Ta odzież na pewno nie przyda się już nikomu. Zdjęcie: Wacław Troszka
Ta odzież na pewno nie przyda się już nikomu. Zdjęcie: Wacław Troszka


– Nieraz widziałam, jak z przeładowanych kontenerów bezdomni wygrzebywali ciuchy, próbując zdemontować cały mechanizm pojemnika. Potem te rzeczy walały się po ziemi, bo ci ludzie nie znaleźli nic, co by im odpowiadało – opowiada pani Irena Kostrzewa, mieszkanka osiedla Nowiny w Rybniku. – Zdarza mi się dawać do kontenerów ubrania, które nie są zniszczone, ale ja wiem, że już ich nie założę. Szkoda wyrzucać je na śmietnik, bo moją się jeszcze komuś przydać. Dlatego denerwuje mnie, gdy później mokną na deszczu albo poniewierają się porozrzucane obok pojemnika – wyjaśnia Jadwiga Rduch, mieszkanka Radlina.

Błędne myślenie
Jeszcze do końca lipca 2008 roku na wspomnianych kontenerach były logo i nazwa Polskiego Czerwonego Krzyża. Swego czasu pojawiały się także głosy oburzenia, że odzież wrzucana do kontenerów tak naprawdę trafia nie do ubogich, tylko na półki lumpeksów. Okazuje się, że od samego początku właścicielem kontenerów jest firma Wtórpol, zajmująca się recyklingiem odzieży, czyli jej pozyskiwaniem i przetwarzaniem, i to zarówno w kraju, jak i na świecie. Tak mówi jej rzecznik Jan Maćkowiak. Przedsiębiorstwo przez 10 lat współpracowało z PCK, który odpłatnie użyczał mu logo i nazwy, a ono w zamian oddawało najlepszą odzież, którą później PCK rozdawał ubogim. Resztę zagospodarowywał Wtórpol.
– Ludzie jednak błędnie rozumieli naszą działalność, dlatego pojawiały się nieporozumienia. Z drugiej strony wpadliśmy w przejściowe kłopoty finansowe, w efekcie nie było nas stać na płacenie PCK za użyczenie logo i nazwy. Prosiliśmy o zwolnienie z opłaty, chcąc nadal współpracować, ale PCK nie wyraził zgody, więc trzeba było rozwiązać umowę. Prawda jest taka, że rocznie na terenie Polski zbieramy 30 tys. ton odzieży używanej, z czego 99 proc. jest ponownie wykorzystane. Część trafia na eksport do krajów Afryki lub Azji, część jest przetwarzana jest na materiały służące do czyszczenia lub półprodukty wysyłane do Indii, a z resztek powstaje wysokokaloryczne paliwo do cementowni – wylicza rzecznik.

Czyja sprawka
Jak dodaje, najważniejsze jest to, że dzięki firmie 30 tys. ton ciuchów nie trafia na wysypiska. Niestety przedsiębiorstwo spotyka się z aktami wandalizmu. Kontenery są demolowane, a nawet podpalane. – Mimo że często udaje się złapać sprawców, nigdy nie udało nam się uzyskać odszkodowania, bo z reguły są to ludzie biedni – informuje Jan Maćkowiak. W firmie podejrzewają, że winni przeładowania kontenerów są właściciele lumpeksów. W ten sposób mogą bowiem pozbywać się odzieży, której nie potrafią sprzedać, a tym samym nie muszą płacić za wywóz śmieci, bo stara odzież jest przecież odpadem. – Trudno inaczej wytłumaczyć to, że jednego dnia kosze są puste, a następnego wszystko się z nich wysypuje – podsumowuje rzecznik.



Na terenie kraju znajduje się ok. 15,5 tys. koszy Wtórpolu – to te z nunerem tel. do firmy. Opróżniane są w zależności od terenu i zapotrzebowania przynajmniej dwa razy w miesiącu. Stoją także kontenery należące do innych przedsiębiorstw lub fundacji, jednak jest ich znacznie mniej. Bożena Nowak, specjalista ds. administracyjno-gospodarczych Śląskiego Zarządu Okręgowego PCK w Katowicach informuje, że w czasach współpracy z Wtórpolem do noszenia nadawało się jedynie ok. 40 proc. odzieży wrzucanej do pojemników. – Mimo rozwiązania umowy są tacy, którzy pamiętają, że stały kosze z naszym znakiem. Nadal więc przychodzą do nas i oddają niepotrzebną odzież dla biednych – dodaje. (Mary)

Komentarze

Dodaj komentarz