To odwieczne pytanie czego więcej ma być w modelach funkcjonowania samorządu terytorialnego w Polsce? Władzy centralnej, czyli kontroli Warszawy nad tym co dzieje się w gminach poprzez posłów, senatorów i ministrów, czy jednak możliwie jak najwięcej niezależności finansowej, inwestycyjnej i organizacyjnej, czyli de facto umożliwienia lokalnym politykom sprawnego decydowania o tym, co jest ważne dla lokalnej społeczności. O przewadze samorządności nad władzą centralną nie ma co się rozpisywać. Widać to gołym okiem patrząc na rozwój miejsc w jakich każdy z nas żyje i porównując to, jak władza centralna rozwiązuje problem służby zdrowia, emerytur, dzietności, czy braku mieszkań. Poza tym dużo łatwiej jest rozliczać prezydenta miasta, czy radnego ze składanych obietnic, niż polityka siedzącego na Wiejskiej.
Ten dylemat czego ma być więcej stał też przed „ojcami założycielami” samorządu w Polsce po okresie komuny. Przypomnę, że państwa silnie upartyjnionego, scentralizowanego, dysfunkcjonalnego, z olbrzymimi problemami gospodarczymi i społecznymi. Tego zadania podjęło się się trzech profesorów: Jerzy Regulski, Michał Kulesza i Jerzy Stępień. Ogólnie rzecz ujmując chodziło oto, by Jednostki Samorządu Terytorialnego były małymi wspólnotami, połączonymi silnymi więzami społecznymi, które same rządzą się na swoim terenie. Począwszy od obrad Okrągłego Stołu w grupie ds. samorządu terytorialnego byli zaangażowani w prace na rzecz przebudowy ustroju administracyjnego Polski.
Czy im się udało? Polski system samorządowy przez lata był dobrze oceniany za granicą, wskazywany jako przykład udanych reform i rozwiązań ustrojowych. Sprawdził się także bardzo dobrze w momencie transferu olbrzymich środków unijnych do polskich samorządów zgodnych z potrzebami poszczególnych regionów, miast i gmin. W Rybniku widać to w procesie budowy kanalizacji, drogi Pszczyna-Racibórz, termomodernizacjach i setkach innych dużych i małych projektów na które otrzymaliśmy od krajów unijnych już blisko 1,5 mld zł.
Przez wiele lat w polityce krajowej, wśród różnych partii politycznych panował konsensus, co do wartości jaką niesie ze sobą samorząd - partner w rządzeniu, a nie element wykonujący polecenie płynące ze stolicy. To się zmieniło jednak w 2015 roku poprzez systemowe uszczuplanie dochodów miast i gmin. Samorząd dziś jedzie tak naprawdę na oparach i ma coraz większe trudności w sprostaniu potrzebom swoich mieszkańców. Dlatego jeśli ktoś mnie pyta jakie są różnice między głównymi partiami politycznymi w Polsce właśnie w podejściu do samorządu, to na jednym wdechu odpowiadam: centralizacja i decentralizacja, upartyjnienie i niezależność, antyunijność i proeuropejskość. Musimy sobie zdać sprawę, że wybory parlamentarne na jesieni będą miały bardzo poważne skutki dla funkcjonowania samorządów, które są najbliżej nas.
Łukasz Kłosek
Komentarze