Znowu strajk pod ziemią

Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach nie jest w stanie dalej kontrolować stanu bezpieczeństwa w kopalni Budryk. Jak poinformowała jego rzeczniczka Edyta Tomaszewska, wczoraj związkowcy nie pozwolili zjechać na dół inspektorowi urzędu górniczego w Gliwicach.
– Powiadomimy o tym prokuraturę. Informacja dotrze też do wojewody i wicepremiera Waldemara Pawlaka – wyjaśniła rzeczniczka. Wczoraj na masówce, w której wzięło udział blisko 500 osób, zdecydowano o głodówce na dole. A w piątek porozumienie było blisko, bo protestujący przystali na propozycję zrównania płac z kopalnią Krupiński, najgorzej opłacaną w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Zanim doszło do ugody, prezes Jarosław Zagórowski poinformował, że musi się z nią zapoznać resort gospodarki. Rozmowy przesunięto na 14 stycznia, kiedy to wicepremier Pawlak stwierdził, że decyzje należą do JSW. Rozmowy wznowiono, ale zerwano je po dwóch godzinach. – Prezes wycofał się ze wszystkich ustaleń – poinformował Krzysztof Łabądź z Sierpnia 80.
– Jest to spowodowane sytuacją finansową spółki i stratami narastającymi w wyniku strajku – mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW. W nocy górnicy wznowili okupację na dole. Czterech głoduje. Jednego odwieziono do szpitala. Kierownictwo straciło kontrolę nad częścią zakładu. Związkowcy winą za fiasko negocjacji obarczają resort gospodarki. Ich zdaniem decyzja zapadła nie w Jastrzębiu, ale w stolicy. – Ktoś tę firmę chce zarżnąć i sprzedać za grosze – stwierdził Wiesław Wójtowicz, rzecznik komitetu strajkowego. Tymczasem w zakładzie wzrasta zagrożenie pożarowe. – Negocjacje będą kontynuowane, ale nie ustalono ich terminu – informuje pani rzecznik. Kiedy zaczynał się protest, Budryk miał 45 mln zł zysku. Obecnie ma straty. Dziś spod kopalni do Warszawy wybierają się żony górników.

Komentarze

Dodaj komentarz