Szkolna społeczność odetchnęła z ulgą po zakończeniu konfliktu
Szkolna społeczność odetchnęła z ulgą po zakończeniu konfliktu


O sprawie pisaliśmy w kwietniu w tekstach pt. „Zaszczuli ją” i „Nigdy nie wybaczę”. Natalka twierdziła, że wszystko zaczęło się od egzaminu na kartę rowerową, który zaliczyła. Usłyszała wtedy od klasowych koleżanek, że zdała, bo łączy ją coś więcej z nauczycielem informatyki Januszem K., który przygotowywał uczniów do egzaminu. Wkrótce o tym rzekomym romansie plotkowała nie tylko szkoła, ale i cała wieś. Natalia miała tego dosyć i poprosiła o interwencję tak Janusza K., jak też swoją wychowawczynię, ale, jak twierdziła, nie otrzymała od nich pomocy. Cała ta sytuacja doprowadziła ją do głębokiej depresji. Pewnego dnia uciekła ze szkoły. Twierdziła, że próbowała rzucić się pod ciężarówkę. Dyrektor powiadomił o wszystkim policję. Natalia i jej matka wskazały, że zawiniła koleżanka Agnieszka, która miała rozpowiadać plotki o romansie z nauczycielem.

Wyśmiewała się
Sprawą zajął się sąd rodzinny w Wodzisławiu, który uznał Agnieszkę za niewinną i umorzył postępowanie. Proces potwierdził jedynie, że Agnieszka wyśmiewała się z Natalii, sugerując jej romans z nauczycielem, ale, jak podkreślił sąd, opierając się na opiniach biegłych psychologów, były to tylko żarty nastolatek, które zresztą prowokowała sama Natalia. Jej opowieści miały wzbudzić sensację i zainteresowanie koleżanek i tak też się działo, bo nikt nie wierzył w żaden romans. Jak zauważyli biegli, zaczepki Natalii i Agnieszki były obraźliwe, w pewnym sensie uczennice prowadziły w ten sposób walkę o dominację w klasie. Sąd stwierdził, że nieprzyzwoite żarty nie poniżały dziewczyny, bo były zbyt absurdalne dla całej społeczności szkolnej.
Co ważne, jak wykazał proces, historia, którą Natalia i jej mama opowiadały chętnie dziennikarzom, daleko mijała się z prawdą. Nie było próby samobójczej, a nauczyciele próbowali rozwiązać konflikt nastolatek. Potwierdzili to klasowi koledzy i koleżanki Natalii, nauczyciele, jak również kontrole w gimnazjum, które przeprowadziło Śląskie Kuratorium Oświaty. – Nie wykazały one żadnych uchybień od wychowawczej strony załatwienia konfliktu pomiędzy uczennicami. Wykazano natomiast uchybienia przy rozpatrywaniu skargi, jaką rodzice Natalii wnieśli do dyrektora. Dyrektor telefonicznie wyjaśnił podnoszone w skardze zarzuty. Tymczasem powinien był skargę odnotować w szkolnej dokumentacji i odpowiedzieć na nią pisemnie – informuje Piotr Zaczkowski, rzecznik kuratorium.

Strona wychowawcza
Zdaniem sądu, wydarzenia w gimnazjum można by rozpatrzyć w kategoriach demoralizacji, ale od strony wychowawczej problem w szkole rozwiązano. Co zatem spowodowało osobisty dramat Natalii? Sąd uznał, że duży wpływ miała na to jej rodzina. Rodzice, zamiast współpracować z nauczycielami, bezkrytycznie uwierzyli swojej córce, uznając wychowawców za wrogów. Biegli psychologowie stwierdzili u Natalii objaw tzw. błędnego koła, co utrudniało jej wyjście z sytuacji. Sąd wskazał, że rodzice być może nieświadomie przyjęli rolę obrońców dziecka za wszelką cenę i weszli w konflikt ze szkołą, z którego nie mogli się wycofać, bo ich zdaniem straciliby autorytet. Pytanie, dlaczego nauczyciele i dyrekcja nabrali wtedy wody w usta i nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami.
Dyrektor Waldemar Paszylka podkreślał jedynie, że szkoła nie ignoruje problemów Natalii, a sprawa jest bardzo skomplikowana i znajduje się w sądzie, który rozstrzygnie ją uczciwie i bezstronnie. – Dlatego nie chcieliśmy publicznie zabierać głosu przed zakończeniem procesu. Byliśmy pewni, że media podejdą do problemu ostrożnie. Po jednej stronie była Natalia, a po drugiej Agnieszka, też pokrzywdzona, którą jeszcze przed zakończeniem procesu media bezkrytycznie okrzyknęły winną. Niestety przekazane dziennikarzom przez jedną stronę informacje stały się podstawą do publicznego zniszczenia wizerunku szkoły – uważa Waldemar Paszylka.

Protest do ministra
Opisywana przez gazety historia Natalii wzburzyła całą szkolną społeczność. Oburzeni rodzice wystosowali nawet protest do ministra edukacji. – Od początku wiedzieliśmy, że szkoła na pewno tu nie zawiniła – mówi Izabela Tomiczek, ówczesna przewodnicząca rady rodziców. Podkreśla, że rodzice bardzo dobrze oceniają współpracę z dyrekcją i nauczycielami. – Zawsze byli otwarci na nasze inicjatywy, jak również problemy wychowawcze. Nieprawdą jest, że dzieciom dzieje się tu krzywda, na przykład z powodu fali wśród młodszych uczniów. Do tej szkoły chodził mój niedosłyszący syn i spotkało go wiele dobrego – dodaje. O szkole dobrze też mówi wicewójt Andrzej Adamczyk, który ocenia gimnazjum na szóstkę.
– Nie mamy zastrzeżeń do pracy dyrektora i nauczycieli – dodaje. Według wicewójta w żadnej gminnej szkole nie ma też pastwienia się nad młodszymi kolegami. – Przez wiele lat byłem dyrektorem w szkole w Godowie i mogę pokusić się o opinię, że dzieci są tu bardzo spokojne i nawet nie wiedzą, co to fala – stwierdza Andrzej Adamczyk. Sama Natalia mówi, że lata spędzone w gołkowickim gimnazjum były najgorszym okresem w jej życiu i nie chce wracać do tamtych wydarzeń. Skupia się teraz na nauce w technikum w Moszczenicy. Marzy o zostaniu projektantką mody.



Mądra miłość
Komentarzem do całej historii niech będzie fragment listu, który przysłał do naszej redakcji jeden z Czytelników. Czytamy w nim: „nieszczęsny przypadek Natalki niech będzie ostrzeżeniem dla wszystkich rodziców: kochajmy nasze dzieci, ufajmy im, miejmy jednak oczy szeroko otwarte. Nie wierzmy bezkrytycznie w każde ich słowo. Miłość rodzicielska nie może być ślepa”. Dyrektor Waldemar Paszylka dodaje, że lekcję z tego wydarzenia powinni wynieść wszyscy, także dziennikarze. (Amis)

Komentarze

Dodaj komentarz