Takie dyliżanse pocztowe kursowały przez lata na trasie z Berlina przez Rowień do Mikołowa / Żory. Zarys dziejów. Wypisy
Takie dyliżanse pocztowe kursowały przez lata na trasie z Berlina przez Rowień do Mikołowa / Żory. Zarys dziejów. Wypisy

Policjant Borszczyk udowodnił jej kradzież Kubie Malikowi, parobkowi z majątku w Folwarkach, którego zdradził płaszcz, zerwany podczas napadu. Złodziejowi pomagał parobek z majątku na Biesie, nieustalony z imienia i nazwiska.

– Gdy byłem mały, sąsiadka pani Marysia Wowra zapytała mojego tatę, czy podczas budowy domu nie wykopał skarbu. Pracowała na probostwie w Boguszowicach i może znalazła tam jakieś zapisy dotyczące napadu, bo kiedyś Rowień należał do parafii Boguszowice – zastanawia się Alojzy Gamoń, miłośnik historii regionu. Jak dowiedział się z rozmów z profesorem Zygmuntem Laskowskim, nauczycielem historii w żorskim liceum, dyliżans kursował na trasie z Mysłowic do Wrocławia przez Pszczynę, Rowień, Racibórz i Opole. W rejonie Rownia doszło do trzech napadów. Dwa, zorganizowane pod lasem, zakończyły się niepowodzeniem, bo dyliżanse były zaprzęgnięte w cztery rącze konie, więc woźnicom udało się uciec. Trzecia próba została uwieńczona sukcesem.

– Kuba Malik i jego kompan wykorzystali to, iż dyliżans zatrzymał się w zajeździe przy trakcie za wsią. Tutaj zawsze wymieniano konie, a woźnica wstępował na kielicha. W tym czasie przestępcy ukradli dużą drewnianą skrzynię z metalowymi okuciami – opowiada pan Alojzy. Rabusie zostali ujęci w ciągu dwóch, trzech dni, osadzeni w areszcie i poddani wymyślnym torturom. Przyznali się do wszystkiego. Kuba Malik dostał dożywocie. Przesiedział w raciborskim więzieniu 59 lat. Potem został ułaskawiony przez cesarza. Nie chciał jednak wyjść na wolność. Do końca życia pozostał w raciborskim zakładzie karnym jako pracownik porządkowy.

– Moim zdaniem w kufrze nie przewożono kosztowności, lecz dokumenty księcia pszczyńskiego, które chciał złożyć je w swoim największym pałacu w Książu na Dolnym Śląsku. Komuś bardzo zależało na ich przejęciu. Ponieważ złodzieje nie umieli otworzyć skrzyni, wcale jej nie zakopali, tylko przekazali swojemu zleceniodawcy, a ten gdzieś wywiózł – uważa Alojzy Gamoń. W jego opinii gdyby tak nie było, skrzynię ktoś by znalazł, bo całą okolicę wielokrotnie przekopali i poszukiwacze skarbów, i budowniczowie domów, i gospodarze za pomocą pługów. W tej historii jednak pewne jest jedno: że skarb z dyliżansu przepadł jak kamfora.

Komentarze

Dodaj komentarz