Podróżni odetchnęli, gdy OPS odstawił mężczyznę do schroniska w Raciborzu. Zdjęcie: Dominik Gajda
Podróżni odetchnęli, gdy OPS odstawił mężczyznę do schroniska w Raciborzu. Zdjęcie: Dominik Gajda

Czytelniczka napisała do nas oburzona zarówno tym incydentem, jak i brakiem reakcji władz na pomieszkiwania mężczyzny w miejscu publicznym. – Smród, jaki panuje w miejscu, gdzie przebywa ten człowiek, jest nie do opisania. Podróżni muszą stać parę metrów od przystanku, bo nie da się wytrzymać. Ten mężczyzna potrzeby fizjologiczne załatwia na miejscu nawet nie wstając z ławki, czego sama byłam świadkiem. A jego ciągle poraniona twarz nieustannie krwawi – opowiada Czytelniczka.
Na odrażające widoki nieraz narażone były także dzieci, bo przystanek mieści się tuż przy głównej ulicy. A kiedy swego czasu pani Irena wracała z pracy i zobaczyła, jak dwóch strażników śmieje się z mężczyzny, pożałowała, że nikt nie nagrał tego incydentu telefonem komórkowym. – Rozumiem, że panowie się go brzydzą. Samo bliższe podejście jest torturą. Jednak wybrali taki, a nie inny zawód. Wcześniej przyjeżdżali tylko po to, by sprawdzić, czy żyje. Najczęściej wtedy, gdy leżał nieruchomo w nienaturalnej pozycji – podkreśla Czytelniczka. Krystyna Kryszewska, dyrektorka radlińskiego ośrodka pomocy społecznej, stwierdziła, że mężczyzna jest dobrze znany pracownikom socjalnym i niestety nie wykazuje zainteresowania zmianą swojej sytuacji.
– Nie przyjmuje naszej pomocy, a my nie możemy nikogo do niczego zmusić. Swego czasu umieściliśmy tego pana w mieszkaniu, do którego kierowaliśmy bezdomnych, ale nie zagrzał tam miejsca – tłumaczy dyrektorka. Jak dodaje, na początku września trafił do szpitala, być może po pobiciu, ale zaraz uciekł. – Tydzień po ucieczce na przystanku interweniowali pracownik socjalny i strażnicy. Ostatecznie skierowaliśmy tego pana do schroniska w Raciborzu, gdzie ma przebywać do końca tego roku. Ma tam zagwarantowane wyżywienie, nocleg i opiekę medyczną. W tym czasie sprawdzimy, czy będzie miał prawo powrotu do mieszkania, w którym przebywał, albo czy będzie można umieścić go w jakiejś placówce – wyjaśnia dyrektorka. Andrzej Porębski, komendant straży miejskiej, też mówi, że funkcjonariusze nie są w stanie nikogo do niczego zmusić. Siedzenie na ławce nie jest zresztą zabronione, podobnie jak nocowanie poza domem. Wspomniany mężczyzna nie był bezdomny, tylko nie chciał przebywać w przydzielonym mu mieszkaniu. – Cierpi na chorobę alkoholową i często upijał się do nieprzytomności. Strażnicy nieraz i po 10 razy dziennie podejmowali interwencje w jego sprawie, ale on nie chciał naszej pomocy. W szpitalu po kolejnym incydencie odmówiono nam na piśmie jego przyjęcia, a do domu wracać nie miał zamiaru. Człowiek po jakimś czasie, po tylu interwencjach niestety przestaje już być wyczulony. Nie chcę jednak komentować osobistych wrażeń autorki listu – wyjaśnia komendant.
Jak dodaje, mężczyzna dobrze znany był także lokalnej społeczności. – Nazwano go nawet maskotką Marcela i nieraz kazano strażnikom zostawić w spokoju. Ludzie częstowali go papierosami, czasem dawali coś do zjedzenia. Niejednokrotnie podejmowaliśmy czynności prawne, ale niestety nic więcej nie możemy zrobić – podsumowuje komendant straży miejskiej.

Komentarze

Dodaj komentarz