Dominik Gajda
Dominik Gajda

Grzegorz bez problemu przypomina sobie ten chłodny, styczniowy wieczór. Niespodziewanie doznał udaru. Przez 12 dni leżał w śpiączce.

- Byłem wtedy na chorobowym, bo w październiku miałem robioną dyskopatię kręgosłupa. Przed operacją były dokładne badania i żadne z nich nie wykazało, żebym był chory, nic mi nie dolegało. Wtedy też sprawdzono mi ciśnienie i wszystko było prawidłowo, a to właśnie ono może prowadzić do udaru. Pracuję na kopalni, często mieliśmy badania i żadne nie wykazano żadnej choroby, byłem zdrowy - opowiada. Okazuje się jednak, że teraz coraz młodsze osoby mają problem z nadciśnieniem tętniczym.

-  Tego dnia niespodziewanie poczułem ból głowy. Rodzina stwierdziła, że konieczne będzie wezwanie pogotowia. Mnie rzadko bolała głowa, więc byłem zdziwiony, nie wiedziałem, co się dzieje. Pamiętam, jak medycy weszli do mieszkania, pytali, czy coś piłem, czy zażywałem inne substancje. Kazali mi wtedy jechać do szpitala. Ja zacząłem głupieć, nie wiedziałem, co się dzieje. Pamiętam, że to był zimny, styczniowy dzień, że położyłem się w szpitalnym łóżku. Spałem 12 dni, a czułem, jakby minęło kilka godzin - zaznacza. Nieoczekiwanie pewna osoba powiedziała mu, że Pan Jezus zagospodarował dla niego wspaniale czas i ja się z tym zgadzam. - Po przyjeździe do szpitala, lekarze powiedzieli żonie, że jeśli w ogóle dożyję do kolejnego dnia, to będzie cud. Mój mózg był zalany krwią, więc było nikłe prawdopodobieństwo, że wyjdę z tego żywy - dodaje.

W śpiączce

Grzegorz pamięta, że w trakcie śpiączki wstawał z łóżka i podróżował na łodzi. - W moich wspomnieniach wstawałem z łóżka, pode mną było wielkie akwarium z rybami. Pamiętam, że bałem się, że wpadnę do środka, przechodziłem więc obok niego, wychodziłem z pokoju i wchodziłem na łódź, na pewno była noc. Pamiętam, że chodziłem za pewną osobą. Codziennie za nią szedłem i zwiedzaliśmy okolicę. Nie czułem głodu, pragnienia, niczego mi nie brakowało. Potem szedłem spać, znowu się budziłem i w nocy znowu zwiedzałem okolicę na łodzi z tą osobą. Płynęliśmy obok wieżowców, widziałem tam ludzi, nikt się niczym nie przejmował. Łódź była duża. Myślę o tym czasami, ale nie śniłem o tym jeszcze po tym zdarzeniu, ale szczegóły wciąż mam w pamięci. Podczas śpiączki widziałem też siebie, leżącego w szpitalnym łóżku, bez górnej części czaszki i bez włosów - to chyba mnie najbardziej przeraziło - relacjonuje mężczyzna.

Grzegorz wspomina, że po przebudzeniu czuł się dobrze. - Pamiętam, że gdy się obudziłem, to nade mną stała siostra i jej mąż. Bardzo płakała, on był w szoku. Wciąż miałem w głowie wizje siebie bez części czaszki, poprosiłem więc siostrę, aby zrobiła mi zdjęcie i mi je pokazała, bo miałem pewne obawy, ale okazało się, że wszystko było na miejscu - komentuje. - Podczas badań lekarze szukali u mnie glejaka albo tętniaka. Nic takiego nie znaleziono. Jak po udarze pokazałem neurochirurgowi płyty z prześwietleniem w trakcie udaru, gdy miałem cały mózg zalany krwią oraz po udarze, gdy krwi wcale nie ma, to on stwierdził, że takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko i powinienem się cieszyć - relacjonuje mężczyzna. Pamiętam, że po przebudzeniu ponownie zasnąłem i obudziłem się wieczorem. Chciałem ponownie wyjść na pokład i porozmawiać z Jezusem. Okazało się wtedy, że gdy chciałem wstać z łóżka to się przewróciłem. Przybiegły pielęgniarki i krzyczały, że nie mogę sam wychodzić, że byłem w krytycznym stanie. Od 12 dni byłem w śpiączce, nie dawano mi szans na przeżycie, lekarze bali się nawet mnie transportować na rezonans, bo było ryzyko, że umrę, a ja sobie teraz chcę po prostu wyjść. Wtedy zdałem sobie sprawę, że akwarium już nie ma, a ja wróciłem zupełnie do rzeczywistości. Byłem jednak w szoku, bo dzień wcześniej chodziłem po statku, a teraz nie umiem chodzić - dodaje.

Czuwała nade mną opatrzność. Wierzę w to

- Po takich doświadczeniach człowiek inaczej patrzy na wszystko, życie się zmienia. Prędzej też miałem wiele trudnych sytuacji. Byliśmy z żoną przed sprawą rozwodową. Była już na wokandzie, dostałem też papiery rozwodowe. Dzięki modlitwie oraz wierze jestem tutaj teraz. Nie możemy się poddawać, musimy próbować radzić sobie ze wszystkim, ale modlitwa, wsparcie rodziny, znajomych daje bardzo dużo. Moi najbliżsi spisali się na medal. Dowiedziałem się, że koleżanka mojej siostrzenicy była w sanktuariach na Śląsku i wszędzie modliła się w mojej intencji. Dzięki wstawiennictwu kolegi ksiądz odprawiał mszę w mojej intencji przez tydzień, każdy o mnie myślał, był przy mnie - dodaje Grzegorz. - Wierzę w Opatrzność. W maju pojechaliśmy do Chorwacji, miało padać przez cały nasz pobyt. Zaczęliśmy się modlić i deszcz padał tylko jednego dnia. Wiele rzeczy zawierzałem Bogu, wierzę, że to boskie wsparcie jest. Uważam, że powinniśmy dać się poprowadzić, mieć więcej ufności - dodaje.

Grzegorz prowadzi teraz inny tryb życia. - Nadal pracuję na kopalni, jestem teraz w pełni zdrowy, trzymam dietę. Mam regularne wizyty i neurologa. Cieszę się, że jestem w pełni sprawny, że wiele rzeczy w moim życiu się ułożyło. Kieruję ukłon w stronę wszystkich medyków, którzy się mną zajmowali. Z opowieści rodziny wiem, że bardzo się o mnie troszczyli. Miałem wokół siebie dobrych ludzi, Bóg też nade mną czuwał. Jestem szczęściarzem - stwierdza mieszkaniec Leszczyn.

Komentarze

Dodaj komentarz