Ireneusz Stajer
Przez niemal dwa stulecia, restauracja „dorobiła się” fascynującej historii.
- Gasthaus, czyli gospoda powstała w tym miejscu już 20 maja 1842 roku. Pierwszą właścicielką była Julianna Postulka z domu Janota – opowiada Teresa Marek-Bugiel, obecna właścicielka Karliczka.
Jeszcze tego samego dnia współwłaścicielem został niejaki Szymon Mailer.
- Gospoda pięciokrotnie zmieniała właściciela, gdyż małżonek pani Julianny raz przegrywał szynk w karty, to znów go wygrywał i gospoda wracała do Postulków – wyjaśnia pani Teresa.
W 1863 roku, gospodę odziedziczył Jerzy Koziołek, przodek jej prababci. Jak wynika ze starannie prowadzonej rodzinnej kroniki, już wtedy świerklański gasthaus nazywał się Karliczek. 26 lat później kolejną właścicielką zostaje wdowa, Teresa Filipek. Następnie przekazuje interes synowi, Karolowi Koziołkowi – w 1914 roku. Przed samą wojną, w 1938 roku trafia on w ręce babci pani Teresy - Hildegardy Marek z domu Koziołek. Potem właścicielami zostają Helena i Brunon Markowie, rodzice mojej rozmówczyni.
Gospoda serwowała gościom wszystkie znane w regionie dania.
- W menu szynku prowadzonego przez moją mamę były: flaki, gulasz, wątróbka, własnoręcznie kiszone ogórki oraz wiele innych potraw. Nie podawano jeszcze wówczas np. bograczu – zaznacza pani Teresa.
Skąd wzięła się nazwa Domu Przyjęć Maria Teresa? Nie od Marii Teresy, córki cesarza Karola VI Habsburga, choć od razu narzuca się takie skojarzenie.
- To po prostu moje imiona, które otrzymałam po przodkach: drugie Maria i pierwsze Teresa – tłumaczy aktualna właścicielka.
Zajazd z biegiem lat był przebudowywany, unowocześniany. Stary budynek, widoczny na zdjęciach, spłonął w pożarze.
- Przed wojną moi dziadkowie od strony ojca, postawili w tym samym miejscu nową i znacznie większą gospodę z dużą salą taneczną – zaznacza pani Teresa.
Lokal był popularny wśród mieszkańców Świerklan i okolicznych miejscowości.
- Wieczorami organizowano tu zabawy taneczne, zwane muzykami, oraz potańcówki. Kiedyś wesel nie urządzano w gospodach, ale w domach nowożeńców. Wieczorem natomiast szło się na „muzykę” do szynku – opowiada właścicielka.
- Od starszych mieszkańców słyszałam, że podczas potańcówki ludzie stali pod oknami i obserwowali, jak bawią się młodzi. Niekiedy ciekawskie osoby siedziały „na rancie”, czyli krawędzi (z boku), skąd było wszystko dobrze widać i słychać. Przychodzili posłuchać muzyki za darmo. A przygrywali różni muzykanci, także ze Świerklan – uśmiecha się pani Teresa.
Na podstawie takich obserwacji można było wywnioskować, kto z kim się lubi albo kto kogo nie lubi. Czy można spodziewać się kolejnego ślubu i weseliska, bo pan Y ma się ku pani X.
- Pamiętam jeszcze te zabawy taneczne. Później rodzice wprowadzili dancingi, następnie dyskoteki dla młodzieży. Od 10 lat prowadzimy Dom Przyjęć Maria Teresa – mówi właścicielka.
Teraz miałaby wszystko zniszczyć planowana linia kolejowa CPK.
- Według projektu, pociągi jeździłyby środkiem sali w domu przyjęć. Nie znamy szczegółów, bo z powodów covidowych odwołano konsultacje – podkreśla Teresa Marek-Bugiel.
- Jakby wyburzono nasz lokal, dla nas byłby to koniec – podsumowuje właścicielka.
Komentarze