Chronić język przed degradacją

– Czym cechuje się język urzędowy?
– Język urzędowy występuje przede wszystkim w wersji pisanej i bardzo różni się od naszego naturalnego języka. Urzędnik reprezentujący jakąś instytucję upomina nas, coś nam wyjaśnia, zarządza, oświadcza... Najczęściej robi to w sposób skonwencjonalizowany, „odczłowieczony”. Autorzy komunikatów urzędowych posługują się szablonami językowymi, gotowymi formułami, konstrukcjami bezosobowymi (np. uprasza się o coś). Osoba podlegająca przepisom traktowana jest jako anonimowy członek społeczności. Nagle stajemy się: „osobą fizyczną”, „najemcą lokalu”, „poszkodowanym”, „podmiotem gospodarczym. Nie koniec na tym. Używa się wobec nas kategorycznych sformułowań, a więc „jesteśmy zobowiązani”, „możemy być obciążeni należnością”. Jest to więc język schematyczny, pozbawiony emocji, indywidualnych cech nadawcy oraz łagodnych form grzecznościowych.

– Dlaczego tak trudno zrozumieć zwykłym ludziom to, co napisał do nich urzędnik?
Przyczyn jest wiele. Natury tego stylu nie zmienimy. Jest to bowiem język sztuczny, a więc obcy naszym przyzwyczajeniom językowym. Najczęściej popełniane przez urzędników błędy to nadużywanie wyrażeń i zwrotów napuszonych, uroczystych, formalnych. Oto najbanalniejsze przykłady: kupujemy nie domy, tylko „budynki mieszkalne”, nie jemy, tylko „spożywamy”.
Urzędnicy unikają sformułowań prostych, zapominając czasami, że prostota i jasność to podstawowe cechy każdego dobrego stylu. Używają tautologii, a więc mamy się zgłosić „w miesiącu maju”, „w mieście Krakowie”, „w dniu 1 maja”, zamiast 1 maja, w Krakowie, 1 maja. Szerzą błędy językowe typu „zabezpieczyć środki finansowe” zamiast „zapewnić”, mnożą też nieudane neologizmy. Plagą jest nieodmienianie nazwisk!

– Które sformułowania języka urzędowego uważa pani za najbardziej szkodliwe dla polszczyzny?
– Wszystkie niepoprawne wyrażenia i zwroty. Ponadto zdania niejasne, niejednoznaczne, skróty myślowe, potoki słowne. Patos i sztuczność, połączone ze stylistycznym niedołęstwem – jak kiedyś powiedział prof. Jan Miodek.

– Czy Rada Języka Polskiego monitoruje język urzędowy i próbuje w jakiś sposób wpłynąć na jego formę?
– Zadaniem Rady Języka Polskiego jest upowszechnianie wiedzy o języku, rozstrzyganie wątpliwości oraz wyrażanie opinii o formach językowych. W skład rady wchodzi chociażby Komisja Języka Prawnego. Rada wydaje publikacje poprawnościowe, również te odnoszące się do stylu urzędowego.

– Czy RJP może ukarać urzędnika za wystosowanie do obywatela pisma pełnego niezrozumiałych dla niego terminów?
– Nie słyszałam o takich przypadkach. Rada może i powinna chronić język przed degradacją. Interweniowała np. w sprawie nazwy gdańskiego lotniska, które podobno miało nazywać się Lech Walesa Airport. Powołam się jeszcze raz na autorytet językowy prof. Jana Miodka: „Oszczędność w operowaniu słowami – przy ich maksymalnej kondensacji treściowej – to stylistyczny ideał, o którym zawsze warto pamiętać”. Powinni o tym pamiętać zwłaszcza urzędnicy. Zwracają się bowiem i do profesora, i do ekspedientki, i do górnika. Urzędowe pismo powinno być tak napisane, by jego treść zrozumiały wszystkie trzy wymienione osoby.

Komentarze

Dodaj komentarz