Kazimierz Kutz długo po spotkaniu podpisywał książki / Dominik Gajda
Kazimierz Kutz długo po spotkaniu podpisywał książki / Dominik Gajda
Na spotkanie z Kazimierzem Kutzem do rybnickiej biblioteki przyszły tłumy. Trzeba było przynosić krzesła, a i tak nie wszyscy mieli gdzie usiąść.
Spotkanie poprowadziła Aleksandra Klich, rybniczanka, publicystka, autorka biografii Kazimierza Kutza. Zapowiedziała jednak tylko reżysera, a potem zdołała od czasu do czasu wtrącić jakieś pytanie, przerywając blisko dwugodzinny, niezwykle barwny, często rubaszny monolog słynnego Ślązaka. Kutz wyszedł oczywiście od swojej książki „Piąta strona świata”, opowiadającej o skomplikowanych losach Ślązaków. Takiego bardzo pokręconego losu doświadczył Stanisław Kiermaszek, jeden z wojewodów śląskich, który pochodził z Radlina. – Bardzo dobrze go wspominam, bo jak na Ślązaka był człowiekiem niezwykle odważnym. Potrafił postawić się przedstawicielom władzy – opowiadał Kutz. Raz, kiedy nagadał jakiemuś działaczowi partyjnemu, stracił stanowisko. Poszedł do pracy w kopalni. Z tego dołu wyciągnął go ówczesny wojewoda śląski Jerzy Ziętek. Potem został jego następcą. Był skonfliktowany ze Zdzisławem Grudniem, sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach. Podczas jednej z narad KW Kiermaszek wygarnął Grudniowi, co o nim myśli. Zapanowała konsternacja. Wszyscy pomyśleli, że Grudzień jest na bocznym torze, skoro Kiermaszek odważył się go skrytykować. Prawda była inna. A Kiermaszek, żeby zabezpieczyć się przed konsekwencjami, rozebrał się do naga! – Pod wpływem alkoholu? – dopytywała się Aleksandra Klich. – Nie, rozumu – odpowiadał Kutz. W efekcie Kiermaszka wysłano tylko na obserwację psychiatryczną.
„Piąta strona świata” opowiada o właśnie takich ludziach, chociaż historii Kiermaszka w niej nie ma. Jeden z przyjaciół Kutza, który wyemigrował za granicę, wysłał po jej przeczytaniu Kutzowi krótką kartkę z życzeniami długiego życia. „A jak cię będą chcieli bić, to pitej” – zakończył.
Nie zabrakło refleksji o kondycji Śląska. Kazimierz Kutz jest spokojny o jego przyszłość. Jak tutaj będzie za 50 lat? – Tym, którzy stąd nie wyjadą, będzie się żyło lepiej i dostatniej. A Śląsk będzie wolny od tego gówna historii i politycznych głupot rodem z epoki komunizmu – mówił reżyser.
Pewien niesmak mogła wywołać dosyć nachalna promocja Platformy Obywatelskiej i Bronisława Komorowskiego jako kandydata na prezydenta w wykonaniu Kutza. Chociaż porównanie braci Kaczyńskich i PiS-u do ekipy bolszewickiej, która musi mieć wroga żeby funkcjonować, podobało się zebranym.
Było też rubasznie. Kutz opowiadał np. o inicjacji seksualnej młodych Ślązaków. – Ślązaczki nie certoliły się z tymi sprawami. W każdym środowisku była jakaś Andzia, która lubiła te sprawy. I to ona odpowiadała za uświadomienie chłopców. Prowadziła ich w jakieś trzciny i było po wszystkim – opowiadał Kutz.
Wspominał też swój przyjazd z ekipą studentów do Pszowa wiele lat temu. Miejscowi chłopcy przywieźli im... dziewczyny, mówiąc, że są do ich dyspozycji. Kutz zdradził też, jakie jest jego ulubione śląskie słowo. To fizymatenta. Jego pochodzenia, które przytoczył Kutz w Rybniku, nie sposób przytoczyć na łamach. Zdradźmy tylko tyle, że pochodzi z francuskiego i w ten sposób zwracały się do młodych żołnierzy doświadczone prostytutki.

Komentarze

Dodaj komentarz