Jak spoglądam na wyborczy kalendarz, to mam nieodparte wrażenie, że czekają nas najdłuższe święta od kilkunastu lat.
Śmiem twierdzić, iż za sprawą wyborów samorządowych, Mikołaj potrwa co najmniej do kwietnia. W tym czasie prezydenci, burmistrzowie i wójtowie, którzy ubiegać się będą o reelekcję, dosłownie zasypywać nas będą prezentami. Mam tu na myśli postulaty i prośby mieszkańców, na których realizację, z przyczyn jak zawsze obiektywnych, przez ostanie cztery lata nie było czasu i pieniędzy.
To oczywiście szansa dla lokalnych pomysłów i projektów, bo po wyborach, zapewne trzeba będzie zacisnąć pasa i jakoś odrobić to inwestycyjne szaleństwo. Dodatkowo dojdzie realizacja przynajmniej niektórych obietnic wyborczych. A tych jak wiadomo, nikt, nigdy wyborcom nie szczędzi.
Gdzieś w tle, pozostaje pytanie o sens i logikę tworzonego tak spontanicznie programu inwestycyjnego. Jak wiadomo, kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami i z celowością wydatków oraz określaniem ich czasowych priorytetów, mają one niewiele wspólnego.
Zapamiętajcie więc drodzy czytelnicy, iż tylko w trakcie najbliższych czterech miesięcy można skutecznie zabiegać o remont chodnika, dziurawej drogi, ławeczek w parku czy modernizacji niebezpiecznego skrzyżowania.
Niestety zasada ta nie działa w przypadku najpoważniejszych problemów. Mam tu na myśli kwestie o perspektywicznym znaczeniu dla rozwoju miasta, takie jak np. pozyskanie inwestorów, czyli tworzenie alternatywnego dla górnictwa rynku pracy. Tutaj nie pomoże żaden Mikołaj i pozostaje jedynie ciężka praca u podstaw, na którą zawsze przecież znajdzie się czas i ochota, tyle że już w następnej kadencji.
W przededniu świat Bożego Narodzenia życzę nam wszystkim pogody ducha i dystansu od codziennych trosk, a w nadchodzącym 2024 roku, byśmy niczego nie musieli zostawiać na później.
Michał Urgoł
Komentarze