W Orłowcu znowu zawrzało


W spółdzielni tłumaczą, że zobowiązanie istniało i trudno je uznać za niebyłe. To stanowisko podzielił zresztą sąd. Orłowiec chce wystąpić o umorzenie 51 mln zł długu, który wisi nad nią od połowy lat 90. Jeśli ministerstwo przychyli się do jej prośby, musi zapłacić podatek od umorzenia w kwocie około 10 mln zł. Resort może zresztą doliczyć odsetki, a wtedy podatek wzrośnie o jakieś 5 mln zł. Tak mówi wiceprezes Iwona Zganiacz, dodając, że spółdzielnia z założenia nie ma przychodów. Stąd właśnie pojawiły się ankiety.
Zaznaczono w nich, że ludzie mieliby zapłacić od 50 do 76 zł za metr kw. Mieszkańcy już wyliczyli, że rozpiętość opłat sięga od 2,7 tys. zł do 4 tys. zł. – Czy ten dług będzie się za nami ciągnął już do końca życia? – pytają. Wielu stwierdziło, że ankiet nie wypełni. Tak postanowiła m.in. Zofia Maciończyk, która w Orłowcu mieszka od 30 lat. Chciała wykupić swoje M. Zrezygnowała, kiedy okazało się, że musiałaby zapłacić 7,5 tys. zł. Teraz przyszłoby dołożyć ponad 4 tys. zł tytułem podatku od umorzenia.
– Nie stać mnie na to – oznajmia. To samo mówią inni. Nie potrafią zrozumieć, dlaczego spółdzielnia po siedmiu latach występuje o umorzenie długu, którego, jak orzekły trzy ministerstwa, nie ma i nie można go ściągnąć. Według mieszkańców zarząd robi wszystko, żeby zaostrzyć i tak już napiętą sytuację.



Jutro będą znane wyniki wyborów do rady nadzorczej. Jednak już wiadomo, że jej skład bardzo się zmienił. W gremium zasiądzie większość kandydatów grupy inicjatywnej powołanej przez lokatorów. Kiedy nowa rada się ukonstytuuje, okaże się, czy zapadnie decyzja o odwołaniu obecnego zarządu. O takie zmiany zabiegali ci lokatorzy, którym zarząd nie chce sprzedać lokali za przysłowiową złotówkę. (MS)

Komentarze

Dodaj komentarz