Dominik Gajda / Archiwum.
Dominik Gajda / Archiwum.

7 grudnia 2018 roku, maszynista Dariusz Telęga prowadził pierwszy poranny pociąg z Rybnika do Raciborza. Było przed 5 nad ranem. W rejonie stacji Nędza-Wieś nagle usłyszał metaliczny dźwięk. Okazało się, że śmiertelnie potrącił 84-latkę, która z rowerem siedziała na torach. Była ubrana na czarno. 

- Zawsze wykonywałem swoją pracę najlepiej jak potrafię. W pewnym momencie usłyszałem metaliczne uderzenie. Zatrzymałem pociąg, by sprawdzić co się stało. Na poboczu leżał uszkodzony rower. Sprawdziłem, czy w pobliżu nie ma jego właściciela. Nikogo tam nie było.  Zgodnie z procedurą zgłosiłem dyżurnej ruchu w Nędzy, że najechałem na rower i mogę kontynuować jazdę – opowiadał.

Gdyby zobaczył na torach przeszkodę na pewno próbowałby zatrzymać pociąg. Miejsce było nieoświetlone. Trwały roboty, wszystko wyglądało inaczej niż teraz.

- Okazało się, że ta pani siedziała z rowerem między dwoma torami. Miała na sobie czarne ubranie. Gdybym znalazł ciało... Na pewno nie odjechałbym z miejsca wypadku. Ale niestety, poza rowerem nie było tam nikogo – mówił mężczyzna.

Chwilę później dowiedział się, że potrącona kobieta leżała pod pociągiem. Jakieś 25 minut później w Raciborzu usłyszał o innym składzie relacji Racibórz – Katowice, który najechał na człowieka. 84-latka już nie żyła. Wstrzymano ruch na trasie Racibórz – Rybnik. Śledczy zastanawiali się: wypadek czy samobójstwo? 

Akt oskarżenia

Komisja badająca wypadki w kolejnictwie nie stwierdziła winy maszynisty. Prokuratura skierowała jednak akt oskarżenia do Sąd Rejonowego w Raciborzu, który skazał go na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok. Dla pana Dariusza zaczął się koszmar, bo uważał, że był niewinny.

- Z wyrokami sądów w zasadzie się nie dyskutuje. Trudno jednak zrozumieć, czym kierował się sąd i prokurator stawiając maszyniście zarzut. Zginęła starsza pani, która wcześnie rano z niewiadomego powodu siedziała na torze. Skrzywdzono także pana Dariusza, skazując na podstawie niewłaściwych dowodów – mówił Leszek Miętek, prezydent Związku Zawodowego Maszynistów.

Sąd wziął pod uwagę, że inny maszynista zatrzymał się przed atrapą człowieka. Doświadczenie procesowe przeprowadzono jednak w czerwcu, na zmodernizowanej linii, a kierujący pociągiem wiedział, że na torze będzie przeszkoda. W kabinie przebywało z nim kilka osób, które oczekiwały aż maszynista coś zauważy i zdąży wyhamować. Zdążył.

- Tak nie prowadzi się pociągu. Trzeba wiedzieć, że maszynista oprócz obserwacji szlaku, musi na ułamek sekundy, kilka sekund oderwać wzrok, by spojrzeć w rozkład jazdy, na wskaźniki i monitory. Po drugie, wypadek był w grudniu, o ponurym poranku na przełomie jesieni i zimy. Ruch w rejonie stacji Nędza-Wieś odbywał się jednym torem, drugi był zamknięty, a szyny rozłożone. W międzytorzu panowała ograniczona widoczność – argumentował szef związku.

Sąd Rejonowy w Raciborzu uznał winę maszynisty, który usłyszał wyrok pół roku więzienia w zawieszeniu na rok, choć nie dopatrzyła się jej Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych. Pan Dariusz był w szoku.

- 7 grudnia 2018 roku zrobiłem to co miałem zrobić. Nie miałem żadnych szans, żeby zareagować i nie potrącić tej kobiety. Taka jest specyfika pracy maszynisty - mówił wówczas mężczyzna.

Sprawa trafiła ponownie na wokandę

W obronę wziął go Związek Zawodowy Maszynistów, uznając orzeczenie za skandaliczne. W opinii obrony, mężczyzna nie miał bowiem najmniejszej możliwości, by uniknąć tego tragicznego w skutach zdarzenia. Sprawa ponownie trafiła na wokandę. W poniedziałek 23 maja, Sąd Okręgowy w Rybniku zmienił decyzję w tej sprawie. Dariusz Telęga został uniewinniony od wszystkich zarzutów, dzięki czemu kilkuletnia sądowa batalia dobiegła końca. 

– Bardzo się cieszę z tego wyroku. Żałuję tylko, że kosztowało mnie to tyle zdrowia – a także, że utraciłem możliwość wykonywania pracy, którą kocham – powiedział "Rynkowi Kolejowemu" Telęga, który od wypadku nie może już prowadzić pociągów.

Po ogłoszeniu wyroku mężczyzna poczuł wielką ulgę. Nadal jednak tęskni za pociągami, gdyż maszynistą był przez ponad 30 lat. Sąd w mowie końcowej przeprosił pana Dariusza za sytuację, w której był on narażony na prowadzone przeciwko niemu bezpodstawnego postępowania karnego.

 

Źródło: Materiały własne (Ireneusz Stajer), Rynek Kolejowy, Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych.

Komentarze

  • Olo 25 maja 2022 08:33Współczuję Panu tego stresu i napięcia przed wyrokiem. To nie była pana wina
  • Obywatelka24 24 maja 2022 21:54Maszynista miał skręcić lub wjechać na pobocze albo do rowu. To biegły za pomyłkę powinien wypłacić solidne odszkodowanie dla maszynisty. Pociąg (o wadze 300 TON) nie wyhamuje jak osobówka - nawet z prędkości 40 km/h droga hamowania wyniesie KILKADZIESIĄT metrów (a to tylko lekki osobowy, bo towarowy o masie 2500 ton to potrzebuje z pół kilometra na wyhamowanie). Maszynista widzący przeszkodę (a tym bardziej w miejscach ograniczonej widoczności lub przy złych warunkach atmosferycznych) na torach (człowiek, samochód, ciężarówka, przewrócone drzewo) mimo nagłego hamowania (nawet z użyciem klapy Ackermana) jest bezradny i jedyne co może zrobić to czekać (lub uciec z kabiny). Są maszyniści, którzy mają na koncie kilka osób - niestety jest ryzyko tego zawodu...

Dodaj komentarz