Zapomniano o najslabszych
Zapomniano o najslabszych


W budynku, razem z LE, mieści się bowiem zespól szkół specjalnych, który obecnie ma 87 uczniów. Jak wyjaśnia dyrektor Grażyna Góralczyk, to dzieci z różnym stopniem upośledzenia, z nadpobudliwością i epilepsją. Wśród uczniów są i tacy, którzy mają po 25 lat, lecz intelektualnie są na poziomie kilkulatków, ale mają fatalne warunki. Szkoła zajmuje jedno ze skrzydeł LE. Klasy są małe, porozrzucane po kilku piętrach i w piwnicy. Wszędzie panuje ciasnota, dzieci muszą pokonywać sporo schodów, a dla siedmiorga przejście nawet trzech stopni to ogromny problem. ZSS nie ma też szatni, która została zlikwidowana, bo będzie w niej klasa. Dzieci specjalnej troski swoje płaszcze wieszają więc w salach lekcyjnych. Już też w zasadzie straciły miejsce do ćwiczeń, bo ZSS tylko raz w tygodniu może korzystać z sali LE. Własnej nie ma.Dotąd lekcje gimnastyki odbywały się więc na korytarzu i w gabinecie do gimnastyki korekcyjnej, który jednak ma tylko 35 m kw. powierzchni. Teraz został gabinet, bo korytarze obstawiono metalowymi szafkami ze zlikwidowanej szatni ZSZ, a wzdłuż ścian znalazły się ławki. Dyrektorka i nauczyciele mieli nadzieję, że kiedy LE obejmie niż demograficzny, zyskają więcej pomieszczeń. Wtedy wreszcie można by zrezygnować z prowadzenia zajęć w piwnicy. Plany wzięły w łeb, bo od września zapanuje jeszcze większy ścisk. Tymczasem kiedy rozważano sprawę przenosin ZSZ, twierdzono, że nie ucierpią na nich uczniowie żadnej szkoły. Od września w budynku będą jednak funkcjonowały już trzy placówki. Grażyna Góralczyk obawia się tego, co będzie z jej podopiecznymi, kiedy zaczną się przepychanki do szafek i trzaskanie drzwiami. – U dzieci z epilepsją nadmierny hałas może wywoływać ataki – wyjaśnia Grażyna Góralczyk.Nauczyciele w ZSS boją się też „wzorców”, które ich podopieczni mogą czerpać od nowych kolegów. Głównie chodzi o te „dorosłe” zachowania, jak np. palenie papierosów za bramą. – Zależy nam na naszych uczniach. To dzieci specjalnej troski, które należy traktować inaczej – przekonuje pani dyrektor. Jej zdanie podziela radny miejski Roman Buchta, były nauczyciel i wieloletni dyrektor Poradni Wychowawczo-Zawodowej. Jak podkreślił podczas sesji, dobrze wie, że ZSS podlega starostwu, ale chodzą do niego knurowskie dzieci. Kiedy mówiono o przenosinach ZSZ, na obradach była Ewa Jurczyga, wiceszefowa rady powiatu. – Uspokojono mnie, że znajdzie się rozwiązanie dla ZSS, który według mnie traktowany jest po macoszemu – mówił radny, który złożył interpelację w tej sprawie.Wicestarosta Sławomir Adamczyk wyjaśnia, iż nikt nie zgłaszał żadnych problemów, które miałyby się pojawić w szkole specjalnej, nie ma też planów jej przeprowadzki. – Miasto nie dysponuje budynkiem, który można by przystosować do potrzeb placówki oświatowej o szczególnych wymaganiach – stwierdza. Sprawa sali gimnastycznej to jego zdaniem kwestia uzgodnień między dyrekcją ZSS a LE. Inaczej sprawę widzi Kazimierz Kachel, wiceprezydent Knurowa. Jak wyjaśnia, miasto ma duży gmach szkoły nr 9, gdzie już wkroczył niż demograficzny, i zasygnalizował starostwu, że jest gotów go oddać, bo pomieszczą się w nim wszystkie trzy szkoły. W zamian powiat miałby oddać gminie budynek przy ul. Szpitalnej. – Na razie jednak nie mam odpowiedzi na tę propozycję – mówi wiceprezydent.Choroba, niepełnosprawność, upośledzenie nie mogą wiązać się ze spychaniem na margines dotkniętych nimi osób, zwłaszcza dzieci. – Ta sprawa stanie się dla nas priorytetem i na pewno pomyślimy nad jej uregulowaniem w granicach prawa – zapewniała Ewa Jurczyga na jednej z sesji. Jak te słowa mają się do tego, co już dzieje się w ZSS?
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz