W sklepach na ulicy Sobieskiego w Rybniku nie narzekają na brak klientów
W sklepach na ulicy Sobieskiego w Rybniku nie narzekają na brak klientów

W rybnickim cechu mówią, że nie odczuwa się skutków recesji. – Moglibyśmy o niej mówić, gdyby spadła liczba klientów. Tymczasem utrzymuje się ona na stałym poziomie, a niektóre firmy notują wzrost obrotów – zapewnia Wojciech Pfeifer, starszy Cechu Rzemiosł oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Rybniku.
Podobnie wypowiadają się przedstawiciele firm z Wodzisławia, Żor i Czerwionki-Leszczyn. W dobrej kondycji są przedsiębiorstwa budowlane, których szefowie nie narzekają na brak zleceń. Wciąż nieźle ma się branża spożywcza. Co ciekawe, spory ruch jest również w księgarniach, a przecież konsumenci w pierwszej kolejności rezygnują z tak ekskluzywnych zakupów jak książki. O ile w skali kraju ich sprzedaż spadła o ok. 18 procent, to np. rybnicka Sowa zanotowała niewielki wzrost. – Kryzys bardziej widać w telewizyjnych „Wiadomościach” niż na ulicy i w sklepach – przekonuje Dariusz Biel, właściciel sieci księgarni Sowa.
Zdaniem Wojciecha Pfeifera recesja w naszym regionie objawia się bardziej w sferze psychologicznej niż w biznesowej. Przedsiębiorcy są po prostu ostrożniejsi, uważają, żeby nie przeinwestować. Nie biorą tylu kredytów, zresztą banki ograniczyły ich dostępność. – Na braki zleceń nie narzekają firmy, które zainwestowały w nowe technologie w związku z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Dzięki temu poprawiły jakość produkcji lub usług. One trzymają się na rynku. W nieco gorszej sytuacji są ci przedsiębiorcy, którzy rozpoczęli działalność w ubiegłym roku. Trudno jednak powiedzieć, z czego to wynika. Dla każdej firmy decydujące są pierwsze dwa lata, nawet wtedy, gdy gospodarka ma się świetnie – podkreśla starszy cechu.
Natalia Dudek, współwłaścicielka hurtowni gastronomicznej Mr Hamburger w Wodzisławiu, mówi, że dostarcza do fast foodów tyle samo produktów, co przed recesją. Kryzysu nie dostrzega pracownica hurtowni spożywczej w Czerwionce-Leszczynach. Optymistą jest również Tomasz Krakowczyk, dyrektor żorskiej firmy Klimosz. – Zanotowaliśmy 20-procentowy wzrost sprzedaży kotłów i materiałów instalacyjnych. Natomiast mniejsze zainteresowanie wzbudzają artykuły luksusowe np. drogie baterie łazienkowe, kabiny z hydromasażem, bo też wykąpać można się w tańszej zwykłej wannie, oraz urządzenia klimatyzacyjne – wymienia.
Niektórzy handlowcy nie radzą sobie jednak z recesją. – Mam o jedną czwartą klientów mniej. Ich liczba zaczęła spadać z początkiem roku. Jest coraz gorzej, towar nie schodzi z półek. W tej sytuacji chyba zawieszę działalność i będę żyła z pensji męża – opowiada rozgoryczona właścicielka sklepiku z odzieżą i obuwiem w żorskim osiedlu 700-lecia. Coraz rzadziej zaglądają tu stali klienci. Są to głównie emeryci, którzy nie pracowali w kopalniach. Ich niewielkie emerytury zjada rosnąca inflacja. Właściciel osiedlowego sklepu spożywczego w Żorach mówi, że jakoś sobie radzi. Niemniej w ostatnim czasie nieco spadły mu obroty.



Joanna Majer-Skorupa, zastępca rzecznika ING Bank Śląski, przyznaje, że polski sektor finansowy odczuł światowe zawirowania, ale sytuacja zaczyna się stabilizować. – W branży bankowej gwałtowne zmiany nie są wskazane. Dlatego realizujemy długoterminową strategię, ale wyciągamy wnioski z kryzysu, ograniczając koszty, głównie rzeczowe. Rezygnujemy więc np. z niektórych imprez, podróży zagranicznych, szkoleń, tniemy wydatki marketingowe. Chroniąc miejsca pracy, nie zwiększamy zatrudnienia. Nie obniżamy pensji, ale nie będzie też podwyżek. Zarząd wystąpił do rady nadzorczej o nieprzyznawanie jego członkom premii za ubiegły rok – wylicza pani rzecznik. (IrS) Sondy

Marzena Redlecka-Maczuga z Żor: – Mocno odczuwam skutki kryzysu gospodarczego. Ciągle przecież wszystko drożeje, rosną opłaty za media, a zarobki stoją w miejscu. To nie mieści się w głowie. Na artykuły pierwszej potrzeby trzeba dziś wydać dwa razy tyle, co rok temu. (IrS)

Michalina Wodok ze Szczejkowic: – Skutki kryzysu widzę na co dzień, bo pracuję w sklepie spożywczym. Od kilku miesięcy ludzie kupują znacznie mniej i raczej tańsze artykuły. Ja jakoś sobie radzę, ale już nie będzie mnie stać na rodzinny wyjazd na wakacje. (IrS)

Komentarze

Dodaj komentarz