Kiedyś dzieci dostawały pod choinkę prezenty domowej roboty – twierdzi Marek Szołtysek / Dominik Gajda
Kiedyś dzieci dostawały pod choinkę prezenty domowej roboty – twierdzi Marek Szołtysek / Dominik Gajda

Prezenty pod choinką to, prócz wieczerzy i pasterki, jeden z ważniejszych elementów Wigilii. Słowo prezent przywędrowało do nas z zagranicy. Kiedyś na Śląsku podarków nie kupowano, ale wykonywano własnoręcznie. Marek Szołtysek, rybnicki publicysta, pamięta, że sam jeszcze dostawał robione na drutach swetry, czapki i szaliki. Pod choinką musiała jednak znaleźć się też jakaś zabawka, bo inaczej dziecko byłoby rozczarowane. Wcześniejsze pokolenia dostawały rzeczy, które nie powstałyby bez ojca, wujka czy dziadka, np. narty, wykonywane ze starej beczki na ogórki czy kapustę, bądź łyżwy, które powstawały z blachy, wyginanej w kształt litery c. Nie przykręcano ich do obuwia, a przytwierdzano do butów za pomocą pasków.

Zawsze Dzieciątko
– Dziewczynkom ofiarowywano domki dla lalek z dykty albo tektury. W Chorzowie spotkałem człowieka, którego dziadek sam skonstruował jego ojcu rower. W tamtych czasach mężczyźni majsterkowali po pracy w kopalni czy hucie. Zabawki w sklepach były bardzo drogie – opowiada Marek Szołtysek. – Na Śląsku w Wigilię prezenty zawsze przynosiło Dzieciątko, a nie Święty Mikołaj – dodaje pan Marek. Pierwsze sklepy z zabawkami w naszym regionie pojawiły się stosunkowo niedawno, bo dopiero w latach 20. i 30. ubiegłego wieku, a powstały w Raciborzu, Gliwicach i Cieszynie.
– Natomiast sklepy z samymi lalkami otworzyły podwoje już pod koniec XIX wieku. Tam zwykły Ślązak zaglądał jednak co najwyżej przez szybę, bo lalki dużo kosztowały. W latach 20. i 30. Ślązaka stać już było na kupienie zabawki. W Rybniku przy ulicy Korfantego, między rynkiem a pocztą, działał słynny sklep klinika lalek. W tym samym pomieszczeniu znajdowały się perukarnia i zakład fryzjerski. Oferowano tam lalki ze sztucznymi i naturalnymi włosami. Sklep prowadziła pani Gryjta z mężem Eddim, których nazywano rodzicami lalek. Przychodziły tam dzieci z całej okolicy – opowiada Marek Szołtysek.

Wymiar, nie wartość
Niestety, kolejne pokolenia coraz większą wagę przywiązują do wartości oraz przydatności prezentów, a nie do ich symbolicznego wymiaru. Badania wykazały, że droższe rzeczy kupują raczej mężczyźni. Natomiast panie wybierają prezenty użyteczne. Dzieci oczekują najnowszych modeli PlayStation, lalek Barbie i klocków Lego. Niektóre marzą o markowym telefonie komórkowym, a nawet komputerze i go otrzymują. Wygląda też na to, że chyba nic nie zdoła powstrzymać tego trendu. Z badań opinii publicznej wynika bowiem, że naszych wydatków na prezenty nie ograniczy nawet spowolnienie gospodarcze.
Według np. firmy doradczej Deloitte aż 61 procent Polaków deklaruje, że wyda na święta tyle samo lub więcej niż w zeszłym roku! Przeciętna rodzina wyłoży 1500 zł, z czego blisko połowę pochłoną prezenty. Najczęściej wręczanym podarunkiem będą perfumy kosmetyki, a najpopularniejszym miejscem zakupów są hipermarkety (53 procent konsumentów) i centra handlowe (50 procent).

Kto liczy
Kryzys odczuły natomiast mniejsze sklepy. – Klienci kupują znacznie mniej prezentów, ponadto z reguły wybierają tańsze rzeczy. O ile kiedyś pytali np. o efektowne, drogie bieżniki na stół, to teraz nabywają raczej coś w dużo niższej cenie i bardziej praktycznego. To np. dodatki do ubrania – mówi ekspedientka ze sklepu Decor M w Żorach. Aż 52 procent konsumentów w naszym kraju kieruje się dziś bardziej ceną niż innymi względami.

Komentarze

Dodaj komentarz