W czerwcu oba domy odcięto od centrum dzielnicy, gdyż ruszyła budowa wiaduktu nad autostradą. Trzeba było rozkopać ulicę Boguszowicką, którą od zawsze jeździli do kościoła, szkół i urzędów.
– Teraz do Żor musimy jeździć okrężną drogą przez Boguszowice, Kłokocin i Gotartowice – mówi pani Helena Kania. Paradoksalnie do centrum swojej dzielnicy mają jeszcze dalej. Trasa prowadzi bowiem przez Boguszowice, Jankowice i Świerklany. Tym sposobem nadrabiają kilkanaście kilometrów. Dla starszych, schorowanych Kaniów i Rugorów to droga przez mękę.
Bieg z przeszkodami
W trudnej sytuacji znaleźli się także młodzi Dziwokowie. Rodzice musieli przepisać swoją 10-letnią córkę Aleksandrę ze szkoły w Roju do Boguszowic. Ich 18-letni syn Karol pokonuje naszpikowaną przeszkodami trasę do technikum gastronomicznego w Żorach. Najpierw biegnie skarpą wzdłuż autostrady. Potem forsuje nieckę. Zapada się w piachu, to znów grzęźnie w błocie. Następnie wspina się na drugą skarpę i przechodzi przez tory kolejowe. Wreszcie trafia na utwardzoną drogę, którą w towarzystwie załadowanych ziemią ciężarówek dociera na przystanek autobusowy w osiedlu Gwarków. Tam łapie autobus do centrum.
Rojanie mieszkający na południe od autostrady mają również problem, ale z dojazdem w drugą stronę, o czym mówi Andrzej Ćwięczek. Część osób pracuje w kopalni Jankowice oraz mniejszych firmach w Boguszowicach. Z powodu zamknięcia ulicy Boguszowickiej muszą pokonać znacznie dłuższą drogę przez Świerklany i Jankowice. Dorota Marzyńska, rzecznik oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Katowicach, informuje, że wiadukt w ciągu ulicy Boguszowickiej zostanie oddany we wrześniu przyszłego roku. O poślizgu zdecydowały trudne warunki terenowe. Trzeba było wykopać w tym miejscu głęboką nieckę, a przyszły wiadukt będzie posadowiony na wzmocnionych palach.
Huk i chmura pyłu
W lipcu pojawił się kolejny problem. Ruszyła budowa obwodnicy północnej (żorskiego fragmentu szosy regionalnej Racibórz-Pszczyna), której inwestorem jest miasto. Roboty przy autostradzie i obwiedni prowadzi ta sama firma – niemiecki Strabag.
– W pewnej chwili usłyszałem straszny huk i zobaczyłem chmurę pyłu. Na mój teren weszli drogowcy, bez uprzedniego powiadamiania. Niszczonego majątku nie oszacował rzeczoznawca. Jedynie pracownik urzędu miasta robił zdjęcia. Wcześniej działkę podzielono na trzy części. Środkową zajęła firma budująca drogę. Nam pozostawiono dom z fragmentem ogrodu i 12 arów ziemi ze słupem wysokiego napięcia. Magistrat nie zamierza wykupić tego skrawka gruntu – skarży się Andrzej Klimek, który dwa lata temu zdobył pierwsze miejsce w miejskim konkursie na najpiękniejszy ogród.
Pilarze wycięli setkę drzew owocowych i ozdobnych. – Zdążyłem jeszcze zinwentaryzować niszczony dobytek – stwierdza pan Andrzej. Podobnie zrobili jego sąsiedzi. Jeden z nich stracił pieczołowicie pielęgnowany las. Wykazy unicestwionych drzew, krzewów, obiektów małej architektury i rowów melioracyjnych złożyli w magistracie.
Mieszkańcom nikt dotąd nie zapłacił złamanego grosza za przejęty grunt i zdewastowaną roślinność. – Moim zdaniem mamy do czynienia z bezprawiem – kwituje Andrzej Klimek. Podobnie uważa Ewa Zielonka, właścicielka domu po drugiej stronie obwiedni. – Długo nie mogłam przywyknąć do hałasu, kurzu i wibracji. Zabrano nam fragment drogi dojazdowej. Wykonawca zapewnił jednak, że wytyczy dla nas inną drogę – opowiada z nadzieją w głosie.
Na ostatniej sesji rady miasta wiceprezydent Daniel Wawrzyczek tłumaczył, że Strabag zajął prywatne grunty na mocy tzw. spec ustawy, gdyż dwie osoby zaskarżyły przebieg obwodnicy do ministerstwa infrastruktury, co przeciągałoby początek budowy drogi. Tymczasem miasto otrzymało pieniądze na realizację inwestycji i od stycznia procedura nabrała tempa.
Prezydent Waldemar Socha zapewnił, że przed wejściem firmy w teren sfotografowano każdą roślinę na wspomnianych posesjach. Dzięki zgromadzonym materiałom powstaną operaty szacunkowe. Nie udało się ich wykonać wcześniej, gdyż rozstrzygnięto przetarg i niedługo potem firma przystąpiła do pracy.
– Właściciele gruntów, które objęto spec ustawą, dostaną odszkodowania na mocy decyzji wojewody. To on ustali termin i wysokość wypłaty. Ludzie otrzymają pieniądze w ciągu miesiąca od uprawomocnienia się decyzji wojewody – uściśla Dorota Marzęda, magistracki rzecznik. Renata Kostiw-Rydzek z biura prasowego wojewody, dodaje, iż rzecz nieco skomplikowało wspomniane odwołanie do ministerstwa infrastruktury. Stąd wojewoda będzie mógł działać dopiero po rozstrzygnięciu skargi w ministerstwie. Zajęte działki odwiedzi rzeczoznawca, który w każdym indywidualnym przypadku określi wielkość odszkodowania. Pieniądze wypłaci urząd miasta. (IrS)
Komentarze