Czkawka po markecie


Zespół kontrolny nie sformułował dotychczas żadnych wniosków w tej sprawie. W jego pracach nie bierze udziału przewodniczący komisji radny Zbigniew Rutkowski, który wystąpił o wyłączenie go z tej sprawy. Rutkowski jest bliskim współpracownikiem Wojciecha Franka, obecnie przewodniczącego rady miasta, a w 1997 roku wiceprezydenta stojącego na czele komisji przetargowej, która sprzedała grunty spółce Rewe-Polska (market wybudowała ta firma). Niewykluczone, że w najbliższym czasie do Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu wpłynie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w trakcie przygotowań do ogłoszenia przetargu. Zamierza je złożyć radny Zygmunt Bielaszka (Wspólnota Samorządowa), który podczas majowej i czerwcowej sesji złożył szereg interpelacji dotyczących transakcji sprzed ponad ośmiu lat. Pytał m.in. o to, kto był odpowiedzialny za to, że byli właściciele nieruchomości przeznaczonych przez miasto do sprzedaży nie zostali poinformowani o przysługującym im prawie do żądania zwrotu majątków lub ich wykupu.Wiceprezydent Krzysztof Gadowski, któremu obecnie podlega wydział gospodarki przestrzennej, odpowiada, że „na żadnym etapie przygotowania nieruchomości do sprzedaży nie zapadła decyzja o odstąpieniu od obowiązku informowania byłych właścicieli i ich spadkobierców o przysługującym im prawie do zwrotu. Wszyscy byli właściciele, których adresy były znane, zostali powiadomieni o pierwszeństwie nabycia tych nieruchomości, jeżeli zaoferują cenę równą wartości ustalonej przez rzeczoznawcę majątkowego”. Pisma w tej sprawie zostały wysłane z magistratu w 1996 i 1997 roku. Żadna z inspekcji, jakie od tego czasu przeprowadziły w magistracie Najwyższa Izba Kontroli i Regionalna Izba Obrachunkowa w Katowicach, nie wykazała niedopełnienia tego obowiązku. Radny Bielaszka zastanawia się jednak, czemu byli właściciele wystąpili do sądu o zwrot lub uznanie sprzedaży działek za bezprawne, skoro wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Przypomina, że z tego powodu gminie grożą wielomilionowe odszkodowania. Podkreśla ponadto, że ówczesny zarząd miasta ogłaszając przetarg, musiał otrzymać pełną dokumentację przygotowaną przez odpowiednie wydziały.– Obowiązkiem urzędników było sporządzenie takich dokumentów, aby miasto mogło móc sprzedać działki bez problemów. Okazuje się, że ktoś coś zaniedbał – mówi radny Bielaszka. W sądach toczą się dwa procesy wytoczone gminie przez byłych właścicieli gruntów, na których obecnie stoi Minimal. W ubiegłym roku uprawomocnił się wyrok Sądu Okręgowego w Katowicach z 2001 roku uznający za nieważną transakcję sprzedaży działki o powierzchni 676 m kw. (AK)

Komentarze

Dodaj komentarz