Bomba ekologiczna tyka


Pierwsze doniesienia o pojawieniu się w rzece tłustych plam odnotowano 18 czerwca. Bez problemów zlokalizowano źródło wycieku. Do boju ruszyli wodzisławscy strażacy, którzy wypompowali mieszaninę wody i ropy z osadników, po czym ustawili tamy sorpcyjne na okolicznych potokach. Wydawało się, że zagrożenie zażegnano, ale okazało się, że niestety nie na długo. Już bowiem po kilku dniach, gdy popadał obfity deszcz, groźba kolejnego wycieku ze starej przepompowni stała się na tyle realna, że inspektorzy z Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska w Katowicach nakazali natychmiast wypompować podziemne zbiorniki. O ile przy pierwszej akcji obecny był właściciel obiektu, o tyle druga odbyła się bez jego udziału.Nic nie wskazuje na to, by strażacy mogli uznać sprawę za zamkniętą. Stale kontrolują sytuację w sąsiedztwie przepompowni, ponieważ wciąż istnieje ryzyko zanieczyszczenia wód i gleby, w dodatku zagrożenie rośnie wraz z opadami deszczu. – Koszt akcji usuwania skażenia wynosi około 25 tys. zł. Istnieje ryzyko, że gdy przyjdą ulewy, to te zanieczyszczenia mogą dostać się do wody i gruntu. Nasi ludzie trzymają więc rękę na pulsie przez cały czas – mówi Marek Misiura, zastępca komendanta powiatowego PSP w Wodzisławiu. Próby neutralizowania ropopochodnych zanieczyszczeń nie rozwiążą jednak problemu przepompowni. Wszystko z powodu niemocy administracyjnej, która uniemożliwia podjęcie działań likwidujących tę ekologiczną bombę, jak nazywają przepompownię mieszkańcy i strażacy.Co prawda kilka lat temu Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Wodzisławiu nakazał rozbiórkę groźnego punktu przeładunku paliw, jednak jego właściciel odwołał się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. W 2004 roku po raz kolejny zapadła decyzja o rozbiórce i po raz kolejny właściciel przepompowni skorzystał z prawa do apelacji. W konsekwencji do dziś nie wiadomo, jakie będą losy obiektu niebezpiecznego zarówno dla przyrody, jak też ludzi. Jest wprawdzie decyzja o rozbiórce, którą podtrzymał wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego, ale egzekucję wstrzymał wojewódzki sąd administracyjny i to on musi zdecydować, co dalej. Sytuacja wydaje się patowa, bo póki nie będzie wyroku sądu, nie można zrobić nic. Być może bieg wydarzeń przyspieszy kolejna katastrofa ekologiczna, której przecież nie da się wykluczyć. Oby tylko nie nastąpiła wcześniej, niż Temida ogłosi swój werdykt.BEATA KOPCZYŃSKA

Komentarze

Dodaj komentarz