Niewygodny stolek
Niewygodny stolek


Jesienią Zarząd Powiatu Gliwickiego obowiązki dyrektora powierzył Marcinowi Stronczkowi. Ten zabrał się do pracy i wkrótce doliczył się blisko 6,4 mln zł długu. Tymczasem gdy obejmował stanowisko, mówiło się o czterech milionach. – Skoro roczny budżet wynosi 18 mln zł, sytuacja jest bardzo poważna, a stołek, który zajmuję, gorący – stwierdza Stronczek. Zobowiązania placówki dotyczą nie tylko personelu, ale też urzędu skarbowego, ZUS-u czy PFRON-u. Na szczęście faktury nie są jeszcze przedawnione. Z tytułu trzynastych pensji trzeba zapłacić blisko 2,1 mln zł, z tytułu ustawy 203 – 2,3 mln, długi publiczno-prawne sięgają kwoty 1,1 mln zł, a zobowiązania wobec usługodawców – prawie 942 tys. zł.Pozew za pozwemW dodatku sumy mogą wzrosnąć. Jak bowiem wyjaśnia dyrektor, nie policzono jeszcze wyroków z pozwów pracowniczych, tymczasem każdy z czterech sędziów inaczej wylicza należne kwoty. Mogą się też zmienić nawet sumy do wypłaty z tytułu ustawy 203. – Są kolejne pozwy za rok 2005 i nie widać ich końca – wyjaśnia Marcin Stronczek. Do pomocy ma dra Mariana Gabrysia, zastępcę ds. lecznictwa. Jego poprzednik Marian Szczygieł poczynił starania o zaciągnięcie 2 mln kredytu. Pierwszą transzę w kwocie miliona zł już przekazano na zobowiązania pracownicze. Jak wyjaśnia dyrektor, jest to kredyt preferencyjny, który można wydać tylko na spłacenie zadłużenia wobec personelu.– Jeżeli spłacimy go w ciągu pięciu lat, połowa zostanie umorzona – dodaje. Z resztą długu trzeba będzie poradzić sobie inaczej. ZOZ to 11 przychodni, szpital i 515 pracowników. Według dyrektora proste działania organizacyjne, choćby w izbie przyjęć, pozwoliłyby sporo zaoszczędzić. Szef nie chce mówić o zwolnieniach, jeśli jednak podejmie jakieś działania, będą one miały wpływ na zatrudnienie. 74 ze wspomnianych 515 osób stanowi personel odpowiedzialny za utrzymanie czystości, który raz określa się mianem sprzątaczek, innym razem salowych. – Na co dzień pracuje około 50 z nich. Reszta przebywa na zwolnieniach lekarskich bądź urlopach, a placówce udaje się jakoś funkcjonować – mówi dyrektor Stronczek.Awaryjny plan BZlecił dokonanie analizy finansowej wszystkich ośrodków. Okazało się, że trzy (przychodnia Koksorem, przychodnia w Szczygłowicach oraz przychodnia w Krywałdzie) generują duże straty, z kolei niektóre są na plusie. – Trzeba to wykorzystać, i to póki szpital oraz przychodnie tworzą jedną całość – mówi dyrektor. Na razie myśli o zmianach organizacyjnych. Jeśli nie przyniosą rezultatów, wtedy może trzeba będzie sięgnąć po plan B, czyli przeniesienie przychodni do innych ośrodków. Szansą na uratowanie nierentownych poradni byłaby prywatyzacja. Jednak budynki, w których funkcjonują, musiałyby spełniać wyższe normy, a ich utrzymanie już jest zbyt drogie. Ostatnio, po pięciu godzinach obrad, rada społeczna ZOZ-u uznała, że knurowska służba zdrowia potrzebuje programu restrukturyzacji zawierającego propozycję oddzielenia lecznictwa otwartego, prowadzącego do jego prywatyzacji.Temat stanął też na sesji styczniowej, na której byli przedstawiciele starostwa, a wywołał go przewodniczący rady Tomasz Reginek. Kiedy jednak radni zaczęli zadawać pytania, starosta Michał Nieszporek (knurowianin) wyszedł z sali, tłumacząc się ważnym spotkaniem i zostawiając na polu bitwy wicestarostę Sławomira Adamczyka. Cichaczem pouciekały także inne knurowianki pełniące funkcje radnych powiatowych. Kiedy padła kwota, którą starostwo jako organ prowadzący przeznaczyło na knurowski szpital, radni nie kryli oburzenia. – 400 tys. zł to ochłap, a nie pieniądze – stwierdził z irytacją przewodniczący Reginek. Suma może być faktycznie uwłaczająca, jeżeli wziąć pod uwagę, iż od 2002 roku tylko gmina Knurów przekazała szpitalowi m.in. w formie dofinansowania i umorzenia podatków prawie 700 tys. zł.Miasto pomoże– Temu szpitalowi trzeba pomóc i myślę, że przy mądrze opracowanym programie naprawczym, wspólnym wysiłkiem może kilku gmin ta placówka wyjdzie z trudnej sytuacji – stwierdził prezydent Adam Rams. Dodał, że miasto w miarę możliwości będzie nadal wspierało szpital. Placówka może liczyć na umarzanie podatku od nieruchomości. Jest i inny problem. Wkrótce może się okazać, że ośrodek nie sprosta konkurencji szpitali w Gliwicach, Zabrzu czy Rybniku. Rybnik ma nowy szpital, a Gliwice i Zabrze pompują pieniądze w swoją służbę zdrowia. Do roku 2010 szpital w Knurowie musi się zatem zmodernizować, by spełniać wymagane normy, ale potrzeba na to około 3-5 mln zł.– Mamy przestarzałą centralę telefoniczną, pralnię, kuchnię, warsztaty, a stan techniczny obiektów jest opłakany. Mamy wspaniałych lekarzy, ale brakuje sprzętu itd., itd. – wylicza Stronczek. Czy w obecnej sytuacji finansowej szpital podoła takiemu zadaniu? Dyrektor odpowiada, że musi. Jak mówi, stoi przed bardzo bolesnymi decyzjami, ale nie ma od nich odwrotu. Jest przekonany, że potrafi wyjść z tego kryzysu, choć wymaga to czasu i będzie się to odbywało z naruszeniem przywilejów pracowniczych.
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz