Policjanci zdążyli

Wszystko działo się 14 kwietnia, kilka minut po godz. 8. Negocjacji z desperatem podjął się jeden z policjantów. Przekonał go, by podszedł do drzwi wejściowych. Gdy ten posłuchał, mundurowi weszli do środka. Niedoszły samobójca trafił do szpitala psychiatrycznego w Rybniku.
Druga próba miała miejsce w Rybniku. Pewna 20-latka z Chwałowic chciała rzucić się z wiaduktu kolejowego na ul. Żorskiej. Do komendy zadzwonił zdenerwowany ojciec dziewczyny i powiedział, że właśnie znalazł list pożegnalny swojej córki. Uprzedził stróżów prawa, że już kilkakrotnie usiłowała targnąć się na swoje życie. Kilka minut później do komendy zadzwonił anonimowy kierowca, który, przejeżdżając ul. Żorską, zauważył na wiadukcie dziwnie zachowująca się młodą kobietę. Dyżurny od razu skierował tam krążące po mieście patrole. Pierwsi na miejsce dotarli doświadczeni sierżanci z referatu patrolowo-interwencyjnego Zbigniew Woźnica i Damian Słowiak. Okazało się, że chodzi o tę samą osobę, o której mówił ojciec. Mundurowi zastali dziewczynę siedzącą już na barierce wiaduktu, tyłem do ulicy. Przez kilkadziesiąt sekund namawiali ją do zejścia z barierki.
Gdy jednak dziewczyna zaczęła niebezpiecznie pochylać się do przodu, Zbigniew Woźnica przeskoczył przez barierkę oddzielającą chodnik od jezdni, złapał dziewczynę w pół i ściągnął na ziemię. Na miejsce wezwano karetkę pogotowia. Lekarz zdecydował o przewiezieniu desperatki na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Jak się okazało, 20-latka już od dłuższego czasu leczyła się z depresji. Słowa uznania należą się nie tylko policjantom, ale i kierowcy. Gdyby nie jego telefon, cała ta historia mogła mieć zupełnie inny finał. Policjanci przecież nie wiedzieliby, gdzie ma rozegrać się tragedia.

Komentarze

Dodaj komentarz