadzór budowlany ustalił, że teren należy do skarbu państwa, ale jest w użytkowaniu Kompanii Węglowej jako prawnego następcy kopalni, właścicielem oczyszczalni był nieistniejący już zakład, a jej użytkownikiem Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. W zeszłym roku jednak gmina przerzuciła ścieki do Karkoszki, więc stara oczyszczalnia stała się zbędna. Wodociągi zaprzestały jej użytkowania z końcem czerwca. 11 maja tego roku służby budowlane przeprowadziły tam wizję lokalną i sporządziły protokół potwierdzający zły stan techniczny obiektów, a 16 maja złożyły w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i wniosek o ściganie tego, kto się go dopuścił. – Chodzi o ustalenie właściciela, bo wtedy będziemy wiedzieli, na kogo nałożyć obowiązek usunięcia zagrożenia i zrobienia tam porządku – wyjaśniał wtedy Piotr Zamarski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.Oczyszczalnia, zajmująca ok. 3 ha gruntu, powstała w latach 60. Ledwo została zamknięta, pojawili się złomiarze. – Nie było nocy, żeby nie grasowała tu jakaś banda licząca nieraz 20 osób – opowiada pan Franek, który ma dom w pobliżu. Okoliczni mieszkańcy twierdzą, że i policja, i straż miejska dobrze wiedziały, co się dzieje, bo co chwilę zajeżdżały tu radiowozy. Złodzieje i tak jednak ukradli wszystko, co można było wynieść. Poprzewracali nawet słupy, żeby zabrać lampy. Ostały się jedynie resztki zbrojenia niektórych elementów i metalowe drzwi w jednym budynku, których nie dało się wyrwać. Ludzie z przerażeniem patrzyli na ten proceder, bo po każdej nocy przybywało lejów, otwartych studzienek kanalizacyjnych, w których nie widać dna, i innych pułapek. Zniknęło też ogrodzenie, więc zaczęły się tu bawić dzieci. Gdyby któreś wpadło w jakąś dziurę, byłaby tragedia. – Jak można było porzucić oczyszczalnię i dopuścić do takiej dewastacji? – pytają mieszkańcy. Pytanie tylko, kto miał pilnować majątku, skoro nikt nie uważa się za jego właściciela.– Nie było nawet komu oddać kłódki od bramy – żali się Wiesław Blutko, prezes PWiK. Dodaje, że wodociągi już w 1994 roku zabiegały o komunalizację obiektu i terenu, ale wojewoda nie załatwił sprawy, bo sytuacja własnościowa była zawiła, a teraz jest jeszcze gorzej. PWiK po zamknięciu oczyszczalni podjęło jednak próbę rozwiązania problemu. Wystąpiło więc do starostwa, zarządzającego terenem w imieniu skarbu państwa, o zgodę na dysponowanie gruntem, żeby móc rozebrać niebezpieczne obiekty. Powiat odpowiedział, że to kompetencja Kompanii Węglowej, która odpisała jednak, że to nie jej sprawa. Jej rzecznik Zbigniew Madej oświadczył nam, że kompania nie ma nic wspólnego z oczyszczalnią, bo przekazała ją miastu. Wiceprezydent Jan Zemło precyzuje, że owszem, przekazała, ale jedynie część biologiczną, wybudowaną w latach 80. Dziś nie ma po niej już śladu, ponieważ została zlikwidowana. – Zrobiliśmy porządek ze swoją częścią jako pierwsi i jedyni właściciele na tym terenie, co stwierdzam nie z satysfakcja, ale z ubolewaniem – dodaje.Cała ta sytuacja nie zapowiadała rychłego rozwiązania problemu, a dalsze odbijanie piłeczki. Wodociągi już w czerwcu, widząc bezczynność, jak określa to Piotr Zamarski, niektórych służb, zaczęły zasypywać ziemią i żużlem najgroźniejsze pułapki. – Nie była to decyzja łatwa, bo wkraczaliśmy na cudzy teren, na który wcale nie było nam wolno wejść – tłumaczy prezes Blutko. Wtedy też ekipy wodociągów zabiły drzwi do jednego z budynków administracyjnych i obkopały dwa zalane deszczówką otwarte osadniki do wysokości 1,1 m, więc otoczyła je dość głęboka fosa. Okazało się jednak, że to żadna przeszkoda dla bawiących się tam dzieci. – Gdy zobaczyliśmy, że pływają tam piłki i inne zabawki, włosy zjeżyły się nam na głowie i wystąpiliśmy do starostwa o zgodę na zasypanie osadników – opowiada Janina Chmielewska, szefowa wydziału oczyszczalni PWiK. Zezwolenie wydano szybko, dzięki temu przed ostatnim długim weekendem oba doły były zasypane. Gdyby zatem ktoś tam wpadł, mógłby się co najwyżej poobijać, ale już nie zabić. W zeszły czwartek nadzór budowlany przeprowadził tam wizję lokalną i odebrał od wodociągów zobowiązanie, że w ciągu 10 dni zabezpieczą jeszcze otwarty budynek po tzw. złożu biologicznym.Janina Chmielewska podkreśla, że jest to związane z kosztami, ale PWiK postanowiło je ponieść, by mieć czyste sumienie. – Postępowanie prokuratury, mające ustalić właściciela, jeszcze przecież potrwa, a życie dziecka nie ma ceny – wyjaśnia. Piotr Zamarski zastrzega, że usunięcie zagrożenia, które jest efektem poczucia odpowiedzialności pracowników wodociągów, nie upoważnia go do zamknięcia postępowania administracyjnego. Inspektor zakończy je dopiero wtedy, gdy będzie wiedział, kto ma pilnować terenu byłej oczyszczalni przed ponowną dewastacją. – Inaczej wkrótce znowu będziemy się martwili, żeby nie doszło tam do jakiejś tragedii. To zresztą cud, że dotąd nie stało się nic złego – podsumowuje. W prokuraturze rejonowej usłyszeliśmy, że zasygnalizowali problem wszędzie, gdzie tylko się dało. (…dojdzie wypowiedź)ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz