fot. Dominik Gajda
fot. Dominik Gajda

To miała być standardowa uchwała zatwierdzająca propozycje magistratu. Jedna z tych, które radni przyjmują zazwyczaj „z marszu”, bez efektownego (choć najczęściej nieefektywnego) bicia piany. Cel był zbożny, a i wydatek, w zestawieniu z blisko 524-milionowym budżetem Żor, niewielki. Trzysta tysięcy złotych dotacji na prace konserwatorskie, restauratorskie i budowlane w obiektach wpisanych bądź to do rejestru zabytków, bądź do gminnej ewidencji zabytków, choć czterej amatorzy na miejskie wsparcie zażyczyli sobie łącznie ponad milion złotych. Właściciel budynku przy ul. Szeptyckiego 12 wnosił o blisko 165 tys. złotych, przy ul. Rynek 3 - o prawie 103 tys. zł, a przy Dworcowej 11 o przeszło 75 tys. złotych. Va banque zagrał czwarty z tego zestawu, gestor kamienicy przy ulicy Szerokiej 10, winszując sobie… 680 660 złotych i 20 groszy (!).

Budynek zniknął z krajobrazu

Magistrat, rzecz jasna, nie był tak hojny. Na odtworzenie pierwotnego wyglądu okien i drzwi w kamienicy przy ulicy Szeptyckiego zaoferował 134 tys. zł, na konserwatorskie odnowienie elewacji budynku przy ul. Rynek - równe 100 tys. zł, a na remont więźby i pokrycia dachowego przy Dworcowej - 66 tys. złotych. Ku zaskoczeniu radnych, kamienicznik z Szerokiej nie dostał od miasta ani grosza. I wcale nie dlatego, jak się okazało, że zaszalał z żądaniem prawie 700 tysięcy złotych. Powód był zdecydowanie bardziej prozaiczny - kamienica, którą miał restaurować, ulotniła się. Wyparowała w ciągu kilku dni, choć wcześniej wpisano ją do ważnych annałów, co oznacza, że strzec jej mieli konserwatorzy zabytków wszelkiej maści i proweniencji.

- Budynek przy ulicy Szerokiej 10 zniknął nam z krajobrazu miasta - poinformowała radnych miejska konserwator zabytków, Ewa Pańczyk.

I wtedy, jak nie przymierzając u Hitchcocka, w radzie zawrzało.

- Czy była wydana zgoda na rozbiórkę tego obiektu? - dopytywał, na początek jeszcze spokojnie, wiceprzewodniczący rady Piotr Huzarewicz. - I jakie konsekwencje grożą właścicielowi obiektu za samowolne wyburzenie kamienicy?

- Pozwolenie, zarówno konserwatorskie jak i budowlane, dotyczyło przebudowy budynku - mówiła Pańczyk - w związku z czym wstrzymałam wszystkie prace na obiekcie. Konserwator wojewódzki zwrócił się też o przekazanie mu całej dokumentacji, co oznacza wszczęcie procedury nałożenia kary w wysokości od 500 do 500 000 zł za nielegalne wyburzenie obiektu podlegającego ochronie.

Odpowiedź Ewy Pańczyk nie usatysfakcjonowała wiceszefa rady, Piotra Huzarewicza, który jej wywód skomentował już zdecydowanie mniej koncyliacyjnie: - Pani konserwator prowadzi nadzór nad obszarami miasta objętymi ochroną, a tymczasem pod jej i naszym nosem ktoś, nie przejmując się przepisami prawa i decyzjami administracyjnymi, pozwala sobie na wyburzenie zabytkowej kamienicy.

Zostaną zdjęcia i Street View

W tym samym duchu, windując przy tym w górę temperaturę dyskusji, swój punkt widzenia wyłożył radny Krzysztof Mentlik:

- Będę się starał mówić spokojnie, choć po wysłuchaniu dotychczasowych wypowiedzi nie przyjdzie mi to łatwo. Będzie mi też przykro - zapewniał - jeśli zepsuję humor pani konserwator zabytków. Cieszy mnie, że nasz rynek jest coraz atrakcyjniejszy dla turystów, ale poszedłem dziś trochę dalej, na ulicę Szeroką, i w miejscu zabytkowej kamienicy zobaczyłem wielką dziurę. W centrum miasta, pod nosem pani konserwator, radnych i dziennikarzy, którzy pewnie będą nas o to pytać, ni stąd ni zowąd znikł prawnie chroniony budynek. A przecież nad jego przebudową, która finalnie okazała się rozbiórką, czuwali zgodnie z obowiązującymi przepisami inspektor nadzoru budowlanego oraz kierownik budowy, by już nie wspomnieć o służbach miejskiego i wojewódzkiego konserwatora zabytków. Zwykły mieszkaniec Żor nie musi wiedzieć, który budynek ma wartość zabytkową, ale dla nas - radnych i służb konserwatorskich - to, co stało się na ulicy Szerokiej, jest wielką porażką. Bo ta kamienica już nigdy się nie odrodzi, zostanie tylko na starych zdjęciach i na Google Street View.

Jestem zbulwersowany - nie krył emocji radny Mentlik. - Ekscytujemy się znalezionym przy przebudowie fontanny kawałkiem skorupki, a pozwoliliśmy, by w centrum miasta, na naszych oczach, zubożyło się o zabytkową kamienicę. Pani konserwator mówi, że na sprawcę może być nałożona kara 500 złotych lub wyższa, tylko co nam z tego przyjdzie? Co zrobimy, jeśli za rok lub dwa ktoś rozbierze na Starówce kolejny chroniony prawem budynek? Co pani konserwator wpisze wtedy do gminnego sprawozdania z opieki nad zabytkami? Że następną, cenną budowlę diabli wzięli?…

Po takim dictum radnego Mentlika wyzwaną do tablicy poczuła się miejska konserwator zabytków, Ewa Pańczyk. I mówiła tak:

- Wcześniejsze przebudowy tego budynku dosyć mocno naruszyły jego konstrukcję, więc znaczna jego część nadawała się do rozbiórki. Po dokładnej analizie zdecydowaliśmy, że zachowane mają zostać m.in. piwnice oraz fragmenty elewacji z osiami oraz portalem i dlatego zezwolenie zostało wydane na przebudowę i remont, a nie na wyburzenie kamienicy.

Nie jestem władna orzec dlaczego tak się stało - przekonywała konserwator Pańczyk - ale moim zdaniem był to efekt niewłaściwie prowadzonych prac. Tak się niefortunnie złożyło, że kilka dni wcześniej znalazłam się w szpitalu, a kiedy wyszłam, przewidziane do zachowania ściany budynku jeszcze stały. Dwa albo trzy później już ich nie było, zostały wyburzone. Sporządziłam dokumentację i po raz pierwszy odkąd jestem miejskim konserwatorem zabytków wydałam decyzję zakazującą dalszych prac. Uznałam, że jest to sytuacja, która nie powinna się zdarzyć i na co nie może być zgody. Będę też zabiegała o odtworzenie portalu wyburzonej kamienicy, choć - co oczywiste - nie będzie się on już mieścił w tkance historycznej. Tylko tyle mogę zrobić…

Z szacunkiem do konserwatora

W sukurs Ewie Pańczyk pośpieszył radny Zbigniew Krówka.

- Będę bronił pani konserwator - zapowiedział - bo robi wiele, żeby nasza historia została zachowana, a zabytki w odpowiedni sposób prezentowane. Przypadek, o którym dyskutujemy, nie jest precedensem - znamy takich więcej - co nie oznacza, że firma, która zrównała kamienicę z ziemią, nie powinna ponieść konsekwencji. Ale dla pani konserwator mam wielki szacunek…

Swoją podwładną bronił też prezydent Waldemar Socha.

- Proszę - apelował - o racjonalne podejście do sprawy. W jaki sposób miejska konserwator zabytków miała zapobiec zburzeniu kamienicy? Ktoś zrobił to niespodziewanie, bez uprzedzenia, w święta albo w weekend, więc zniknięcie budynku konserwator zauważyła już po fakcie, kiedy nic nie można było zrobić.

W Żorach, jak widać, wszyscy kochają lokalne relikty przeszłości. I prezydent, i miejska konserwator, i radni. Tak się jednak złożyło, że nikt z miłośników zabytków nie potrafił zapobiec wyburzeniu chronionej prawem kamienicy, choć działo się to w biały dzień i w samym środku miasta. Wypisz - wymaluj, jak w bajce Ignacego Krasickiego: „Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły / Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”.

Szkopuł jedynie w tym, że w Żorach diabli wzięli nie pospolitego szaraka, ale zabytkową kamienicę na Starówce.

Komentarze

Dodaj komentarz