Pixabay (zdj. poglądowe) Detektywi obserwowali teren firmy ze szczytu hałdy
Pixabay (zdj. poglądowe) Detektywi obserwowali teren firmy ze szczytu hałdy

Właściciele jednej z firm nabrali podejrzeń, że mają zbyt wysoki „przepał” oleju napędowego w koparkach oraz innych urządzeniach. Wyglądało to na wielomiesięczny proceder, którego dopuszczali się zuchwali sprawcy.

- Gdyby podbierali paliwo w rozsądnych ilościach, to sprawa nie wyszłaby na jaw. Ale „poszli na całość” i szefostwo zorientowało się, że tego oleju zużywa się w przedsiębiorstwie o wiele za dużo – opowiada Michał Androsz, prywatny detektyw z Rybnika.

Poczucie bezkarności

Sprawcy mieli jednak tak duże poczucie bezkarności, że nic ich nie powstrzymywało. Przedsiębiorstwo dysponowało stacją paliw, gdzie operatorzy tankowali pojazdy. Wielkie maszyny mogły przerobić w pół nocy ogromne ilości oleju napędowego.

- Wydaje mi się, że właśnie ta ilość zrodziła w nich poczucie bezkarności. Zapewne sądzili, że jak sobie odleją do kanistrów kilkadziesiąt litrów oleju, to tak duża firma nie splajtuje, a oni podreperują swój domowy budżet. Potem zaczęli kraść setki litrów i pracodawca zorientował się, że coś jest nie tak – podkreśla detektyw.

Błąd szefostwa polegał na tym, że nie zabezpieczono maszyn za pomocą GPS-ów, monitorujących próby tzw. zlewek paliwa.

- Działa to tak, że GPS rejestruje nieautoryzowany upust oleju napędowego z pojazdu, który znajduje się w bezruchu. Sprawcy wiedzieli, że maszyny nie są wyposażone w czujniki i kradzież nie zostanie wykryta. Ale do czasu... - uśmiecha się Michał Androsz.

Obserwacja z hałdy

Szefostwo wynajęło prywatnego detektywa.

- Zlecenie dostałem latem albo wczesną jesienią. Nasza praca miała polegać na nocnej obserwacji terenu firmy z pobliskiej hałdy kopalnianej. Samo wejście na górę nocą, nie było zbyt bezpieczne. Mogły nas przecież zaatakować dziki, które już pojawiały się w tej okolicy – przyznaje detektyw.

Dla bezpieczeństwa wziął do pomocy drugiego detektywa. Późnym wieczorem obaj panowie wdrapali się na szczyt hałdy. Marsz w ciemnościach sprawiał im kłopoty - potykali się o wystające skały, zahaczali gałęzie krzewów. Dotarli na górę, położyli się do śpiworów i wyczekiwali, czy i co zdarzy się w bazie firmy.

- Mieliśmy cały plac maszyn na wyciągnięcie ręki. Nasza praca polegała na lustrowaniu terenu za pomocą noktowizora i lornetki. Od godziny 22, przez kilka nocy obserwowaliśmy bazę. Materiał wystarczający dla zleceniodawcy powstał podczas ostatniej sesji, między godziną 2 a 3 – podkreśla Michał Androsz.

Co zdarzyło się na placu

- Na wewnętrznym parkingu przedsiębiorstwa stoi sobie bus. Pracownicy może mieli właśnie przerwę, bo nagle widzimy jak dwóch panów taszczy kanistry, które ładują do rzeczonej furgonetki. Pojemniki były plastikowe i białe, więc dość dobrze widoczne nawet w nocy – dodaje.

Czy procederu nie powinien ujawnić monitoring firmy?

- W tym przypadku nie bardzo. Pracownicy znają rozstaw kamer, które nie są w stanie nagrywać zdarzeń z całego terenu. Nie da się przecież umieścić monitoringu w każdym zakamarku... Zainteresowana kradzieżą osoba może wejść w tzw. martwe pole, poza obiektywy kamer. Przypadkowy złodziej z zewnątrz nie ma takiej wiedzy i jest mu trudniej – dowodzi detektyw.

Pracownicy zlewali olej do tego stopnia sprytnie, że pracodawca nie był w stanie określić, kto, w jakich okolicznościach, gdzie podbiera to paliwo.

- Dopiero obserwacja ze szczytu hałdy pozwoliła całościowo ujawnić, co dzieje się w bazie o zmroku. Na podstawie naszego nagrania zidentyfikowano właściciela busa, do którego lądowały około 60-litrowe baniaki z paliwem. Mieliśmy sprawców ”na widelcu” – podkreśla Michał Androsz.

Z gazem na dzika

- Dobrze, że było nas dwóch. Kiedy jeden obserwował park maszyn, drugi pilnował tyłów, czy z pobliskiego lasu nie zachodzi nas jakaś dzika zwierzyna. Szczęśliwie uniknęliśmy bliskiego spotkania z dzikami – śmieje się detektyw.

Uzbrojeni byli standardowo w gaz pieprzowy.

- Pracując jeszcze w policji, miałem broń palną. Pistolet stanowi jednak typowy element uzbrojenia ofensywnego. W samoobronie nie sprawdzi się broń krótka. Jak ktoś zajdzie człowieka od tyłu, pistolet staje się bezużyteczny. W świadomości społecznej istnieje taka myśl, że za pomocą broni palnej można skutecznie obronić się przed napastnikiem. Jako były policjant twierdzę, że pistolet nie pomoże w takiej sytuacji. Wchodząc do domu czy na klatkę schodową, zza muru wyskakuje bandyta i zaatakowany nie zdąży nawet sięgnąć do kabury – tłumaczy rybnicki detektyw.

Gazem można odstraszyć dzikie zwierzęta oraz wałęsające się po hałdzie psy, tym bardziej, że była noc, czyli pora żerowania.

Stracili pracę

Kierownictwo firmy pozbyło się nieuczciwych pracowników.

- Nie zrobiono z tego jakieś wielkiej afery. Z tego co wiem, nie zgłoszono sprawy na policję. Trudno byłoby przecież udowodnić, jak długo trwał proceder oraz, ile litrów oleju napędowego nakradli ci ludzie? Pokazano im dowody przestępstw, czyli nasze nagrania. Szefostwo zademonstrowało w ten sposób, że wykryje każdą próbę zlewki. Zwolniono tych ludzi i pokazano innym pracownikom, że nie będzie pobłażania – mówi Michał Androsz.

Ciężko było firmie oszacować łączne straty.

- Myślę, że złodzieje kradli paliwo na własny użytek, a resztę odsprzedawali, skoro było go tak dużo. Naszym zadaniem było ustalenie sprawców. Zarekomendowaliśmy firmie umieszczenie w maszynach pływakowych GPS-ów. Czy to zrobiono, nie wiem – podsumowuje detektyw.

Ireneusz Stajer

Komentarze

Dodaj komentarz