W pracowni i tak wykonuje się więcej badań, niż przewiduje kontrakt – mówi doktor Wojciech Kreis
W pracowni i tak wykonuje się więcej badań, niż przewiduje kontrakt – mówi doktor Wojciech Kreis

Dyrektor szpitala wojewódzkiego w Rybniku Orzepowicach Bolesław Gębarski wszczął alarm w sprawie pracowni hemodynamiki oddziału kardiologicznego, od której często zależy życie pacjentów z zawałem serca. Z powodu ograniczeń kontraktowych działa ona bowiem na 25 proc. swoich możliwości. W tygodniu jest otwarta tylko do godz. 15, a w weekendy wcale.
– Badanie koronarografii, które się tam wykonuje, pozwala stwierdzić, która z tętnic wieńcowych jest przyczyną zawału. Dzięki temu wiemy, jak leczyć pacjenta. Chory, który trafia do pracowni przed upływem tzw. złotej godziny od wystąpienia pierwszych bólów, ma największe szanse na przeżycie i wyleczenie – mówi Wojciech Kreis, ordynator oddziału kardiologii. Osoby, które doznają zawału po godz. 13 lub w czasie weekendu, po postawieniu diagnozy w izbie przyjęć są przewożone do pracowni Katowic, Zabrza, Ustronia czy Bielska-Białej, ale transport trwa.
– Od Chałupek po Knurów jesteśmy jedynym oddziałem z taką pracownią, ale z powodu zbyt małego kontraktu nie możemy pracować przez całą dobę – ubolewa ordynator. Podkreśla, że w tym roku nie było miesiąca, w którym pracownia nie przekroczyłaby limitów określonych kontraktem, choć ma ograniczony czas pracy. Co ciekawe, istnieje od dwóch i pół roku. Te działające w Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu czy Kędzierzynie-Koźlu są młodsze, a mają znacznie większe kontrakty. – Barbarzyństwem jest niewykonywanie tylu badań, ile potrzeba. Jako lekarz i człowiek nie mogę patrzeć, jak przez to stwarza się wręcz zagrożenie dla życia ludzi – grzmi dyrektor Gębarski. Z aneksu do umowy z NFZ-em, który dotyczy pierwszych czterech miesięcy nowego roku, wynika, że jeszcze zmniejszono liczbę zakontraktowanych badań. Gębarski podkreśla, że zrobiono to bardzo sprytnie. Kwota jest taka sama, ale zwiększono wycenę jednego punktu, stosowanego w rozliczeniach placówek służby zdrowia. Kilka dni temu dyrektor wystosował list otwarty do „włodarzy i obywateli ziemi rybnickiej”, w którym zaapelował o pomoc w uruchomieniu pracowni w trybie całodobowym. „Bez pomocy zadłużony szpital nie jest w stanie udźwignąć ciężaru tego przedsięwzięcia” – napisał m.in. By pracownia mogła działać na okrągło, potrzeba według dyrektora ok. 8 mln zł, należy też zatrudnić dodatkowo ok. 50 osób. Już wcześniej szef szpitala wystąpił do prezydenta miasta o umorzenie ośrodkowi podatku od nieruchomości za ten rok. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze deklaruje przeznaczyć na pracownię, ale to nie wystarczy, bo, jak mówi, to tylko ok. miliona zł. Prezydent Adam Fudali czuje się postawiony pod ścianą. Zwraca też uwagę, że z oddziału i pracowni korzystają nie tylko rybniczanie, ale i mieszkańcy całego regionu. Dyrektor odpowiada, że chce tylko zaangażować prezydenta i urząd we wspólną sprawę.
– Mówimy nie tylko o ekonomii, ale też o ludzkim zdrowiu i życiu. Nie mogę pogodzić się z tym, żeby pacjent, który doznał tu zawału, był wywożony karetką do takiej samej pracowni jak nasza w Katowicach. To absurd. W sanitarce musi jechać lekarz, wydajemy pieniądze na benzynę, a nieraz chory i tak umiera – podkreśla Bolesław Gębarski.



Prezydent Adam Fudali nie podjął jeszcze decyzji w sprawie umorzenia szpitalowi podatku od nieruchomości za ten rok. Całą sprawę mają wcześniej przeanalizować dokładnie radcy prawni urzędu, gdyż w świetle obowiązujących przepisów miasto nie może finansować żadnych procedur medycznych. (WaT)

Komentarze

Dodaj komentarz