Orange
Orange


Odra Wodzisław traciła już w tym sezonie punkty w ostatnich sekundach meczu. Nic bardziej bolesnego na boisku nie może się przytrafić. Ale z drugiej strony nic też nie przynosi większej radości niż zdobycie zwycięskiego gola w ostatniej sekundzie.Takiego właśnie uczucia doświadczyli piłkarze i sympatycy Odry w minioną sobotę. Mecz, choć toczony w ciężkich warunkach pogodowych, był wraz z upływem czasu coraz bardziej emocjonujący. Zawodnikom przestał przeszkadzać padający obficie śnieg.Pierwsza połowa nie wróżyła rozgrzewających emocji, które pojawiły się na około 20 minut przed końcowym gwizdkiem. Gospodarze posiadali przewagę, ale pierwszą groźną akcję przeprowadził w 18. minucie Krzysztof Gajtkowski.Dwie minuty później z rzutu rożnego dośrodkowywał Jan Woś. Do piłki opadającej za pierwszym słupkiem wyskoczył Adam Czerkas, skierował ją głową w dół, w środek bramki. Przy interwencji nie popisał się zasłonięty przez swojego obrońcę Krzysztof Kotorowski. Spóźnił się z interwencją i piłka, mimo że została posłana w jego kierunku, wpadła do siatki.Bramkarz lechitów interweniował bardzo niepewnie także w kilku kolejnych sytuacjach stworzonych przez piłkarzy Odry. W 32. min z okolic prawego narożnika pola karnego uderzał Woś. Kotorowski odbił piłkę przed siebie, wprost pod nogi Łukasza Masłowskiego. Napastnik Odry nie trafił jednak z sześciu metrów w światło bramki, posyłając piłkę obok słupka.Obraz gry się nie zmienił, gdy po zmianie stron nad stadionem przy Bogumińskiej przeszła śnieżna nawałnica. Nadal przeważali wodzisławianie, ale nie potrafili wykorzystywać licznych sytuacji pod poznańską bramką. W 51. min z prawej strony bardzo dobrze dośrodkował Wojciech Grzyb, ale uderzona głową przez Wosia piłka minimalnie minęła słupek. Do tego momentu zawodnicy Odry oddali kilkanaście strzałów na bramkę Kotorowskiego, a lechici nie kwapili się specjalnie do odrabiania strat.Sytuacja zmieniła się zdecydowanie w około 70. minuty gry. Wtedy trener Michniewicz dokonał drugiej zmiany w swoim zespole. Boisko opuścił Marcin Wachowicz, a jego miejsce zajął Damian Nawrocik, wcześniej Dawida Topolskiego zmienił Tomasz Iwan. W zespole Odry za Mariusza Zganiacza wszedł Ireneusz Kowalski.Lech pierwszą groźną akcję przeprowadził w 73. minucie. Kapitan przyjezdnych Piotr Reiss wszedł w pełnym biegu w pole karne i otrzymał znakomite, mocne prostopadłe podanie od Zbigniewa Zakrzewskiego. Uderzył na bramkę z około pięciu metrów, ale na szczęście dla Mariusza Pawełka nie trafił w światło bramki. Sytuacja była podobna do tej, której w pierwszej połowie nie wykorzystał Masłowski.W odpowiedzi Woś przeprowadził indywidualną akcję pod bramkę Lecha. Otrzymał piłkę na środku pola karnego, przebiegł wzdłuż linii niemal do narożnika, wszedł w pole karne i strzałem z lewej nogi usiłował zaskoczyć Kotorowskiego. Poznański golkiper ratował się wybiciem piłki na róg.Po bramce strzelonej w 78. min przez Iwana goście przypuścili kilkuminutowy szturm na pole karne Odry. Iwan otrzymał podanie z lewej strony, bardzo ładnie zgasił trudną piłkę i z łatwością minął Piotra Szymiczka, a następnie płaskim strzałem nie dał szans Pawełkowi.Trzy minuty później trzykrotnie w odstępie paru sekund Pawełek bronił swój zespół przed utratą kolejnych goli. W tej sytuacji strzelali Reiss i Zakrzewski. Po każdym strzale poznaniaków piłka obroniona przez bramkarza Odry wracała pod ich nogi.W 89. minucie znakomite podanie od Macieja Korzyma, który pojawił się na boisku dziesięć minut wcześniej, zmieniając Grzyba, otrzymał Woś. Jednak i tym razem piłka uderzona przez kapitana Odry przeszła obok słupka.Minutę później atomowy strzał na bramkę Lecha sprzed „szesnastki” oddał Marcin Malinowski. Kotorowski nie miał jednak problemów z odbiciem tej piłki daleko poza pole karne.W trzech doliczonych minutach gry przewaga Odry była już miażdżąca. Gdy sędzia odgwizdał ostatni faul w tym meczu, boiskowy zegar naliczał już czwartą minutę. Kowalski wrzucił piłkę tuż za szesnastkę, najwyżej wyskoczył do niej Czerkas i po raz drugi umieścił ją w siatce. Strzał wodzisławskiego napastnika był tym razem nie do obrony. Piłka odbiła się od słupka tuż pod poprzeczką i powędrowała do siatki, a widownia wodzisławskiego stadionu oszalała ze szczęścia. Umilkli jedynie fani Lecha, którzy wyraźnie się ożywili po zdobyciu wyrównującej bramki przez ich zespół.W najbliższą sobotę wodzisławianie rozegrają spotkanie ligowe w Płocku. Tydzień później na pierwszą kolejkę rewanżową mają wyjechać do Zagłębia Lubin, a ostatnim w tym roku meczem ma być pojedynek na własnym stadionie 10 grudnia z Koroną Kielce. Wcześniej czeka ich jeszcze zaległy mecz z Polonią w Warszawie. (gk)

Komentarze

Dodaj komentarz