Pytacie mnie coraz częściej, jak mi w tej Warszawie. A ja nie wiem, jak Wam odpowiadać. I to nie jest kokieteria.
Póki co, częściej bywam w Rybniku. Od zaprzysiężenia, czyli 13 listopada minęło niewiele ponad 2 miesiące. I wprawdzie Senat pracował nawet 22 grudnia, ale przerwa w posiedzeniach trwała do 17 stycznia. Zastanawiałem się nawet czy ja tam jeszcze pracuję, czy "oni" mnie tam chcą? Nie był to czas bezczynności. Poza sporą liczbą wywiadów skoncentrowałem się na pracy w terenie i sprawach związanych z tematami, o których mówiłem w wyborach. Spotykałem się z przedstawicielami branży OZE i inwestorami przygotowującymi się do rozbudowy naszej elektrowni. Byłem na spotkaniu dotyczącym przyszłości lotniska w Pyrzowicach. W związku ze zbliżającymi się wyborami odbyłem spotkania w Raciborzu, Bielsku i Katowicach. Jak pewnie wiecie - otwarliśmy razem z posłem Łukaszem Osmalakiem biura w Rybniku i Mikołowie. Zapraszamy, to miejsca dla Was! Od wyborów odwiedziłem władze Jejkowic, Gaszowic, Czerwionki-Leszczyn i Łazisk Górnych. Zaś burmistrz Rydułtów, wraz ze swoją zastępczynią odwiedzili mnie w moim biurze. O Rybniku i spotkaniach z prezydentem nawet nie wspominam. O interwencjach na rzecz naszego miasta dowiecie się nie raz. I co najmniej kilka osób może poświadczyć, że reagowałem w ich sprawach, nazwijmy je socjalno-bytowymi.
A Warszawa? Komisja klimatu i środowiska się rozkręca. Pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie komisja petycji, tam pracy jest wiele i tam wpływają sprawy tzw. szarego obywatela. Pierwszy temat, który wspieram, jest związany - a jakże - z tematyką organizacji pozarządowych (działających na rzecz zwierząt).
Mam pokoik w domu poselskim. To chłodna izdebka na końcu korytarza, na trzecim piętrze. Żadnych ekscesów nie widziałem. Do Senatu mogę przejść podziemiami, także nawet poza teren parlamentu wychodzę rzadko. Staram się nawiązywać relacje na miejscu. Na razie opuszczam go z powodu wywiadów i wizyt w ministerstwach. Taki świat zza kraty, odizolowany od reszty. A tytuł wcale nie nawiązuje do dwóch smutnych panów. W Domu Poselskim jest drink-bar "Za kratą". Chyba ostatnie miejsce w tym kraju, gdzie przy drinku można palić. Miejsce jest szare i smutne. Świat oglądany z tej perspektywy jest gorszy, niż ten prawdziwy. Biada tym, których to miejsce pochłonie. Ps. w zasadzie na koniec nawiązałem nieopatrznie do jednego z bohaterów ostatnich dni. Ech...
Piotr Masłowski
Komentarze