Przez most znów można przejechać i po minucie jesteśmy na bogumińskim rynku / Dominik Gajda
Przez most znów można przejechać i po minucie jesteśmy na bogumińskim rynku / Dominik Gajda

Stara część czeskiego Bogumina przypomina miasteczko Chłodnica Górska ze świetnego filmu animowanego „Auta”. Miasteczko, leżące przy słynnej drodze numer 66 w Stanach Zjednoczonych, podupadło, bo ominęła je autostrada. Geneza degrengolady Starego Bogumina jest inna – miasteczko dobiło oddalenie od linii kolejowej i gwałtowny rozwój przemysłowy nowej części miasta.
Stary Bogumin ma jednak odzyskać dawny blask. Pomóc ma liczący 110 lat most graniczny, który znów, po latach, został otwarty dla ruchu drogowego. Czesi mają nadzieję, że teraz do Starego Bogumina będzie przyjeżdżało więcej Polaków. Na kawę, dobre lody albo obiad.

Polaków wymiotło
Rynek Starego Bogumina jest szary i smutny. Na ławce pod pomnikiem upamiętniającym żołnierzy, którzy zginęli w czasie wojen, siedzi tylko kloszard. To jedyny bezdomny z tej części miasta. Postać tragiczna. Miejscowi mówią, że był architektem. Nakrył swoją żonę z innym mężczyzną. Zastrzelił niewierną, potem, w więzieniu, zwariował. Dzisiaj przesiaduje na starym rynku i przegania dzieciaki, które pytają go o to morderstwo.
Na parterze Domu Narodowego, niegdyś wytwornego, miejskiego hotelu z początków XX wieku, handlują Wietnamczycy. Ta secesyjna perełka sypie się. Podobnie jak inne, stare budynki, niegdyś zamieszkane przez bogatych kupców. Trzyma się jedynie kościół parafialny Narodzin Panny Marii. Po koronacji obrazu Panny Marii Różańcowej – Starobogumińskiej, której dokonał biskup ostrawsko-opawski w 2004 roku, kościół odzyskał status miejsca pielgrzymek. Dwie pozłacane korony Panny Marii Różańcowej, które są w świątyni, poświęcił na Placu św. Piotra w Watykanie Jan Paweł II.
Polaków ze Starego Bogumina wymiotło. Zniknęli, kiedy ceny alkoholi w Polsce i w Czechach zaczęły się wyrównywać. A jeśli już zaglądają do Bogumina, to do nowej części, gdzie są nowocześniejsze sklepy i restauracja prowadzona przez Greków.
Siadamy w Annabell Lee Cafee, jedynym tutaj lokalu. Na kawę zaprasza nas Kamila Smigowa, miejska radna z Bogumina, szefowa komisji kultury. Jest wczesne popołudnie, w środku siedzą tylko Czesi. W kąciku dla dzieci wózek ze śpiącym niemowlakiem. – To dziennikarze z Polski. Dobre espresso i kawałek ciasta! – mówi do zaprzyjaźnionej kelnerki.
Mimo że za dwie godziny w Salonie Maryska, który prowadzi w nowej części miasta, otwiera wystawę fotografii niepełnosprawnych dzieci, siedzi z nami i snuje wizję rewitalizacji Starego Bogumina.
– Miasto Bogumin odkupiło już Dom Narodowy, który był w rękach prywatnego właściciela. On nie miał pieniędzy na właściwe utrzymanie tego wspaniałego zabytku. Miasto ma już dokumentację na remont, teraz szuka unijnego programu, z którego można sfinansować taką inwestycję. Mamy również dokumentację na ratowanie innych zabytkowych budynków – opowiada. Zaznacza, że na unii miejscowi znają się jak mało kto. Od 1742 roku ziemia bogumińska była przecież podzielona na część austriacką i pruską. – I kąpiąc się w rzece, jedną nogę miało się w Prusach, drugą w Austrii – śmieje się nasza przewodniczka.
Ale wróćmy do rewitalizacji. Na rogu rynku wybudowano niedawno dwie kamienice, nawiązujące stylem do starej zabudowy. Na piętrach urządzono mieszkania. – Piękne, przestrzenne, byłam zobaczyć – zapewnia Kamila Smigowa. Parter jest do wynajęcia. Na działalność usługową, może właśnie na kawiarnie, restauracje. Na razie jest pusto. Wolne lokale chętnie zagospodarowaliby Wietnamczycy, ale Czesi czekają na lepszych kontrahentów.

Jak Feniks z popiołów
– Tłumaczę mieszkańcom, że Stary Bogumin jeszcze się odrodzi, tak jak Feniks z popiołów. Wbijam im do głowy, że mają być dumni z miejsca, w którym mieszkają, że pogranicze jest szczególne – mówi z zapałem Kamila Smigowa.
Kilka lat temu udało jej się zrobić rzecz niezwykłą – zaprosiła mieszkańców na kolację na starym mieście. Ludzie przynieśli stoły, krzesła, jedzenie. Były długie rozmowy, ktoś zagrał na gitarze, ktoś inny zaśpiewał.
Potem, już po Schengen, szefowa komisji kultury wynajęła czeską część... przejścia granicznego! Organizowała spotkania, występy artystyczne. – To było dla nas wszystkich coś naprawdę niezwykłego. Bo przecież ta granica przez całe lata kojarzyła się i Polakom, i Czechom z kontrolami, rewizjami, ze strachem – stwierdza Smigowa.
Bariera ostatecznie runęła chyba właśnie w czasie uroczystego otwarcia mostu, po którym znów można dostać się na drugą stronę samochodem. Przygotowano happening. Najpierw przejechała bryczka, za nią zabytkowy, przedwojenny samochód. Potem szli ludzie. Polacy i Czesi. Łamali się chlebem.
Smigowa to bratanie uskutecznia od dawna. Chwali wójtów przygranicznych miejscowości, Leonarda Fulneczka z Krzyżanowic, Andrzeja Kondziołkę z Zebrzydowic. – Pan Leonard jest świetnym chórmistrzem, to naprawdę wysoka półka. A pan Andrzej to znakomity organizator – stwierdza.
Wybrała się do Zebrzydowic na wianki, była też na dożynkach. – Wy macie piękne tradycje, a u nas liczy się tylko przemysł – mówi z nutką żalu. Pojechała z koleżankami na kulinarny turniej gospodyń wiejskich do Polski. Czeszki oniemiały. Po powrocie do domów też zaczęły piec. I w tym roku już liczyły się w rywalizacji! Polacy zainspirowali pasjonatów z Bogumina do rekonstrukcji zapomnianego stroju ludowego z tej okolicy. Udało się. I już na uroczystości otwarcia mostu strój miał swój debiut.
– Na pewno tego typu imprezy zbliżają ludzi. Na przejściu granicznym organizujemy targi staroci, o których mówi się w całej Polsce. Pomagają również inwestycje drogowe. Właśnie oddaliśmy do użytku wyremontowaną drogę łączącą Rudyszwałd w gminie Krzyżanowice z czeską gminą Hat. Dostaliśmy na to pieniądze z unii – chwali polsko-czeskie projekty Gerard Kretek, zastępca wójta Krzyżanowic.
Do lamusa na szczęście odeszły czasy, kiedy jeden rolnik miał część pola po polskiej stronie, drugą po czeskiej. I żeby obrobić swoją własność po drugiej stronie granicy, musiał jechać kilkanaście kilometrów, na przejście. Tylko 50-latkowie z sentymentem wspominają dzieciństwo, kiedy mogli zobaczyć prawdziwą wojskową lornetkę któregoś z wopistów.



Trudna historia
Dzisiejszy Stary Bogumin powstał na terenie ówczesnego księstwa raciborskiego w 1256 roku. Gród został założony na lewym brzegu Odry (dzisiejsze Chałupki). Na prawym brzegu powstała wieś, późniejsze miasto (dziś Stary Bogumin). Władcy się zmieniali, najdłużej Bogumin należał do rodziny bankierów Henckel z Donnersmarct.
W 1742 roku doszło do podziału Bogumina. Lewobrzeżna część (gród i przedmieście) przypadły Prusom, a prawobrzeżne miasto zostało częścią habsburskiego Śląska. Most przez Odrę został zbudowany prawdopodobnie w XV wieku. Kiedy miasto zostało podzielone na część pruską i austriacką, przestał spełniać swoją rolę. Nikt go nie naprawiał, w końcu został zburzony. W 1838 roku była tutaj tylko przeprawa. Przy wytyczaniu linii kolejowej starobogumińscy mieszczanie przeciwstawili się jej budowie na ich terenie. Miasto stopniowo traciło znaczenie. Budowa drogi, rozwój przemysłu i transportu spowodowały, że w 1898 roku został położony kamień węgielny pod budowę mostu przez Odrę. Rok później został ukończony.
Most nie jest jedyną szansą Starego Bogumina. Otóż od Nowego Roku przejazd autostradą po czeskiej stronie będzie płatny. Oznacza to, że za dotarcie do Ostrawy autostradą będzie trzeba zapłacić. Kierowcy pewnie będą szukali alternatywnych dróg, na przykład przez Bogumin.

Komentarze

Dodaj komentarz