Sprzątać po psie!

Prezydent Raciborza Mirosław Lenk polecił strażnikom miejskim surowo karać właścicieli psów, którzy nie sprzątają zieleńców po swoich pupilach. Jeszcze kilka miesięcy temu podkreślał, że trzeba pouczać i tłumaczyć, bo ludzie muszą się przyzwyczaić do pewnych zachowań. Dziś twierdzi, że okres – jak sam to kiedyś określił – polityki miłości minął i czas przejść do sankcji.
O prezydenckim poleceniu dowiedzieliśmy się od samych stróżów porządku. Gospodarz ratusza nie chce sprawy komentować, odsyłając nas do mu urzędników. – To zbyt błahy temat, bym się nim zajmował – ucina krótko, choć problem powraca jak bumerang każdej wiosny, kiedy tylko zejdą śniegi. Jak wyjaśnia Anita Tyszkiewicz-Zimałka, rzecznik prasowa magistratu, choć od kilku lat w Raciborzu jest obowiązek sprzątania po czworonogach, to prezydent ostrożnie podchodził do tematu. W mieście po prostu brakowało instrumentów do egzekwowania przepisu.
– Na początku tego roku na jednym z osiedli oddaliśmy do użytku pierwszą psią toaletę. U zbiegu ulic Ocickiej i Żorskiej ogrodziliśmy spory teren, gdzie można wyprowadzać pieski. W maju w parkach zainstalowaliśmy dyspensery z torebkami do zbierania odchodów – wymienia Anita Tyszkiewicz-Zimałka. Inwestycje kosztowały prawie 26 tys. zł! – Ale właściciele czworonogów zdają się ich nie zauważać. Stąd decyzja o karaniu tych osób, które nie sprzątają po swoich pupilach – dodaje pani rzecznik. Strażnicy miejscy wlepili pierwszy mandat za nie sprzątanie po piesku. Dostał go właściciel kundelka.
– Spacerował z pieskiem po parku im. Miasta Roth. Zwierzak załatwił się tuż obok dyspensera z torebkami do zbierania odchodów. Mimo to jego pan nawet nie sięgnął po torebkę. Dostał 50 zł mandatu – informuje Andrzej Migus, komendant straży miejskiej. Jak dodaje, kara za niesprzątanie po pupilu może wynieść od 20 do 500 zł, a kwota uzależniona jest od sytuacji. – Nie będziemy pobłażali wtedy, gdy na wyciągnięcie ręki jest dyspenser – zapowiada Andrzej Migus. W nieco podobnym kierunku poszły Żory, gdzie problem jest równie dotkliwy. Do końca wakacji na terenie miasta stanie 50 specjalnych koszy na psie kupy. Kosztowały niemal 18,5 tys. zł.
Jeden już można zobaczyć w magistracie, gdzie pełni funkcję demonstracyjną, a nie użytkową. Skąd pomysł sprowadzenia pojemników? – W maju konsultowaliśmy się z radami dzielnic, przedstawicielami spółdzielni mieszkaniowych i wspólnot w sprawie zakupienia takich właśnie pojemników. Wszyscy byli za. W rezultacie powstała mapa z 50 strategicznymi punktami, w których pojawią się kosze – mówi Dorota Marzęda, magistracka rzecznik. Miasto nie zafunduje właścicielom psów łopatek i woreczków, gdyż to wiązałoby się z podniesieniem opłaty za zwierzaki. Trzeba będzie kupić je samemu. Foliowy woreczek kosztuje ok. 10 groszy.



Problem psich kup występuje wszędzie. Jak dotąd, chyba żadnemu miastu nie udało się z nim uporać, bo ściganie właścicieli czworonogów to niezwykle trudna sprawa. – Wielu odwraca się przecież na widok funkcjonariuszy w mundurach i rusza w drugą stronę jakby nigdy nic. Są też takie przypadki, że pan nagle zaczyna ciągnąć biedne stworzenie na smyczy, żeby ono czasem nie załatwiło się wtedy, gdy obok są strażnicy. A przecież nie będziemy spacerowali za wszystkimi czworonogami w mieście i czekali, aż się załatwią – stwierdza komendant Andrzej Migus. (Amis)

Komentarze

Dodaj komentarz