PKS Rybnik świetnie prezentuje się tylko na stronie internetowej. Można na niej sprawdzić rozkład jazdy, ceny biletów, a nawet zostawić swoją opinię. Jednym słowem pełen profesjonalizm. Jednak ta wirtualna rzeczywistość znacznie różni się od tej prawdziwej.
Budynek dworca PKS-u w Rybniku straszy wyglądem mieszkańców, ale przede wszystkim pasażerów korzystających z usług tego przewoźnika. Od dawna mówiło się o planach przeniesienia dworca na dworzec komunikacji miejskiej przy ulicy Budowlanych, choć władze PKS-u nic o tym nie wiedziały. Zresztą teraz jest to już bez znaczenia. Okazuje się, że teren dworca w zeszłym roku, w porozumieniu z władzami Rybnika, sprzedano firmie GC Investments z Katowic, która zamierza wybudować tu dyskont spożywczy i stację paliw. Gmina sama chciała kupić ten teren, ale za kwotę niższą od wyceny nieruchomości, dlatego teren nabyła firma katowicka. Powstaje więc jedno podstawowe pytanie: co stanie się z dworcem PKS-u i pasażerami?
Trzy stanowiska i kasa
Odpowiedź jest prosta: w Rybniku nie będzie dworca. Zostaną jedynie trzy stanowiska autobusowe i kasa biletowa. Oznacza to, że nie będzie poczekalni, toalet ani miejsca, gdzie można by napić się czegoś ciepłego. – Nie wiem, jak oni to sobie wyobrażają. Będziemy zimą stali na dworze i czekali na autobus. Przecież to skandal! Poza tym przyjeżdżają tu ludzie z innych, nieraz odległych stron Polski. Wysiądą z autobusu i nie będą mogli nawet skorzystać z toalety – zżymają się podróżni. – Nie wiem, kto też to wymyślił! – oburza się mieszkanka miasta. Ktoś inny dodaje, że słyszał, iż w miejscu dworca podobno ma powstać sklep spożywczy Biedronka, bodaj tysięczny w Polsce.
– I znowu Rybnik będzie miał się czym chwalić! Ale o pasażerach pozbawionych dworca na pewno nikt nie wspomni – żali się chcący zachować anonimowość pracownik PKS-u. W zimie pasażerom nie zostanie nic innego, jak pospacerować po sklepie i zrobić zakupy, bo lepsze to niż stanie na mrozie. Sprawa likwidacji dworca nie musi oczywiście oznaczać obniżenia poziomu obsługi pasażerów. Problem w tym, że od kiedy zaczęło się o tym mówić, podróżni czują się jak intruzi, bo wewnątrz jest brudno, a obiekt bardziej przypomina ruderę niż dworzec autobusowy w centrum wielkiego miasta.
Ciemno i brudno
– Każde wejście na dworzec to dla mnie horror – mówi pani Elżbieta, która trzy razy w tygodniu jeździ do Bielska. – Dobrze, że teraz jest już ciepło, bo można czekać na autobus na zewnątrz. Zimą to jednak jest dramat. W poczekalni zimno, brudno, wszędzie są bezdomni. Nawet na oświetleniu się oszczędza. A my przecież płacimy za bilety i to wcale niemało! – dodaje pani Elżbieta. – My tutaj najmniej się liczymy – mówi na to jeden z pasażerów. Jak stwierdza, rozumie, że likwidacja wiąże się z wieloma niedogodnościami, ale podróżni powinni odczuwać to w najmniejszym stopniu, bo zmiany w firmie to przecież nie ich sprawa. Tymczasem codziennie patrzą na rozwalający się budynek, niezbyt miłe panie w kasie, które zachowują się tak, jakby pracowały tam za karę, oraz wszechobecny brud.
Anonimowy pracownik PKS-u mówi wprost, że pasażerowie są zdezorientowani. Wiele linii zawieszono bądź zlikwidowano praktycznie z dnia na dzień. Nikt nie wie, co znajdzie następnego dnia na tablicy odjazdów, bo to jedna wielka niespodzianka. Już nawet nikt nie uzupełnia tablicy przyjazdów. – Sami podchodzimy do pasażerów i informujemy o zmianach – stwierdza pracownik dworca. Tymczasowo kasa biletowa ze zdewastowanej poczekalni ma zostać przeniesiona do budki identycznej jak te, w których działają kioski Ruchu. Ale kiedy, tego już nie wie nikt. – Trzeba przyznać, że są pomysłowi – mówią pasażerowie Olga i Tomasz. – Jeszcze nie widziałem kasy biletowej PKS-u w czymś takim – dodaje Tomasz.
Kogo to obchodzi
– Teren sprzedali i nic ich nie obchodzi. Chciałbym tylko przypomnieć, że my, pasażerowie, nadal jesteśmy. Może niech i nas sprzedadzą jakiejś firmie, wtedy nie będzie żadnego problemu – stwierdza Krzysztof. To nie do pomyślenia, żeby ponad 140-tysięczne miasto było pozbawione dworca PKS-u. Sprawdziłam w internecie kilkadziesiąt miast w Polsce. Okazało się, że wszystkie, które liczą ponad 100 tysięcy mieszkańców, mają dworzec PKS-u. Mało kogo przekonuje też tłumaczenie, że dworzec ulegnie likwidacji, bo autobusami PKS-u jeździ mało ludzi.
– Niech zlikwidują więcej linii, zatrudnią w kasach jeszcze bardziej nieuprzejme panie, a autobusy dalej spóźniają się przynajmniej 15 minut, to na pewno PKS-em będą jeździły tłumy – mówi z przekąsem mieszkaniec Gliwic. Pewne jest jedno: likwidacja dworca i zastąpienie go trzema stanowiska autobusowymi na pewno przedsiębiorstwu nie pomoże. Gdyby dla PKS-u i władz miasta pasażer był tak samo ważny jak pieniądze, to wszystko wyglądałoby inaczej. Ale skoro pasażer się wcale nie liczy…
Zarządca komisaryczny PKS-u Rybnik Jerzy Siwica stwierdza, że w umowie z katowicką firmą jest zapis, że teren ten musi zachować funkcje komunikacyjne, więc pasażerowie nie powinni obawiać się pozbawienia środka transportu, jakim są autobusy PKS-u. Przyznaje ponadto, że wie o skargach pasażerów, lecz od chwili sprzedaży terenu firmie GC Investments PKS nie ma wpływu na to, co tam się dzieje i niewiele może tu poradzić. Krzysztof Jaroch, rzecznik magistracki, stwierdza, że miasto nie ma wpływu na funkcjonowanie PKS-u, bo jest to podmiot niezależny od samorządu. Zaznacza jednakże, że zastąpienie dworca trzema przystankami, bo taka jest koncepcja, wedle zapewnień przedstawicieli PKS-u powinno w zupełności wystarczyć. (AM)
Komentarze