Zmotoryzowane mrówki


Od 1 stycznia, czyli od daty wejścia w życie stosownego rozporządzenia ministra finansów, Urząd Celny w Cieszynie sprawdzał, jakie będą jego skutki. Celnicy spodziewali się znacznego spadku liczby pieszych na granicach - czyli tzw. mrówek. Faktycznie, pierwsze dwa tygodnie mogły o tym świadczyć. Ruch był znikomy, tylko, że przede wszystkim z powodu srogiej zimy, ciężkiej sytuacji na drogach, a także niepewności związanej z nowymi przepisami, ocenia Elżbieta Gowin, rzecznik Urzędu Celnego w Cieszynie:- Ludzie przyglądali się, jak celnicy egzekwują nowe rozporządzenie, nie chcieli wystawiać się na próbę.W drugiej połowie miesiąca ruch na przejściach granicznych wzmógł się. Co prawda zanotowano spadek liczby osób robiących zakupy w Czechach, na pewno jednak nie taki, jakiego życzyłby sobie rząd. Dokładnie widać to na przykładzie przejścia w Cieszynie - w styczniu ub. r. skorzystało z niego 820 tys. osób, w pierwszych czterech tygodniach obecnego roku 720 tys., czyli tylko 100 tys. mniej.Niemal wcale nie zmniejszyła się liczba „mrówek”. Elżbieta Gowin szacuje, że wciąż jest ich około 300, czyli zaledwie kilkanaście mniej niż w ubiegłym roku. Rachunek może się wyrównać, bo do akcji wkroczyli handlowcy czescy i słowaccy. Niektórym obroty spadły nawet o połowę. Zorientowali się, że skoro Polacy nie kupują u nich, sami muszą im dostarczyć towar. Niektórzy sporo ryzykują - 31.01 służby graniczne odkryły w skodzie pewnego Słowaka, chcącego wjechać do Polski, 208 butelek różnego rodzaju alkoholu.Podobnie zresztą rzecz się ma z Polakami - coraz więcej z nich zmienia metodę zaopatrywania się w trunki. Rezygnuje z funkcjonowania jako zwykła piesza „mrówka” i wybiera samochód. Ryzyko wpadki takie samo, a potencjalny zysk kilkakrotnie większy. Wiadomo, że służby graniczne nie sprawdzają wszystkich pieszych i samochodów, a do pojazdu można zapakować i kilkaset butelek. Tymczasem pieszy weźmie bez wzbudzania podejrzeń kilka - kilkanaście sztuk (w zależności od wprawy). Nie ma tygodnia, by urząd celny, straż graniczna czy nawet policja nie informowały o złapaniu alkoholowych dorobkiewiczów. 5.02 w Raciborzu na ul. Kościuszki policjanci podczas rutynowej kontroli drogowej znaleźli w jednym samochodzie 69 butelek alkoholu 0,7l bez znaków akcyzowych. Tego samego dnia w Jastrzębiu straż graniczna ujawniła w volkswagenie 121 butelek alkoholu bez akcyzy, wartości około 2 tys. zł. O przypadku z Chałupek z 6.02, kiedy do kraju chciał wjechać łodzianin specjalnie przerobionym dla potrzeb przemytu alkoholu starym fiatem 125 p, już pisaliśmy. Nielegalny import wódek i innych mocnych trunków jest tak kuszący, że przybiera też bardziej wyrafinowane formy. 12.02 na przejściu granicznym w Cieszynie pogranicznicy ujawnili w lukach autobusu, wiozącego grupę wycieczkowiczów z Kielc, 540 litrów alkoholu bez polskiej akcyzy. Były to trunki od zwykłych po luksusowe. Wartość rynkowa towaru przekraczała 35 tys. zł - to rekord, jeżeli chodzi o ujawniony alkohol przemycany tylko w jednym autobusie. Straż graniczna przypuszcza, że butelki turystom dostarczały „mrówki”. Oczywiście nikt z podróżnych, a także kierowca, nie przyznał się do posiadania alkoholu. Co więcej, nikt nie potrafił powiedzieć, jakim cudem trefny towar znalazł się wśród bagaży.Zdaniem Elżbiety Gowin próby przemytu alkoholu samochodem będą się nasilać wiosną i latem. Człowiek w zimowych rzeczach może więcej schować za pazuchą niż ubrany w koszulkę i szorty. Wówczas skorzysta z auta.

Komentarze

Dodaj komentarz