Zbieracze w otoczeniu spychaczy
Zbieracze w otoczeniu spychaczy


Są wśród nich ludzie, dla których to zajęcie stanowi jedyne źródło dochodów. Część sprzedaje węgiel, by mieć na alkohol. Nie brakuje takich, którzy pracowali w kopalniach; potem odeszli, skuszeni wysokimi odprawami. Z czasem pieniądze się skończyły, a za coś trzeba przecież żyć. Codziennie są też tacy, którzy podjeżdżają drogimi samochodami. Od razu widać, że nie zbierają węgla dlatego, że muszą. Dzięki temu węglowi, który zbierają na własny użytek, mogą sprzedać swoje deputaty. Dla nich to po prostu dobry interes. Niedawno na hałdzie powstała prowizoryczna szopa, w której mieszka kilka osób. Dla nich ta hałda co cały świat. Nie potrafili odnaleźć się w nowej rzeczywistości, więc stworzyli swoją własną: taką, która zaczyna i kończy się tutaj.
Za nic zagrożenie
Codziennie narażają swoje zdrowie i życie. Zagrożenie stanowią nie tylko radioaktywne promieniowanie, ale również spychacze i ciężarówki zwożące kopalniane odpady. Wystarczy chwila nieuwagi i o tragedię nietrudno. Nikt ze zbierających nie bierze jednak poważnie tego typu uwag. – Po prostu trzeba uważać – mówi jeden z nich. Problem zbieraczy jest bardzo dobrze znany dyrekcjom kopalń. Jednak tak naprawdę niewiele można z tym zrobić. Nie da się przecież non stop kontrolować takich miejsc, poza tym istnieje przyzwolenie społeczne na tego typu działalność, w dodatku na hałdy wchodzi się na odpowiedzialność własną, a nie kopalni. Wszędzie przecież widnieją tablice, informujące o zakazie wstępu.
W przypadku wejścia na hałdy obowiązuje identyczne prawo, jak w przypadku wejścia na prywatny teren posesji. Straż kopalniana działa jednak głównie na terenie danej kopalni i tam też interweniuje, kiedy zachodzi potrzeba. Zbieracze powiedzieli mi, że nadzór nad hałdą sprawuje Przedsiębiorstwo Transportowo-Usługowe „Trex Hal”. Jego pracownicy sprostowali, że spółka jest jedynie wykonawcą projektu sypania hałdy przy ul. Kożdoniów, zaś nadzór sprawuje kopalnia. Poza tym załoga dba o to, by nikt nie wpadł pod samochód czy spychacz, bo, jak stwierdzili w Trex Halu, przegonienie ludzi jest niemożliwe. Zbieracze mają świadomość, że jeżeli ktoś łamie zakaz wstępu, to ewentualne konsekwencje spadają na niego. Nie ma informacji dotyczących jakichkolwiek wypadków w ostatnim czasie, ale też nikt nie zgłasza takich zdarzeń.
Nikt nie zgłasza
Jeśli nie stanowią one zagrożenia dla życia, nie są nigdzie odnotowywane. Wchodzący nielegalnie na tereny kopalni nie chcą zgłaszać tego, że coś się stało, bo zaskutkowałoby to kontrolami, więc byłoby początkiem końca działalności zbieraczy. Jeden z okolicznych mieszkańców stwierdza, że ci ludzie nikomu nie przeszkadzają, poza tym lepiej, żeby zbierali węgiel, niż kradli go np. z wagonów czy trudnili się rozbojami. Zbieracze nie wyobrażają sobie innego życia, przyzwyczaili się do tego miejsca. Zresztą na normalną pracę nie mają szans. – To fakt, że przyjeżdżają tacy, co mają dużo, a chcą mieć jeszcze więcej, ale to ich sprawa. My zbieramy, bo tylko na tym możemy zarobić. Za jeden worek węgla dostaje się średnio 30 zł. Jak ktoś wie, kiedy przyjeżdża dostawa, to w ciągu jednego dnia można zebrać nawet sześć worków – wyjaśnia pewien radziejowianin, który jest stałym bywalcem chwałowickiej hałdy.
Niekiedy konkurencja jest tak duża, że nie każdy może po prostu przyjść i nazbierać sobie węgla. Nowi muszą iść na sam koniec zwału, gdzie leży węgiel najgorszej jakości. Najlepsze miejsca są zarezerwowane dla stałych zbieraczy. W dwudziestoleciu międzywojennym ludzie zbierali węgiel z biedy. Na rynkach światowych panowała recesja, co odbiło się bardzo boleśnie na stanie zatrudnienia na Śląsku. Dzisiaj, po ponad 70 latach, zmienił się Rybnik, mieszkańcy i warunki życia, ale na śląskich hałdach czas jakby się zatrzymał. Nadal ludzie zbierają węgiel, by zarobić jakieś nierzadko jedyne pieniądze i obok tego rozwijającego sie w szalonym tempie miasta nadal są i będą tacy, którzy nie widzą dla siebie innego miejsca.
Element krajobrazu
Widok ludzi zbierających węgiel na hałdach stał się częścią śląskiego krajobrazu. Mało kto zwraca uwagę, że wstęp na zwały jest zabroniony, a proceder nielegalny ze względów bezpieczeństwa. Jak jednak powiedział nam jeden z policjantów z komisariatu w osiedlu Nowiny, nie traktuje się go w kategorii kradzieży, bo na hałdach lądują odpady, których kopalnia musi się pozbyć. W tej sytuacji trudno powiedzieć, by ponosiła jakiekolwiek straty z powodu działalności zbieraczy. Policja interweniuje wtedy, kiedy dochodzi do kradzieży np. torów czy jakiegoś sprzętu, bo one mają wartość. Niemożliwe jest obciążenie zbieraczy jakąkolwiek odpowiedzialnością, bo codziennie jest ich kilkunastu, a hałd mnóstwo. Sama kopalnia Chwałowice ma ich kilka, w dodatku zajmują one bardzo rozległy obszar.

Komentarze

Dodaj komentarz