Coraz cieplejsze zimy

Sposoby spędzania wolnego czasu przez dzieci i młodzież w ciągu kilkunastu ostatnich lat mocno się zmieniły i dziś klasyczne rozrywki zimowe coraz częściej przegrywają konkurencję z wypasionymi komputerowymi grami i z internetem. Inna sprawa, że zimowa oferta miast i gmin naszego regionu nie jest zbyt bogata. Górek dla saneczkarzy czy lodowisk jest niewiele, a dwa sztuczne lodowiska w Pszowie i w Jastrzębiu popytu na ślizganie na pewno nie wyczerpują. Poza tym w czasie ferii jest tam dość tłoczno, a jazda w kółko, w zwartej grupie nie wszystkim odpowiada. Dla początkujących taka zatłoczona tafla to też nie najlepsze miejsce.

Niezbędny śnieg
Dawniej w czasie zimy lodowiska powstawały na boiskach szkolnych. Dziś trudno o takie. – Teraz mamy zupełnie inne zimy niż kiedyś – mówi Tadeusz Bonk z wydziału edukacji rybnickiego magistratu, który przez kilka lat był dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 11. – Do zrobienia lodowiska na szkolnym boisku są potrzebne przede wszystkim dwie rzeczy: po pierwsze śnieg, po drugie solidny mróz. Biały podkład jest niezbędny. Wylanie wody na sam asfalt nic nie da, bo wystarczy trochę słońca i nawet przy minusowej temperaturze lód na czarnym asfalcie się roztopi. Śnieg jest też potrzebny do zbudowania niewielkich band, które uniemożliwiałyby wypływanie wylewanej na przyszłą taflę wody. Zrobienie takiego sztucznego lodowiska, a potem utrzymywanie go we właściwym stanie to nie taka prosta sprawa. Kiedyś w szkołach pracowali nocni stróże i to oni pomagali zazwyczaj nauczycielom wychowania fizycznego w wylaniu takiego lodowiska. Robiło się to głównie nocą, bo wtedy panował największy mróz. Czasem korzystało się również z pomocy straży pożarnej – mówi Tadeusz Bonk. – Pamiętam, że w szkole funkcjonowała wtedy nawet skromna wypożyczalnia łyżew, a sekretarka przynosiła z domu swoje prywatne łyżwy na użytek dzieci – wspomina.
Podkreśla, że teraz takie lodowiska pewnie nie cieszyłyby się takim wzięciem jak kiedyś. Inny problem to kwestia odpowiedzialności za to, co może się stać na lodowisku, gdzie w końcu jest ślisko i o uraz nietrudno. Przy dzisiejszej postawie niektórych rodziców aż strach pomyśleć, co spotkałoby dyrekcję szkoły, gdyby na szkolnym lodowisku jakiś uczeń złamał rękę. Kiedyś rodzice powiedzieliby trudno, dziś sprawa skończyłaby się pewnie w prokuraturze.

Chętni strażacy
Bogusław Łabędzki, rzecznik prasowy rybnickiej komendy Państwowej Straży Pożarnej, zapewnia, że w razie potrzeby strażacy chętnie pomogą w urządzaniu lodowiska, zaznacza jednak, że wodę musi zapewnić i zapłacić za nią szkoła. Wodę z hydrantów, za którą płaci miasto, strażacy mogą wykorzystywać wyłącznie do celów gaśniczych. Rybnik, stolica regionu nie ma sztucznego lodowiska. Zapowiedzi firmy Carrefour, która przed wybudowaniem swojego supermarketu deklarowała zamiar jego wybudowania, nie doczekały się spełnienia. Do urządzenia przy sprzyjającej pogodzie tymczasowego lodowiska nie przymierza się też miejski ośrodek sportu i rekreacji. Jego dyrektor Rafał Tymusz wyjaśnia, że to zbyt kosztowne i ryzykowne przedsięwzięcie: – Nie posiadamy ani odpowiedniej infrastruktury, ani sprzętu do utrzymywania takiego lodowiska we właściwym stanie. A jakakolwiek prowizorka samym łyżwiarzom mogłaby przynieść więcej szkód niż pożytku.

Pięknie i niebezpiecznie
Tym, którzy lubią jeździć na łyżwach, pozostają jeszcze zamarznięte zbiorniki wodne. Ich atutem jest duża przestrzeń, swoboda i kontakt z naturą. Naturalny lód nie jest też ani tak twardy, ani tak śliski jak tafla sztucznego lodowiska, więc idealnie nadaje się do nauki jazdy na łyżwach. Jedno z takich urokliwych miejsc, gdzie zimowa rekreacja staje się podwójną przyjemnością, jest ukryta w lesie tama w Rybniku Wielopolu. W pierwszym dniu niedawnych świąt kilkanaście osób, w tym kilku oldbojów, grało tam w hokeja, a druga grupa, grzejąc się przy ognisku, śpiewała kolędy.
Oczywiście łyżwiarstwo w naturalnym otoczeniu jest zawsze opatrzone pewną dozą ryzyka. Bogusław Łabędzki mówi wprost, że w takich przypadkach najważniejszy jest zdrowy rozsądek i obserwowanie wskazań termometru. Po jednym dniu nawet największego mrozu nie ma mowy o wejściu na lód. – Naprawdę bezpiecznie jest tam, gdzie jest po prostu płytko. Warto pamiętać, że w każdym stawie są miejsca, gdzie woda jest nieco cieplejsza, i tam na pewno lód będzie cieńszy – mówi Bogusław Łabędzki. Rybniccy strażacy mają co prawda specjalne sanie lodowe do ratowania osób, pod którymi załamał się lód, ale trudno z tego powodu podejmować zbyt duże ryzyko.

Komentarze

Dodaj komentarz